Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Premiera „Szarlatana”: Z konieczności dokonania wyboru wyleczyć się nie da [RECENZJA]

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Wyrazista, niejednoznaczna postać, poprzez którą można metaforycznie opowiadać o losie człowieka i jego uwikłaniu w okoliczności, w jakich przyszło mu żyć, precyzyjnie skrojony do niezbędnych elementów scenariusz, świetni aktorzy i jeszcze lepsza reżyseria. Niby oczywista recepta na film, a nie zawsze udaje się ją zrealizować. A już nieczęsto tak dobrze, jak w „Szarlatanie”.

Jan Mikolášek, bohater filmu Agnieszki Holland, zielarz i uzdrowiciel jest - jak przyznaje sama reżyserka - zupełnie nie znany poza Czechami, a i w samej ojczyźnie należy obecnie do osób nieco zapomnianych. Lecz w okresie międzywojennym i już w czasie komunizmu, do końca lat 50. był niezwykle popularny, dorobił się własnej „kliniki”. Był odrębny, zatem komunizm (za którym niektórzy tęsknią, przekonując, iż był lepszy od tego, co mamy) okradł go z majątku, zniszczył mu schyłek życia i postawił przed sądem, domagając się kary śmierci. Agnieszka Holland, przenosząc tę osobowość i historię na ekran dotknęła istoty zderzenia jednostki pragnącej samodzielności z koniecznością (a może wyborem) pójścia na kompromisy z rzeczywistością. W mistrzowsko opowiedzianym filmie.

Agnieszka Holland - dysponując bardzo dobrym scenariuszem autorstwa Marka Epsteina i korzystając z usług znakomitego operatora Martina Štrby - przygotowała wymyślnie skonstruowany film, pozbawiony „przegadania”, wypełniony szykownie sfotografowanymi, symbolicznymi scenami. Na początku obserwujemy, jak Antonín Zápotocký, prezydent Czechosłowacji, dosłownie wyziewa ducha, na finał mamy zamykające się drzwi. Takich elementów zobaczymy sporo, także przewrotnych, jak homoseksualna wersja telimenowskiego spotkania z mrówkami. Artystka imponująco całość wyreżyserowała, kunsztownie wkomponowała efektowne retrospekcje, nadała przedsięwzięciu poruszający, niepokojący klimat z jednej strony osaczenia, niezależnego od podejmowanych decyzji, z drugiej bólu wewnętrznego rozdarcia, kiedy stajemy się poligonem zmagań dobra ze złem, gotowości do poświęceń z konformizmem, pragnień z obyczajowością. Kolejne fragmenty narracji zmyślnie się zazębiają, uwaga i wrażliwość widza są subtelnie, ale i precyzyjnie kierowane ku temu, na czym autorce najbardziej zależy. A my się temu możemy bezgranicznie poddać, hipnotycznie „zaciągnięci” do przedstawianego na ekranie świata. Tradycyjna, najznakomitsza szkoła budowania relacji pomiędzy filmem a widzem.

Jana Mikoláška poznajemy w momencie, kiedy traci swego powojennego protektora (prezydent był jednym z pacjentów zielarza), ale Holland zabiera nas w podróż przez całe życie swojego bohatera, w którym odbija się drastyczna historia pierwszej połowy dwudziestego wieku. Mikolášek odkrywa swój dar ratując siostrze nogę objętą gangreną, później już chce tylko leczyć, pomóc tylu ludziom, ilu będzie w stanie. Od wiejskiej uzdrowicielki uczy się rozpoznawania choroby na podstawie oglądania pod światło buteleczek z moczem klienta. Staje się wyjątkowo skuteczny, dzięki opracowanym przez siebie śmiałym mieszankom ziół. I musi zdawać egzaminy, najpierw przed państwową komisją, która sprawdzi jego znajomość roślin; później przed gestapo, gdzie ratuje życie stawiając bezbłędną diagnozę w kilkudziesięciu przypadkach patrząc na próbki z niemal przystawionym do skroni pistoletem. Komuniści tolerują go, dopóki jest im potrzebny, potem w swym szale niszczenia wszystkiego, co przed nimi, niszczą Mikoláška z pasją sfrustrowanych egzaminatorów.

Holland świetnie rysuje niejednoznaczność głównego bohatera. Jego nie do zasklepienia rany wyniesione z frontu I wojny światowej, poczucie oderwania od własnej rodziny, zgodę na kolaborowanie z reprezentantami każdej władzy, byleby tylko móc robić to, czemu się całkowicie oddał, niemożność ujawnienia romansu z asystentem, co sprawia, iż posuwa się do czynów niegodnych czy przeciwstawioną zakrętom doczesności szczerą wiarę, którą akurat reżyserka przedstawia tu jako karanie samego siebie, a wygląda ona raczej na oddawanie Bogu swego cierpienia, co nie do końca jest tym samym. Twórczyni filmu wybrała też do tego zadania pierwszorzędnych aktorów: Ivan Trojan i jego syn Josef, grający dojrzałego i młodego Mikoláška są bezbłędni, maksymalnie skupieni, pięknie kontrastują godzenie się z przemijaniem z wybuchową determinacją. Klasę pokazują i aktorzy drugiego planu - od Juraja Loja po Jaroslavę Pokorną.

Filmowa opowieść o Janie Mikolášku przekonuje, że wszystko ma swą cenę, a życie wcześniej czy później postawi nas przed koniecznością dokonywania wyboru. Konformizm, który zdajemy się tak czasem doceniać, też może wymagać poświęcenia. Kogoś bliskiego.

Szarlatan Czechy/Polska/Słowacja/Irlandia, dramat, reż. Agnieszka Holland, wyst. Ivan Trojan, Juraj Loj, Josef Trojan

★★★★★☆

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki