Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Jan Kodrębski – intelektualista, erudyta i znakomity wykładowca

PP
Bezkompromisowy wobec głupoty, bardzo cenił samodzielność myślenia u swoich studentów i współpracowników
Bezkompromisowy wobec głupoty, bardzo cenił samodzielność myślenia u swoich studentów i współpracowników Archiwum
O Janie Kodrębskim już za jego życia, nawet jeszcze zanim został profesorem, na Uniwersytecie Łódzkim krążyły legendy. Był wielką postacią Łodzi akademickiej.

Na Uniwersytecie Łódzkim wykładał prawo rzymskie i historię doktryn politycznych, ale miał wielką wiedzę ogólną, nie tylko z prawa i historii. Polscy i zagraniczni uczeni cenili go za erudycję, dojrzały warsztat badawczy, rozległość horyzontów myślowych, umiejętność syntezy, samodzielność sądów, jasność i precyzję w przedstawianiu poglądów, a także za skrupulatność i pracowitość.

Byli studenci prof. Kodrębskiego wspominają, że jego wykłady były pasjonujące. Jego rozległa wiedza, nadzwyczajna inteligencja i błyskotliwy, chociaż nie pozbawiony ironii, a nawet złośliwości humor sprawiały, że wielu studentów pamięta jego wykłady jako intelektualną ucztę najwyższej próby.

Choć jedni uważali go za geniusza, inni za postrach. Studenci starszych lat straszyli nim pierwszoroczniaków. Ostrzegali, że na egzaminie jest niezmiernie wymagający, złośliwy i nieprzewidywalny. Po latach byli studenci zgodnie twierdzą, że były to opowieści nieprawdziwe.

Urodzony 3 października 1936 roku w Piotrkowie Trybunalskim w majętnej żydowskiej rodzinie, przez cały okres holocaustu żył w zagrożeniu i ukryciu. Podczas wojny stracił większość rodziny, chociaż ocaleli jego rodzice.

Po wojnie zamieszkał z nimi w Jeleniej Górze, gdzie w 1954 roku ukończył liceum ogólnokształcące. W tym samym roku rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Łódzkim. Po ich ukończeniu w 1958 r. został pracownikiem UŁ, gdzie przeszedł wszystkie szczeble kariery naukowej, aż do uzyskania tytułu profesora zwyczajnego w 1992 roku. Zmarł 19 marca 1997 r. po długotrwałej, ciężkiej chorobie.

Jan Kodrębski był wybitnym znawcą prawa rzymskiego i historii myśli społecznej czasów antycznych. Zagadnieniom z tych dziedzin poświęcił swoje pierwsze prace naukowe. Światowe uznanie w środowisku naukowym przyniosła mu praca: „Sabinianie i Prokulianie. Szkoły prawa w Rzymie wczesnego cesarstwa”, która była jego rozprawą habilitacyjną. Przez wiele lat badał historię nauki prawa rzymskiego w Polsce. Ukoronowaniem tych badań była monografia „Prawo rzymskie w Polsce XIX wieku”.

Profesor Kodrębski stale współpracował z zagranicznymi ośrodkami naukowymi. Był członkiem Societé d’Histoire du Droit w Paryżu, referentem na konferencjach i kongresach międzynarodowych. Wykładał m.in. na uniwersytetach w Paryżu, Lyonie, Limoges, San Sebastian i Rzymie. Jego wykłady na Sorbonie były transmitowane na telebimach do kilku sal.

Na Uniwersytecie Łódzkim wykładał prawo rzymskie i historię doktryn politycznych. Imponował nie tylko dogłębną znajomością tych dziedzin, ale też ogromną wiedzą ogólną. Był bardzo oczytany. Już jako dziecko, przebywając podczas wojny w ukryciu, przeczytał niemal wszystkie powieści historyczne Kraszewskiego.

***

Wspomnienia o prof. Janie Kodrębskim:

_Prof. Biruta Lewaszkiewicz-Petrykowska, była kierownik Katedry Prawa Cywilnego i dziekan Wydziału Prawa UŁ, sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku
_Jan Kodrębski to była bardzo ciekawa postać - człowiek niesłychanie inteligentny, wielki erudyta, bardzo dużo umiał. On sobie siedział, uśmiechał się i robił wrażenie, że nic nie powie. Ludzie, którzy go nie znali, nie spodziewali się wielkich rzeczy. Jednak gdy otworzył buzię i zaczynał mówić, to wszyscy też buzie otwierali. Dlatego, że on bardzo dużo wiedział i potrafił przedstawić to w sposób interesujący i dowcipny. Miał taki dość specyficzny dowcip, lekko ironiczny. Miał bardzo szerokie zainteresowania.

Studenci się go bali. Prawo rzymskie zawsze sprawiało studentom pierwszego roku pewien kłopot. Kodrębski, gdy słuchał, miał często na twarzy taki uśmieszek, że ludziom, którzy go nie znali, mogło wydawać się, iż uważa mówiącego za idiotę. Był nauczycielem surowym i wymagającym, ale niesłychanie zaangażowanym. Bardzo mu zależało, żeby studenci dużo umieli i rozwijali się. Strach przed Kodrębskim był irracjonalny, dlatego że on był nastawiony do studentów bardzo życzliwie.
Studenci starszych lat, którzy stykali się z nim ponownie - na wykładzie i później na egzaminie z doktryn politycznych, mieli już zupełnie inny stosunek do niego. Bardzo go lubili. To był dobry człowiek, mimo pozorów szorstkości.

***

_Prof. Anna Pikulska-Radomska, wieloletnia współpracownica prof. Kodrębskiego i jego następczyni na stanowisku kierownika Katedry Prawa Rzymskiego
_Propozycję pracy w katedrze Jana Kodrębskiego, wówczas jeszcze docenta, otrzymałam w 1981 roku, trzy lata po skończeniu studiów. Podczas pierwszej rozmowy powiedziałam mu wprost, że oczekuję dziecka, ze wszystkimi konsekwencjami tego faktu. - Ależ nie można sobie wyobrazić lepszego miejsca pracy w takiej sytuacji - odpowiedział natychmiast.

Współpraca z nim układała mi się potem znakomicie. Okazało się, że był cudownym człowiekiem - dobrym, dowcipnym i bardzo miłym. On po prostu, ze względu na ciężkie przeżycia, których doświadczył i na swoją ułomność (miał garb na plecach - przyp. red.), odgradzał się od ludzi murem, który nie był murem niechęci, ale po prostu murem obronnym. Gdy się już przekroczyło ten mur, to kontakty z nim były przyjemnością. Był otwarty i skłonny do pomocy w każdej sytuacji. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek mi powiedział, że nie ma czasu. Poproszony o pomoc, przerywał swoje zajęcia i poświęcał nam - to znaczy mnie lub innemu pracownikowi - swój czas.

Miał dwa oblicza, oba jednakowo prawdziwe. Jedno dla bliższych - przychylne i życzliwe, drugie dla obcych - surowe i nieprzystępne. Ale do nikogo się nie uprzedzał.

***

_Prof. Zbigniew Rau, kierownik Katedry Doktryn Polityczno-Prawnych UŁ, wojewoda łódzki_Z Janem Kodrębskim miałem ćwiczenia z prawa rzymskiego i to był ostatni rok, kiedy on jeszcze prowadził ćwiczenia. Prawo rzymskie to jest taka antyczna wersja prawa cywilnego. Z tej przyczyny na pierwszym roku studiów, dla tych umysłów, które nie są jeszcze umysłami prawniczymi, są to rzeczy bardzo trudne. Studenci się go bali, ale też ich fascynował. Między innymi dlatego, że nie dawał jednoznacznych odpowiedzi, tylko metodą sokratejską ciągnął studenta za język. Legend związanych z nim było mnóstwo. I choć w większości były to opowieści wymyślone, to jednak świadczą o tym, że jego osobowość nieprawdopodobnie fascynowała studentów.

Jego bardzo ciekawe wykłady z doktryn politycznych pełne były dygresji i aluzji, nawiązujących do aktualnej sytuacji politycznej, bo profesor był jednak prześmiewcą. Zawsze odróżniał elitę intelektualną od politycznej. Pytał na przykład, co jest atrybutem władzy w monarchii absolutnej, a potem ni stąd ni zowąd, co jest atrybutem władzy teraz w Polsce. I odpowiadał, że palma feniks w gabinecie. Młodych ludzi to bardzo fascynowało. Krążyły legendy o tym, jak za takie prowadzenie wykładów był karcony przez rozmaite instancje partyjne.

Na egzaminach bardziej cenił inteligencję i przenikliwość intelektualną, niż usystematyzowaną wiedzę. Po studiach pracowałem w czytelni czasopism Biblioteki Uniwersytetu Łódzkiego. Widziałem, że docent Kodrębski był w tej czytelni co najmniej raz dziennie i nigdy nie zamawiał mniej, niż kilkanaście pozycji. Korzystając z jego częstej obecności w czytelni, zadawałem mu nieraz pytania, na które z zainteresowaniem odpowiadał. Któregoś dnia poinformował mnie, że na Wydziale Prawa organizowane są po raz pierwszy studia doktoranckie. „Chciałbym, żeby przystąpił pan do tego konkursu i wtedy moglibyśmy zinstytucjonalizować naszą współpracę” - powiedział. I tak zostałem jego pierwszym doktorantem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki