Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pożegnaliśmy Andrzeja Kopiczyńskiego [WSPOMNIENIE]

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
Janusz Wójtowicz
W środę pożegnaliśmy Andrzeja Kopiczyńskiego, jednego z najpopularniejszych polskich aktorów. Niezapomnianego „Czterdziestolatka”.Miał 82 lata. Był absolwentem łódzkiej Szkoły Filmowej. I wszystkie jego żony były związane z Łodzią. Aktor od dłuższego czasu chorował na Alzheimera.

Widzowie zapamiętali go jako „Czterdziestolatka”, ale to on też grał Mikołaja Kopernika w filmie Ewy i Czesława Petelskich, czy porucznika Wiktora Kotarskiego w wyświetlanej swego czasu często w telewizji „Jarzębinie czerwonej”. Kilka lat temu pojawił się gościnnie w „Świecie według Kiepskich”, „Lekarzach” czy „Plebanii”. Zagrał też jedną z głównych ról w komediowym serialu „Lokatorzy”,.

Pochodził z Międzyrzeca Podlaskiego na Lubelszczyźnie. Urodził się w tym miasteczku 15 kwietnia 1934 roku. Jego rodzicami byli Helena i Konstanty Kopiczyńscy. W książce Krystyny Gucewicz „Andrzej Kopiczyński. Jak być kochanym” opowiadał, że był szczupłym, blondynkiem o niebieskich oczach. Bardzo ładnym.

- Moja ciotka chciała zrobić ze mnie dziewczynkę - wspominał. - Ubierała mnie w sukienki i wiązała kokardy we włosach. Buntowałem się i okropnie płakałem.

Czytaj też:Nie żyje aktor Andrzej Kopiczyński, słynny serialowy „Czterdziestolatek”. Zmarł w wieku 82 lat

Jego dzieciństwo brutalnie przerwał wybuch II Wojny Światowej. Były to dla niego ciężkie czasy. Mimo że był dzieckiem to dwa razy otarł się o śmierci. Opowiadał, że raz nagle stracił przytomność. Ojciec zaniósł go do szpitala polowego. Okazało się, że chłopak ma za mało czerwonych krwinek. Trzeba było przetoczyć krew. Udało się uratować przyszłego aktora.

Innym razem bawił się z kolegami w rozbrajanie min. Zaraz po wojnie w okolicy było ich dużo. Niestety zabawa skończyła się tragicznie. Jedna z min wybuchła.

- Byłem cały we krwi. Kości dłoni przebiły skórę - wspominał. - Chciałem opłukać ręce i zanurzyłem je w... gnojówce.

I tu znów uratował go ojciec. Lekarze chcieli amputować dwa palce. Ojciec nie chciał się zgodzić. Na szczęście operacja się udała. Ojciec aktora Konstanty Kopiczyński po wojnie był działaczem PSL Mikołajczyka. Ta partia nie cieszyła się, delikatnie mówiąc, przychylnością nowej władzy. Szukało go UB. Ojciec Andrzeja został aresztowany. Ale uciekł z więzienia. Schronienie znalazł na Ziemiach Odzyskanych, gdzie z czasem ściągnął rodzinę. Potem mieszkali we Wrocławiu.

Po zakończeniu wojny rodzina cierpiała głód.

- Byłem niedożywiony - wspominał po latach. - Chodziłem po świetlicach domów dziecka. Gdy w jednym zjadłem zupę, biegłem do następnego. Starając się pomóc rodzicom, próbowałem zdobyć pieniądze wszędzie, nie zawsze w legalny sposób. Kradłem. Wiele mieszkań poniemieckich było zaplombowanych. Dla mnie i kolegów to nie był problem. Kradliśmy ołowiane rury z mieszkań, bo ołów bardzo dobrze szedł...

Andrzej Kopiczyński jest absolwentem łódzkiej Szkoły Filmowej. Na wydział aktorski dostał się za pierwszym razem. Lubił opowiadać o dniu, w którym zafascynowało go aktorstwo.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

- Pewnego dnia ze szkolnego okna zobaczyłem podwórko Ligi Kobiet Polskich - wspominał w wywiadach. - W czasie przerwy po rynnie zszedłem na to podwórko. I dowiedziałem się, że tam jest scena. Zapatrzony w ojca, który w teatrze amatorskim był aktorem, reżyserem i scenografem, też zapragnąłem spróbować swoich sił. Krążyłem dotąd, dopóki panie nie przyjęły mnie do zespołu.

Dyplom Wydziału Aktorskiego łódzkiej szkoły otrzymał w 1958 roku. A więc wtedy, gdy szkoła filmowa i aktorska połączyły się w Państwową Wyższą Szkołę Filmową i Teatralną. Na studiach w Łodzi poznał swoje dwie pierwsze żony. Małżeństwo z koleżanką z roku trwało krótko. Potem ożenił się z Marią Chwalibóg, która studia skończyła dwa lata przed nim. Zagrała m.in. główną role w filmie „Kobieta samotna” w reżyserii Agnieszki Holland. Ale to małżeństwo też zakończyło się rozwodem. Andrzej Kopiczyński poznał młodszą od siebie o 13 lat Ewę Żukowską. Była łodzianką. Urodziła się w tym mieście w 1946 roku. Tu skończyła Szkołę Filmową. Była córką pary znanych łódzkich aktorów Marii Kozierskiej i Feliksa Żukowskiego - był dyrektorem Teatru Powszechnego i Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi. Ze związku z Ewą Żukowską aktor ma córkę Katarzynę. Ale i to małżeństwo zakończyło się rozwodem. W Jałcie na Krymie, gdzie kręcono zdjęcia do serialu „Życie na gorąco” poznał Monikę Dzienisiewicz, byłą żonę Daniela Olbrychskiego, z którym miała syna Rafała. Ale Monika i Andrzej ślub wzięli po 20 latach związku.

Co ciekawe Monika Dzienisiewicz też pochodziła z Łodzi, skończyła łódzką Szkołę Filmową, a potem wiele lat w niej wykładała.

Andrzej Kopiczyński zawsze podobał się kobietom. Nie ukrywał, że też je uwielbiał. - Zawsze byłem, jestem i mam nadzieję, że będę nimi zafascynowany - zapewniał w wywiadach. - Często powtarzam, że jest to inna, wyjątkowa odmiana ludzi

Po skończeniu łódzkiej szkoły wyjechał do Olsztyna. Przez dwa lata występował w tamtejszym Teatrze im. Stefana Jaracza. Potem był związany z teatrami w Bydgoszczy i Koszalinie. W 1963 roku wyjechał do Szczecina. Przez siedem lat był aktorem tamtejszego Teatru Dramatycznego. Na jego deskach zagrał między innymi Romea. I łamał serca swoim fankom, które miłosne liściki zostawiały w teatralnej portierni.

W 1970 roku Andrzej Kopiczyński wyjechał do Warszawy i tak rozpoczął się warszawski etap jego kariery. Był związany z Teatrem Narodowym, Rozmaitości, Na Woli, a od 1986 roku aż do przejścia na emeryturę z Teatrem Kwadrat w Warszawie.

Gdy w 1973 roku dostał propozycję, żeby zagrać Stefana Karwowskiego w „Czterdziestolatku” miał już za sobą rolę Mikołaja Kopernika w filmie Petelskich. Przyniosła mu już sporą popularność. Było to jednak preludium do tego co stało się po „Czterdziestolatku”. Jerzy Gruza, który jest reżyserem, a także wspólnie z Jerzym Teodorem Toeplitzem napisał scenariusz serialu, opowiadał w radiowej „Jedynce”, że powstał on przypadkiem.

- Początkowo był pomysł, by z rozterek 40-letniego mężczyzny zrobić kabaret, potem dopiero narodził się pomysł serialu, który musiał przeleżeć swoje nim trafił na ekrany telewizji - wspominał Jerzy Gruza. - Dopiero przypadkowa sprawa, że Szczepańskiemu wrzucono go do bagażnika na weekend, mówiąc: „Prezesie, tu jest taki serial. Zobaczcie czy to można puścić czy nie”. Pojechał z 7-odcinkowym serialem na daczę i po obejrzeniu stwierdził, że można to puścić.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Jerzy Gruza mówił w radio, że razem z Toeplitzem zaczęli pracować nad „Czterdziestolatkiem”, gdy obaj skończyli 40 lat.

- Mieliśmy te same problemy i te same napięcia - wyjaśniał reżyser. - Odkryliśmy, że pojawiła się u nas menopauza męska, bo mężczyzna po czterdziestce odczuwa pewnego rodzaju zachwiania psychiczne, fizyczne, pewną beznadzieję, itd.

Stefan Karwowski po swych 40-tych urodzinach miał więc dwa wyjścia: umrzeć lub się zmienić. I zaczął się zmieniać,

- Nawet wybór aktora przebiegł tak, że wpadłem na pomysł, by casting robić wśród panów, którzy skończyli lub są bliscy skończenia 40 lat - wyjaśniał w „Jedynce” Jerzy Gruza. - Pamiętam, że wybrałem Andrzeja, a wszyscy byli przeciwko, bo wcześniej zrobił film o Koperniku i był znany jako Kopernik. Uparłem się, by był to właśnie on, bo odpowiadał wyobrażeniom o mężczyźnie, który jest szarpany przez różnego rodzaju historie. To był człowiek miotany w systemie, który funkcjonował wówczas dosyć ostro, ale też i rodzinnie, i pod względem pewnych namiętności. Zatem wszystko, co mieliśmy i przeżywaliśmy, jak np. wypadające włosy i problem łysienia, wkładaliśmy w tę postać.

Wybór Andrzeja Kopiczyńskiego do roli Stefana Karwowskiego okazał się strzałem w dziesiątkę. Aktor do końca życia dla wielu widzów pozostał „Czterdziestolatkiem”. Nie udało mu się wyzwolić z tej roli.

- Byłem bardzo szczęśliwy pracując w tym serialu - wspominał w po latach w jednym z wywiadów Andrzej Kopiczyński. - Kłopot w tym, że minęło prawie następnych 40 lat, a ja ciągle jestem tym serialowym czterdziestolatkiem. To z jednej strony miłe, ale z drugiej z czasem zaczęło przeszkadzać. Bywało, że miałem propozycję poważniejszych filmów. Już czytałem scenariusz, wszystko było na najlepszej drodze, a tu nagle producent protestował: tak nie może być, to jest poważny film, a tu nagle wejdzie Karwowski i wszystko zepsuje. Były więc i plusy, i minusy roli w „Czterdziestolatku”.

Ale też jako profesjonalista wychodził z założenia, że aktor powinien zagrać wszystko.

- Bo aktorem jest się dla publiczności - tłumaczył w wywiadach. - Nigdy nie zabiegałem o tak zwaną popularność. Po prostu wykonywałem swoją pracę. Ponieważ scenariusz „Czterdziestolatka” był fantastyczny, obsada również, nie mogłem się wahać. Bardzo przeżywałem emisję pierwszego odcinka. Bałem się, czy ludzie w ogóle będą chcieli oglądać ten serial. Pamiętam, że siedziałem w oknie i nerwowo sprawdzałem, czy gdzieś z otwartych okien nie słychać dźwięków telewizora. Pamiętam też uczucie ulgi, gdy okazało się, że tak, oglądają.. Cieszę się, że udało mi się przekonać reżysera, że nie będą grał Karwowskiego komediowo, lecz wręcz przeciwnie, będę bardzo serio, bo dzięki temu osiągniemy znacznie lepszy efekt komiczny. Przekonałem Jerzego Gruzę i wygrałem!

„Czterdziestolatek” dał aktorowi niebywałą popularność. Ale nie narzekał na nią.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

- Nigdy ze strony ludzi, których spotykałem na ulicy czy gdziekolwiek by to nie było, nie spotkała mnie najmniejsza przykrość - zapewniał w wywiadach. - Wręcz odwrotnie. Mam nawet dość ułatwione życie we wszelkich instytucjach czy urzędach. Ludzie są dla mnie niezwykle sympatyczni. Co dla mnie ważne, pamiętają nie tylko Stefana Karwowskiego, ale i moje nazwisko.

Łodzianka Monika Dzienisiewicz była czwartą żoną aktora. Spędzili ze sobą wiele lat i uchodzili za udaną parę. W wywiadach Monika Dzienisiewicz podkreślała, że jej mąż charakteryzuje się ciepłem, łagodnością.

- Jest uroczym skromnym i pozbawionym jakiegokolwiek snobizmu człowiekiem - mówiła „Życiu na gorąco”. - Jest w nim trochę ojca, trochę przyjaciela, trochę kochanka i trochę męża.

Andrzej Kopiczyński twierdził zaś, że jego żona to silna osobowość, wielka inteligencja i uroda.

- Nie jesteśmy idealną parą, bo często się ścieramy - zapewniał Andrzej Kopiczyński. - Żona jest osobą, która chce dominować. Jeśli uważam, że mam rację, nie ustąpię. Poddaję się wtedy, kiedy... chcą. Najczęściej dochodzimy jednak do kompromisu. Myślę, że pomimo, że nie zawsze było łatwo, udało nam się w życiu. Jesteśmy z sobą szczęśliwi.

Nie brakowało ich życiu ciężkich chwil. „Życiu na gorąco” opowiadali, że taką próbę przeżyli w 2002 roku. Wtedy Monika o mało nie straciła wzroku.

- Z dnia na dzień z osoby funkcjonującej normalnie, stałam się niepełnosprawna - opowiadała w „Życiu na gorąco”. - Osobą, bez której nie przeszłabym przez to wszystko był Andrzej. Moja podpora pod każdym względem.

Niedługo po tym zachorował jej mąż. Miał kłopoty z sercem, znalazł się w szpitalu. Wtedy ona zaczęła się nim opiekować. Nie opuściła też męża, gdy zaczął zapadać na chorobę Alzheimera. Nagle zaczął zapominać o drobnych rzeczach, nazwiskach. Choroba zaczęła jedna szybko postępować. Żona cały czas była przy mężu... 25 czerwca tego roku Monika Dzienisiewicz nagle zmarła. Doznała wylewu prowadząc samochód. Andrzej Kopiczyński po śmierci ukochanej żony trafił do domu opieki. Nie poznawał nikogo, żył w swoim świecie. Zmarł w czwartek (13 października) w Warszawie. Został pochowany w środę (19 października) na warszawskich Starych Powązkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki