Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proces wyłudzaczy kamienic w Łodzi. Główny oskarżony to były wicemarszałek województwa

Wiesław Pierzchała
Wiesław Pierzchała
Krzysztof Szymczak
Proces tzw. łowców kamienic, którzy za pomocą sfałszowanych testamentów wyłudzali nieruchomości, zaczął się w środę w Sądzie Okręgowym. Główny oskarżony to ekonomista Zbigniew Ł., były wicemarszałek województwa.

Według śledczych, na czele zorganizowanej grupy przestępczej, która wyłudzała kamienice, stał 56-letni Zbigniew Ł., swego czasu znany działacz Samoobrony i wicemarszałek województwa.

W środę Zbigniew Ł. nie przyznał się do winy i zaznaczył, że nie rozumie większości zarzutów prokuratury.

Prokuratura zarzuca mu, że w latach 2011 - 2014 działając w Łodzi, Łasku i Piotrkowie Trybunalskim kierował zorganizowaną grupą przestępczą. Szajka podrabiała testamenty zawierające rzekomo ostatnią wolę, po czym tak spreparowane dokumenty składała przed sądami cywilnymi z wnioskiem o nabycie spadków. Do tego dochodziły nieprawdziwe zeznania, co sprawiało, że sądy zostały wprowadzone w błąd co do woli spadkobierców. A stąd był już tylko krok do wyłudzenia upatrzonej kamienicy.

Proces łowców kamienic ruszył dopiero za czwartym podejściem. A to z powodu jednego z oskarżonych, 58-letniego prawnika Marka S., który był chory. Jedni biegli twierdzili, że może brać udział w procesie, a drudzy, że nie może. W tej sytuacji sędzia Izabela Kowalska zarządziła konfrontację biegłych, po której uznała, że prawnik może uczestniczyć w rozprawie.

Napisał wniosek i zażądał... dobrej kolacji z alkoholem

Jednak w środę Marek S. nie przybył do sądu. Jego obrońca, adwokat Jacek Kłosiński, powiedział nam, że jego zdaniem Marek S. wciąż jest chory. Dlatego pod jego nieobecność dwaj prokuratorzy z Prokuratury Okręgowej w Łodzi, Andrzej Nowak i Łukasz Majchrzak, na zmianę aż przez dwie i pół godziny odczytywali obszerny akt oskarżenia

W sprawie tej pierwotnie było 10 oskarżonych, jednak jeden zmarł, natomiast sprawy dwóch osób zostały wyłączone do osobnego rozpoznania.

Zeznawała m.in. Elżbieta W. Przyznała się do winy i wyraziła skruchę. Z jej relacji wynikało, że po śmierci swojego szwagra, Andrzeja S., zamierzała przejąć część nieruchomości przy ul. Wawelskiej. Podkreśliła, że przez długi czas opiekowała się szwagrem i chodziła z nim do lekarza. Ten w zamian za opiekę miał na nią przepisać prawa do części nieruchomości, ale - jak stwierdziła Elżbieta W. - zbyt często pił i z tego powodu za bardzo nie miał okazji, aby sporządzić testament.

Dlatego po jego śmierci poprosiła o pomoc Marcina K., pracownika kancelarii notarialnej, który też zasiada na ławie oskarżonych. To właśnie on miał napisać do sądu pozew o nabycie spadku, pod którym Elżbieta W. się podpisała. W zamian Marcin K. zażyczył sobie dobrej kolacji z wódką.

Jednak na tym procederze oskarżona nic nie zyskała, bowiem okazało się, że żyje córka Andrzeja S., której należał się spadek. Dzisiaj Elżbieta W. podkreśla, że źle zrobiła, bije się w piersi i wnioskuje o dobrowolne poddanie się karze. Chodzi o dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat i 120 zł grzywny. Dlatego tak mało, gdyż oskarżona - jak przyznaje - utrzymuje się jedynie ze skromnej renty po zmarłym małżonku. Śledczy potem rozpatrzą jej wniosek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki