Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Praca jako św. Mikołaj - przyjemna, potrzebna, ale nie lekka

Matylda Witkowska
Pan Stanisław przed wyjściem do Galerii Łódzkiej używa perfum i stosuje makijaż
Pan Stanisław przed wyjściem do Galerii Łódzkiej używa perfum i stosuje makijaż Jakub Pokora
Bycie Mikołajem to najmilsza praca na świecie - zapewniają panowie wcielający się w tę rolę przed Bożym Narodzeniem. Bo gdy widzi się szczęście w oczach dzieci, wszystko inne przestaje być ważne. Na przykład to, że pod kostiumem człowiek poci się jak w saunie, że na kolana ładują się zażywne emerytki, a podpita młodzież woła: "Ty, Mikołaj, wyskakuj z prezentów!".

Męskie perfumy i róż

Mikołajem zostaje się zwykle po dorobieniu się wnucząt. Czasem przez przypadek, czasem z życiowej potrzeby dodatkowego zarobku. Pan Tadeusz, 50-letni Mikołaj z Manufaktury, poza "sezonem" jest elektrotechnikiem. - Pracuję za śmiesznie niską pensję na umowie śmieciowej. Praca Mikołaja nie dość, że jest fantastyczna, to jeszcze pozwala dorobić - mówi.

Posadę "manufakturowego Mikołaja" zdobył w castingu. - Konkurencja nie była zbyt ostra, a ponieważ mam dwie córki, castingowe pytania typu: "Jakie prezenty są najlepsze dla dziewczynek", były dla mnie pestką - opowiada.

Pan Tadeusz już trzeci rok z rzędu przesiaduje w czerwonym stroju w rotundzie Manufaktury. Praca jest przyjemna, ale - wbrew pozorom - nie jest lekka. - W ciągu dnia podnoszę na kolana ponad dwieście dzieciaków. Każdy waży 20-30 kilogramów. Można się zmęczyć - zwierza się.

Dodatkowym wyzwaniem jest strój, przewidziany jak wiadomo na ciężką lapońską zimę. - Pod spód zakładam tylko podkoszulkę i bokserki, ale i tak jest w nim strasznie gorąco - przyznaje pan Tadeusz.

W takich warunkach od Mikołaja wymaga się wyjątkowej dbałości o higienę. Dlatego pan Stanisław, 61-letni Mikołaj z Galerii Łódzkiej, pracujący dla firmy mikolaj.info.pl, oprócz dezodorantu przed wyjściem do pracy stosuje też dobre perfumy. - Dzieci przytulają się do mnie, siadają mi na kolanach. Muszę i dobrze wyglądać, i ładnie pachnieć - wyjaśnia pan Stanisław.

Perfumy mają męski zapach. Za to nieco mniej męskie są kosmetyki, które codziennie nakłada mu na twarz żona. - Najpierw kładzie krem, potem puder i róż na policzki - wylicza.

Do tego dochodzi brokat na twarz i brodę oraz specjalne okulary. - Ale bez szkieł, bo światło lampy błyskowej nieładnie się w nich odbija - tłumaczy. Pan Stanisław ma w grudniu prawdziwą brodę. Zapuszcza ją zawsze od maja, a po Bożym Narodzeniu ścina. - Noszenie brody jest w porządku, choć trzeba ją często myć, czesać i pielęgnować specjalnymi płynami - zdradza sekrety Mikołajowej urody.

Ale niedogodności związane z utrzymaniem odpowiedniego wyglądu rekompensują Mikołajom dzieci, które patrzą na nich zauroczone. I nie tylko patrzą... - Opowiadają o swoim życiu, o marzeniach. Spotkanie z każdym dzieckiem jest inne. To fantastyczna przygoda - zapewnia pan Tadeusz.

Ale zdjęcie z Mikołajem chcą sobie zrobić nie tylko dzieci. Na kolanach siadają mu często panie w wieku emerytalnym. - Raz zdjęcie z Mikołajem zrobił sobie ze mną 80-letni dziadek - wspomina pan Tadeusz. - Oczywiście się zgodziłem, bo pieniądze idą na cel charytatywny. A raz przyszedł do mnie drugi Mikołaj. Nie pamiętam już skąd był, ale bardzo się ucieszyliśmy na swój widok. Zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie - wspomina.
Ale nie każdy maluch na widok Mikołaja się cieszy.

- Czasem dziecko jest przerażone i ryczy, a rodzic upiera się, że musi mieć zdjęcie z Mikołajem - opowiada Mikołaj z Manufaktury. - Mówię takiemu rodzicowi, żeby dziecka nie straszył i wrócił za rok, gdy maluch będzie odważniejszy.

Inną radę ma Mikołaj z Galerii Łódzkiej. - Najlepiej jest podawać dziecko Mikołajowi tyłem, żeby nie widziało Mikołaja i nie mogło się przestraszyć. Jak siedzi na kolanach, to już zwykle jest dobrze - podpowiada.

Słodka zemsta

Jeszcze więcej przygód mają Mikołaje, którzy jeżdżą z wizytami domowymi i przedszkolnymi. W tej pracy najważniejszy jest refleks. - Tu nie da się niczego zaplanować, trzeba na bieżąco odpowiadać na pytania: gdzie stoją renifery albo czy jestem prawdziwy - opowiada Wiktor Malinowski, właściciel firmy Ergo Media, który - oprócz innych eventów - organizuje też wizyty Mikołajów.

Czasem zdarzają się niespodzianki, które wymagają żelaznych nerwów. - Raz w ostatniej chwili odebrałem telefon, że w grupie będzie dwoje dzieci więcej. Zdążyłem wejść do sklepu i kupić maskotki. W tym roku będę już zawsze jeździł z "awaryjną" zabawką - zapowiada.

Mikołaje najbardziej nie lubią małych racjonalistów, którzy w bajki o saniach z reniferami nie wierzą. A takich ostatnio jest coraz więcej. - Mam sześcioletniego sąsiada. W ogóle nie wierzył w Mikołaja - oburza się pan Wiktor. Dlatego w jedną z Wigilii ubrał się w czerwony strój, wziął torebkę słodyczy i zapukał do jego drzwi.

- Powiedziałem, że jestem Świętym Mikołajem i mam prezent. Nie poznali mnie. Matce z wrażenia opadła szczęka, dziecku też. Ale mały w Mikołaja w końcu uwierzył - opowiada z satysfakcją pan Wiktor.

Współcześni Mikołaje nie noszą ze sobą rózg, ale rodzice nadal próbują wykorzystywać ich wychowawczo. - Każą dzieciom obiecać, że - na przykład - poprawią wyniki w szkole - relacjonuje.

- A nam jedna dziewczynka powiedziała: "Mikołaj? Do mnie? Przecież byłam niegrzeczna!" - śmieje się Ania Wiśniewska, która od kilku lat jako aniołek odwiedza dzieci podczas akcji Caritasu "Serce na Gwiazdkę".

Aniołek to dodatek

Ania nie ma lekko. Orszak Świętego Mikołaja to jedno z ostatnich miejsc, w których równouprawnienie nie istnieje. Nieważne, jak ładny strój będzie mieć aniołek czy śnieżynka - w dziecięcym świecie liczy się tylko On. - Czasem jest mi trochę przykro - przyznaje Ania. - Mikołaj zwykle w podziękowaniu dostaje od dzieci laurki. Ja jestem gdzieś z tyłu, laurkę dostałam tylko raz... Ale taka jest rola aniołka - przyznaje.

Jako aniołek ma białe giezło, skrzydełka i gwiazdkę. - To bardzo sympatyczny strój, budzi ciepłe uczucia wśród osób - zapewnia.

Wesoło jest także wtedy, gdy Mikołaj nie zdąży się przebrać i między jednym a drugim zleceniem pojawia się w pełnym rynsztunku na ulicy. - Jeżdżę samochodem w stroju Mikołaja. Gdy stoję na skrzyżowaniu, ludzie macha-ją i przesyłają buziaki. Czasem młodzież woła: "Mikołaj, daj prezent" - opowiada Malinowski.

Gorzej, gdy Mikołaj nie pojawia się… na własnej Wigilii. - W zeszłym roku dotarłem do domu tuż przed północą - przyznaje pan Stanisław. - Nie było mowy, by złożyć wnukom życzenia. Dawno już spały.

Najgorzej jest, gdy Mikołaj widzi smutek dziecka i mimo najszczerszych chęci nie może mu pomóc. - Dziecko siedziało w mieszkaniu bez prądu, bo mama nie miała pracy - wspomina Ania Wiśniewska. - Kobieta się przede mną otworzyła, opowiadała o kłopotach, a ja nie wiedziałam, co robić.

Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. - Po kilku miesiącach dowiedziałam się, że mama znalazła pracę - opowiada.
Innym razem przyszła do chorego chłopca, który zaraz po świętach miał iść do szpitala. - Zaśpiewał mi piosenkę. Gdy skończył, rodzice mieli łzy w oczach. Ja też - opowiada.

Mikołaj Wiktor też pamięta taką wizytę. - Chłopiec spojrzał na mnie z wyrzutem i powiedział: "Dlaczego nie przyszedłeś do mnie w zeszłym roku? Ja tak na ciebie czekałem". Nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć - wspomina.

Największe kłopoty sprawiają dziecięce prośby o zdrowie. - Szepczą mi do ucha, że zamiast zabawek chcą, by mama czy młodsza siostra wyzdrowiały - mówi pan Tadeusz. - Mówię im zawsze, że to najpiękniejsze życzenia i mam wielką nadzieję, że się spełnią.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki