Trwa proces 48-letniego Marka N., rzekomego księdza Kościoła Starokatolickiego RP, który swoim podopiecznym w Domu Schronienia w Zgierzu zgotował piekło. Mieszkali w koszmarnych warunkach. Byli bici, okradani i znieważani. Tak twierdzi prokuratura. Według niej ponad 10 osób nie przeżyło tej gehenny i zmarło.
Dalej>>>
Na kolejnej rozprawie w Sądzie Okręgowym w Łodzi we wtorek 14 czerwca jako świadek zeznawała 60-letnia Marianna G., która jako opiekunka pracowała w dwóch domach opieki prowadzonych przez oskarżonego: w Zgierzu i Białej Wielkiej pod Częstochową.
„Nie wiem, nie pamiętam” – co rusz powtarzała 60-latka odsyłając do swoich zeznań ze śledztwa, kiedy to – jak podkreślała – miała znacznie lepszą pamięć. Zgodnie z procedurą sędzia Eliza Feliniak odczytała te zeznania. Wynikało z nich, że Marek N., nazywany przez świadka „prezesem”, kierował obu placówkami.
Dalej>>>
- Były sytuacje, że Marek N. krzyczał na pensjonariuszy, droczył się z nimi, był nerwowy i wybuchowy, ale jako człowiek był dobry – stwierdziła w śledztwie Marianna G.
Zaznaczyła też, że w zgierskiej placówce, w której we znaki dawały się świerzb i wszawica, brakowało rąk do pracy. Chodziło szczególnie o pomoc medyczną, jako że pielęgniarka przebywała w ośrodku tylko trzy – cztery godziny dziennie, zaś lekarz pojawiał się sporadycznie. Tymczasem wielu podopiecznych było schorowanych i wymagało całodobowej opieki.
Dalej>>>
Śledczy zaznaczają, że Marek N. do Domu Schronienia w Zgierzu, który utworzono 2 listopada 2015 roku, przyjmował każdego, kto przedstawiał dlań wartość materialną. Chodziło o to, że przejmował ich świadczenia. Wyszukiwał samotnych, niezaradnych, ułomnych umysłowo, po czym przejmował ich oszczędności i nieruchomości.
Dalej>>>