Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezes ŁKS żartuje? Trochę o ŁKS, trochę o meczu z Arką, trochę o nas samych [komentarz]

R. Piotrowski
Piłkarze ŁKS w sobotę zmierzą się z Arką [Fot. Grzegorz Gałasiński]
- Nie ma w ŁKS tematu zwolnienia trenera. Nawet jeśli spadniemy z ekstraklasy, to wrócimy z trenerem Moskalem u steru – stwierdził podczas środowej „Piłki meczowej” na antenie telewizji Toya prezes ŁKS, Tomasz Salski. A powiedział to po sześciu porażkach z rzędu, trzy dni przed arcyważnym meczem z Arką Gdynia. Oszalał?

Można ten mecz anonsować jako starcie ostatniej z przedostatnią drużyną w tabeli. Można i inaczej, wskazując chociażby na to, że na boisku w al. Unii 2 dojdzie do konfrontacji beniaminka, który ostatnie punkty w lidze zdobył osiem tygodni temu, a przed własną publicznością jeszcze w tym sezonie nie wygrał, z zespołem piłkarsko bardzo dziś nieciekawym i punktującym summa summarum niewiele lepiej od ełkaesiaków.

Ale można też, mając w pamięci ostatnie słowa prezesa Tomasza Salskiego wypowiedziane w środowy wieczór w studiu telewizji TOYA, spojrzeć na sobotnią konfrontację w skali makro i zapominając na chwilę o ciężarze gatunkowym starcia z Arką (te słynne mecze o „sześć punktów”…) cieszyć się emocjonującym widowiskiem, nie uzależniając przy tym końca świata od jego rezultatu.

Tego końca świata bez względu na wynik meczu ŁKS z Arką w al. Unii 2 nie będzie. Dla prezesa łódzkiego klubu nie zachodzi tu żadna korelacja. Ci, którzy dobrze życzą beniaminkowi, i ci, którzy życzą mu źle, a postrzegają futbol wyłącznie przez pryzmat wyświechtanego (choć sprawdzającego się na krótkim dystansie) frazesu, wedle którego „jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz” będą zawiedzeni. Czy bowiem ŁKS wygra, czy przegra z Arką, świat się nie zawali, łódzki klub nie przestanie istnieć, a Kazimierz Moskal nie straci posady.

Dlaczego? Być może, bo… porażka reprezentacji z Słowenią, wrzesień bez polskich drużyn w pucharach, bo ŁKS błąkający się latami gdzieś w środku tabeli tak przaśnej i rubasznej niekiedy ligi, jak kolejne imieniny u cioci. Pozornie dwa pierwsze niewiele mają wspólnego ani z ŁKS-em, ani z trenerem Moskalem, ale wydaje się, że włodarze łódzkiego klubu uparcie forsując szkoleniowca i idąc niejako pod prąd ligowym trendom (ilu prezesów klubów ekstraklasy pozostawiłoby na stanowisku trenera po sześciu porażkach z rzędu?) dają do zrozumienia, że powielany przez większość polskich klubów modus operandi zdaje egzamin wyłącznie na krótką metę. Niczego nie uczy, niczego nie zmienia. Nic nie wnosi ani do polskiej piłki, ani do polskiego sportu. Pogłębia natomiast kryzys, którego skalę ocenić ten tylko zdoła, kto wypracował w sobie zdolność spoglądania na zjawiska z innego, nie obarczonego sentymentami i przesadną emocjonalnością, punktu widzenia.

ŁKS pewny jest Moskala i pewny jego grania. Gotów jest nawet zapłacić za tę wiarę wysoką cenę równoznaczną ze spadkiem z ekstraklasy (choć, czy przyjdzie mu zapłacić tak drogo okaże się dopiero za kilka miesięcy). Wierzy bowiem w to – i takie jego prawo – że w końcowym rozrachunku, nie jednej rundy i nie sezonu, ale okresu liczonego w kilku co najmniej latach – wyjdzie na swoje, innymi słowy - zrobi kolejny krok, pokona dojmującą barierę bezładnej kopaniny, która przestała robić wrażenie nawet na piłkarskich potęgach z Białorusi, Słowacji i Luksemburga.

- Odpowiadam za pewien okres w historii ŁKS i z tego chcę być rozliczany. Z tego, czy ten klub się rozwija, czy tu jest tak zwana normalność. Dlatego chciałbym abyśmy patrzyli szerzej, nie tylko przez kontekst ostatniego meczu czy nawet rundy. Tak po prostu postrzega się każdy biznes – powiedział kilka lat temu Tomasz Salski, gdy klub awansował do pierwszej ligi. Zdania nie zmienił.

Simon Kuper i Stefan Szymański, dwaj „jajogłowi”, autorzy książki „Futbonomia”, pasjonującego studium piłki nożnej, tutaj postrzeganej przez pryzmat ekonomii, psychologii, ale także historii, już dawno temu zauważyli (i mają na to dowody), że zmiana szkoleniowca, zwłaszcza takiego z potencjałem (a Moskal do tej grupy się zalicza) świadczy co najwyżej o niedojrzałości ludzi kierujących klubami, a w drugiej kolejności o bardzo powierzchownym w gruncie rzeczy sposobie doświadczania futbolu przez domagających się takich radykalnych zmian kibiców. Obaj dowodzą zresztą, że efekt „nowej miotły” to mit i chociaż kilka ich odważnych tez budzi wątpliwości, tok myślenia Kupera i Szymańskiego poparty zwykle twardymi liczbami daje do myślenia.

Nie wiem, czy Salski czytał „Futbonomię”, a jeśli tak, w jakimś zakresie zgadza się z jej autorami, nie ulega jednak wątpliwości, że prezes ŁKS nie zwykł ulegać emocjom i swój z mozołem kreślony plan z drobnymi korektami zamierza realizować nadal. Zwycięstwo z Arką, remis bądź porażka niczego w nim nie zmienią. Wbrew pozorom fatalna seria sześciu porażek z rzędu nie dyskredytuje bowiem tego, co zwykliśmy ostatnio nazywać „filozofią piłkarską” trenera Moskala, nie dyskredytuje nawet jego metod i sposobu budowania drużyny, co najwyżej wskazuje na błędy w selekcji i niedostatki samych piłkarzy (co oczywiście podlegać powinno krytyce). Takie błędy popełniali i popełniają nadal najwięksi menadżerowie piłkarscy na świecie, a kiedy ma się pewność (prezes Salski taką już ma, my jeszcze zapewne nie), że problem tkwi nie w szeroko rozumianej strategii lansowanej przez menadżera-trenera, a w słabszych ogniwach z niższego szczebla (choć to one znajdują się na piłkarskim świeczniku) byłby niespełna rozumu zawracając z obranego kursu.

Jeśli Tomasz Salski ma rację, a wielu z nas się myli, na nieszczęście prezesa Łódzkiego Klubu Sportowego jego plan zdołamy docenić dopiero za kilka lat. Łatwiej byłoby zwolnić Moskala i udowodnić, że coś się zrobiło. Komu by się bowiem chciało czekać kilka lat.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki