Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Problemy z „wielką grą” beniaminka. Kilka słów po porażce ŁKS z Legią Warszawa i przed meczem z Wisłą Płock

R. Piotrowski
Łukasz Sekulski (tu w walce z piłkarzami Legii) zdobył w niedzielę dwa gole [Fot. Krzysztof Szymczak]
ŁKS po niedzielnej porażce z Legią Warszawa ugrzązł w strefie spadkowej. Czy koszmarne błędy obrońców to cena za styl gry łodzian? I przede wszystkim - czy z rzeczonego stylu należy przed spotkaniem z Wisłą w Płocku zrezygnować?

- ŁKS wybrał najtrudniejszą drogę i próbuje grać jak wielki klub - stwierdził w programie „Liga + Extra” Maciej Murawski. Jego zdaniem nie wszyscy zawodnicy beniaminka są w stanie temu sprostać. Z tym jedni się zgodzą, inni nie, natomiast były ligowiec, a dziś ekspert stacji Canal Plus słusznie chyba zauważył, że preferowany przez łodzian styl gry pozostawia bardzo mały margines błędu w defensywie. I naraża łódzkich obrońców na walkę „jeden na jednego” z napastnikami rywala. Każdy błąd kosztuje w takiej sytuacji bardzo drogo. W pierwszej lidze zespoły, często stłamszone przewagą łodzian, ani śmiały podnosić głowy. W ekstraklasie rywale mają natomiast i siłę, i moce przerobowe, aby pomimo przewagi w posiadaniu piłki ŁKS-u, boleśnie go ukąsić. Wielokrotnie.

Pozostaje praca

Co dalej? Meczem z Legią ełkaesiacy zakończyli morderczy maraton spotkań z faworytami, którym „poczęstowali” beniaminka organizatorzy rozgrywek, serwując łodzianom na początku nowego sezonu PKO Ekstraklasy serię starć z ligowymi potentatami z Gdańska, Krakowa, Poznania, Gliwic i Warszawy. ŁKS-owi starczyło umiejętności i szczęścia tylko na początku, bo w czterech kolejnych meczach zespół z al. Unii 2 nie zdołał zapunktować choćby raz.

Czwarta z rzędu porażka łodzian nie przesądziła co prawda o spadku drużyny z ekstraklasy, ale już na początku rozgrywek mocno skomplikowała sytuację łodzian, którym konsekwencji, umiejętności ustawiania się na boisku i doświadczenia brakuje nadal przede wszystkim we wspomnianej defensywie. Tego ostatniego ełkaesiacy nie kupią i nie wytrenują. Nad dwoma pierwszymi muszą teraz ciężko pracować.
- Różnica pomiędzy pierwszą ligą a ekstraklasą jest taka, że tam za podobne błędy nie zawsze płaci się punktami - przyznał po niedzielnym meczu Łukasz Sekulski, na którego narzekaliśmy, a okazało się, że po sześciu kolejkach napastnik ŁKS ma już trzy gole na koncie.

„Musimy trzymać się razem"

Przed niedzielnym meczem nie brakowało głosów, że proponujący ofensywną piłkę team trenera Kazimierza Moskala nie dorósł do futbolowej elity, a jego piłkarska donkiszoteria stała się wodą na młyn bardziej od niego doświadczonych, a co za tym idzie i bardziej wyrachowanych rywali. I trudno mieć o to do tych wszystkich sceptyków pretensje, trzy z rzędu porażki dostarczyły im przecież twardych dowodów, natomiast porażka numer cztery - ta niedzielna z Legią - jeszcze ich w ten opinii umocniła.

Nie skreślajmy jednak ełkaesiaków, bo na miarodajną ocenę przygotowania drużyny do sezonu, jego potencjału i skali umiejętności, można silić się dopiero po rozegraniu dziesięciu spotkań, kiedy ŁKS ekstraklasowego chleba skosztuje nie tylko z najlepszymi, ale i tymi, tak jak ŁKS ostatnio punktującymi bardziej powściągliwie.
- Musimy trzymać się w tej trudnej sytuacji razem, zresztą właśnie z tego powodu tyle tej ekspresji pojawiło się moich cieszynkach po golach z Legią. Nie ma wyjścia, w Płocku w meczu z Wisłą należy walczyć o komplet punktów - stwierdził Łukasz Sekulski.

Konsekwencja na wagę złota

Czy ŁKS powinien zejść z utartej ścieżki? Niewykluczone, że to najgorsze co może zrobić beniaminek w tym momencie.
- Nie byliśmy zaskoczeni sposobem gry ŁKS, bo tak prezentują się od początku sezonu. Problem, jeśli proponujesz taki jak ŁKS futbol, pojawia się wtedy, gdy przegrasz drugi czy trzeci mecz, bo to może zachwiać pewnością siebie zawodników - powiedział po niedzielnym meczu trener Legii Warszawa, Aleksandar Vuković. I ma rację. Problem ŁKS ma teraz bowiem nie tylko w nogach, ale i w głowach. Trener Kazimierz Moskal wraz ze sztabem muszą sobie z tym poradzić. Mądre wsparcie kibiców - że pozwolimy sobie tak to właśnie ująć - również jest na wagę złota.

Na papierze (i tylko na nim) łodzianie wyglądają nadal nieźle. Sęk w tym, że wicemistrzowie Polski, tak jak wcześniej w Łodzi Lechia, Lech i Piast nie miały problemów z tym, by na boisku w al. Unii 2 odrobinę pocierpieć. ŁKS oddał w meczu z Legią więcej od rywala strzałów (21:14), jak zwykle dłużej utrzymywał się przy piłce (prawie 60 proc.) i wymienił więcej od przeciwnika podań (482:303).

Innymi słowy - ełkaesiacy znów stworzyli świetne widowisko, i znów nie zdobyli choćby punktu. Zrezygnować? Bynajmniej. Najgorsze, co mogliby zrobić łodzianie w Płocku, to zwątpić w filozofię gry trenera Kazimierza Moskala. Teraz szkopuł w tym, by jego podopieczni to ciężkie brzemię zdołali udźwignąć, bo przecież to, co nie starczyło na Lecha czy Legię, może starczyć na Wisłę Płock.
Tylko co zrobić z tą grą obronną?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Konferencja prasowa po meczu Korona Kielce - Radomiak Radom 4:0

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki