Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Premiera w Teatrze Studyjnym: Gęsi manifest

Łukasz Kaczyński
Piotr Jęczara i Agnieszka Żulewska w scenie ze spektaklu
Piotr Jęczara i Agnieszka Żulewska w scenie ze spektaklu fot. Teatr Studyjny
Nikolaj Kolada od połowy lat 90. określany jest mianem najwybitniejszego dramaturga współczesnej Rosji. Jego "Gąska", historia życiowych dramatów członków małomiasteczkowego teatrzyku, jako spektakl dyplomantów łódzkiej szkoły filmowej po kilku latach powrócił na deski Teatru Studyjnego, tym razem w reżyserii Grigorija Lifanova.

Błyskawice siekają, gdy w czerwonym prochowcu porucznika Colombo w drzwiach pokoju Nonny (Anna Sandwicz), nowo przyjętej do teatru aktoreczki, staje niemłoda już żona dyrektora, Ałła (Agnieszka Żulewska). Od słownej perswazji przechodzi do czynów, byle pozbyć się romansującej z jej mężem "gąski" i wtedy w łóżku dziewczyny odnajduje dyrektora artystycznego, Fiodora (Jan Marcinkowski). Fiodor chce żenić się z Nonną, ale dowiaduje się o jej romansie z Wasilijem (Piotr Jęczara). Nonna, która widzi w sobie powód wszelkiego nieszczęścia, paplając jakieś natchnione androny, idzie się topić w Wołdze. Ałłę w rodzinnej tragedii pociesza Diana (Oriana Soika), przyjaciółka i aktorka, eksżona Fiodora, która wcześniej o romansie Wasilija wiedziała. Ałla nie będzie więc i jej szczędzić razów. Szybko dowiadujemy się kto z kim, dlaczego i jak długo. Wszyscy się wzajemnie ranią i pocieszają. Nie ma nikogo, kto miałby szczere intencje. Ale aktorzy teatrzyku nawet wobec własnych tragedii nie potrafią być sobą. Przesiąknięci kwestiami postaci, które kiedyś grali, popadają w egzaltowane, bełkotliwe monologi.

Gorzka komedia Kolady jest tak naprawdę goryczy pozbawiona. O rozterkach aktorów opowiada z tragifarsowym zacięciem. Suchy dokumentalizm zastąpiono slap-stickowym blichtrem. Na długo w pamięci pozostanie Ałła, której energia językowa zwielokrotniona niskim tonem głosu Żulewskiej, napędza spektakl. Jest jak nakarmiona trotylem, którą postawiono przy ognisku i czekano czym wybuchnie: szyderczym śmiechem, czy nieutuloną rozpaczą. To bezustanne lawirowanie między skrajnościami ogląda się z zadowoleniem, o wspólnym z Dianą, niezrównanym, wariackim duecie nawiedzonych fanek Ałły Pugaczowej nie wspominając! Płeć niepiękna także aktorsko zdaje się być zdominowana. Rozczochrany, zahukany przez żonę Wasilij i Fiodor, też nie mniejszy dzieciuch, który boleśnie zaczyna odczuwać swe nieudane życie, nie porywają, ale i nie rażą zbytnio. Jest jeszcze jeden aktor: fotel-samograj. Mebel niemiłosiernie rzępoli potworki Pugaczowej i cały tragizm szlag bierze!
Gdzie jest ustanowiony cudzysłów? Publiczność wita i na spektakl zaprasza Wasilij, przekrzykując wyjącą z tranzystorowego telewizora radziecką pieśniarkę. Do Fiodora-Marcinkowskiego koleżanki z roku mówią per "stary capie". Gdy w finale Diana skiksuje w czasie próby do "Wiśniowego sadu", zapalają się reflektory, znika kurtyna i jak w finale "Transatlantyku" w reżyserii Mikołaja Grabowskiego, artyści w gwarze żartują z siebie. Bo i nie o badanie dna rosyjskiej duszy tu chodzi. Jak się tego podjąć, gdy od śmiechu boki bolą?

"Gąska" to przede wszystkim zabawa aktorskim rzemiosłem i cieszy swoboda, z jaką przychodzi ona studentom "filmówki". Używają tekstu, by powiedzieć o sobie, jako o przyszłych utalentowanych aktorach, w przypadku których nie może sprawdzić się scenariusz Kolady. Prawo do takiej buty daje im "Gąska", którą potwierdzają, że Studyjny, póki co, w tym sezonie to najciekawsza łódzka scena dramatyczna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki