Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Krajewski: Cargo na lotnisku nie przetrwa [WYWIAD]

rozm. Marcin Darda
Prof. Stefan Krajewski
Prof. Stefan Krajewski Grzegorz Gałasiński
Rozmowa z prof. Stefanem Krajewskim, byłym szefem rady nadzorczej lotniska w Łodzi.

Ponad 1600 ton towarów odprawiono z terminalu cargo przy łódzkim lotnisku tylko w tym roku, co skrzętnie podkreślił wiceprezydent Łodzi. Cztery razy więcej niż w zeszłym roku. Sukces?
Czy ja wiem...

Jak to? Skoro jest wzrost, to chyba jest sukces...
To jest tak: jeśli na początku jest bardzo mało, to można powiedzieć, że cztery razy więcej to ogromny sukces. I w tym przypadku na początku było bardzo mało. Ale 1600 ton to jest ciągle bardzo mało.

Jest ciekawy szczegół: lotnisko ma umo-wy z przewoźnikami towarowymi, ale na Lublinku towary są tylko odprawiane i na paletach jadą do Kopenhagi czy Frankfurtu. Dopiero tam są ładowane na samoloty i lecą w świat. Czy należy chwalić się takim cargo na raty?
Trochę niezręcznie mi tak mówić, ale to jest właśnie szukanie na siłę sukcesów i pokazywanie mieszkańcom Łodzi i okolic, że są sukcesy i w sensie gospodarczym dzieje się bardzo dobrze. To lotnisko - tak naprawdę - nie jest dostosowane do cargo, a jeżeli już, to możliwe są tu bardzo niewielkie przeładunki. Cargo z prawdziwego zdarzenia mogłoby być na wojskowym lotnisku w Łasku. NATO nie ma nic przeciwko temu, nawet zachęca, by lotniska wojskowe wykorzystywać do celów cywilnych, bo tam nie ma żadnych wielkich tajemnic, a te lotniska są doskonale znane potencjalnym wrogom NATO. Wojsko widzi w tym sens, bo wtedy lotniska byłyby lepiej wykorzystywane i korzyści byłyby dla wszystkich stron takiej współpracy. W Łasku byłoby prawdziwe lotnisko cargo, choć - póki co - jest słabe połączenie z Łodzią.Port lotniczy Lublinek nie ma żadnych sukcesów w lotach pasażerskich. Przewożonych pasażerów było mało, a jest coraz mniej. Balice rocznie odprawiać mogą około 3,5 mln ludzi. Mówię około, bo dokładnych liczb nie znam, a chcę pokazać skalę problemu. Idźmy dalej: Rębiechowo w Trójmieście może rocznie odprawić ze 2,5 mln, Pyrzo-wice spokojnie 2,5 mln, Wrocław i Poznań po 1,5 - 2 mln. W Łodzi możemy mieć ponad 400 tys. - jeśli dobrze pójdzie. Drepczemy w miejscu, a nawet się cofamy. W tej sytuacji trzeba się pochwalić cargo. Ale to cargo jest ułomne i takim pozostanie ze względu na typ lotniska.

Czego zatem brakuje Lublinkowi, by lądowały tu transportowce? Jest nawet zapowiedź, że w ciągu półtora roku takie samoloty się w Łodzi pojawią.
Nie życzę źle temu lotnisku, ale nie za bardzo w te zapowiedzi wierzę. Nie nadają się dla takich maszyn pasy lotniska, bo duże transportowe samoloty potrzebują pasów mocnych, o wysokim poziomie odporności na nacisk ciężkich samolotów. A małymi, czyli lżejszymi samolocikami, nie opłaca się przewozić drobnych, za przeproszeniem, pakunków. Duże lotniska cargo korzystają z wielkich samolotów, wyładowanych po brzegi ciężkimi ładunkami. Wtedy interes ma sens. U nas nie ma zainteresowania tego typu usługami na skalę masową, a tylko taka skala daje duży tonaż. Nasze lotnisko nie jest do tego dostosowane. Myślę zatem, że koncepcja cargo w Łodzi długo nie przetrwa, bo nie ma to sensu ekonomicznego. Pożyje parę miesięcy na pokaz i umrze śmiercią naturalną.

Jeden z dyrektorów łódzkiego portu lotniczego jakiś czas temu stwierdził, że lotnisko słabiej przędzie między innymi przez to, że wybudowano autostrady. Mówił to a propos lotów pasażerskich, ale może i ta koncepcja pasuje i do cargo?
Zależy, z której strony na ten problem spojrzeć. Fakt, są autostrady, ale gdybyśmy mieli porządne lotnisko, o dużej liczbie klientów, to te autostrady napędzałyby kolejnych klientów. My natomiast lotnisko mamy małe, o bardzo niewielu połączeniach, zresztą niestabilnych i niskokosz-towych, czyli takie dla gastarbaiterów i niebogatych ludzi, którzy chcą jechać na wakacje za granicę. I rzeczywiście oddanie do użytku autostrad spowodowało, że ci "normalni" pasażerowie wolą jechać na lotnisko do Krakowa, na Śląsk, do Poznania czy Warszawy, a nawet od razu do Berlina, który bardzo się rozbudował, lub do Wiednia. Stamtąd mają połączenia z całym światem. A u nas co ma taki pasażer zrobić? Mamy mało - choć jak na tego typu lotnisko względnie dużo - połączeń w nietypowym czasie: w nocy, późnym wieczorem, bardzo wcześnie rano... To mogą być połączenia dla ludzi, którzy mają bardzo mało pieniędzy i żeby zaoszczędzić 300 - 400 zł będą spali parę godzin na lotnisku, by o 3 czy 4 rano wystartować. Ci, którzy prowadzą biznes, są ludźmi show-biznesu, działaczami politycznymi już na to nie pójdą. Wolą więcej wydać i mieć normalny lot z przesiadką. Ktoś taki dzięki autostradzie pojedzie kilka godzin samochodem do normalnego samolotu, który wystartuje w normalnym czasie, a nie o 3 rano.

Wymieniał Pan wcześniej porty regionalne, a nie wymienił Pan Rzeszowa. Tam zwiększa się liczba pasażerów, ale i cargo o kilkaset procent rocznie. Dlaczego tam to wychodzi, a u nas nie?
Muszę to powiedzieć: Rzeszów ma dobrego prezydenta, który umie rządzić. Tadeusz Ferenc rządzi miastem od kilku kadencji, a to jest człowiek z SLD. Wyobraża pan to sobie? Człowiek z SLD od lat rządzi miastem, które jest w centrum prawicowego, katolickiego i propisowskiego Podkarpacia! Tym prawicowym wyborcom w Rzeszowie w ogóle nie przeszkadza, że rządzi nimi lewicowy prezydent, bo wiedzą, że ten człowiek tak dobrze rządzi miastem, iż oni mają w nosie jego polityczne pochodzenie. On to po prostu umie. Lotnisko w Rzeszowie ma swoistą specyfikę. Jest najdalej wysuniętym portem lotniczym na południowy wschód, jest więc także zapleczem wojskowym dla NATO. A w takie lotniska na wszelki wypadek się inwestuje, bo to port zapasowy. Kolejna rzecz to spora emigracja z tych ziem za ocean, do Stanów Zjednoczonych czy Kanady. To stara emigracja, ale latają jej potomkowie, rodziny, bo te więzi nie osłabły. A dlaczego tak świetnie idzie im z cargo? Bo tam jest sporo zakładów dawnego Centralnego Okręgu Przemysłowego, np. Mielec i zakłady lotnicze, które kupił Sikorsky i sprzedaje swoje helikoptery do krajów arabskich. A jak one tam docierają? W częściach ładuje się je na samoloty transportowe, czyli cargo. To jest słynna lotnicza dolina, która odżyła i jest coraz mocniejsza. Pan po prostu podał przykład lokalizacji stworzonej dla cargo, czego nie da się porównać nie tylko z Łodzią. Firmy tam w Rzeszowie kooperują z potęgami światowego lotnictwa. Współpracuje z nimi NATO, Amerykanie. No i tam to cargo po prostu umieli zrobić. A nie wszyscy to umieją...

Ale o Łodzi też się mówi, że to centrum logistyczne stworzone jakby po to, by taki biznes jak cargo wypalił. Jakie są z tego pieniądze dla takiego miasta jak Łódź?
Z tego cargo, które w Łodzi jest teraz? Jakieś szczątkowe korzyści, niewielka liczba miejsc pracy pewnie też. Gdyby pan spytał, czy to rzeszowskie cargo przynosi zyski, powiedziałbym, że tak. Oni mają to, czego nie ma Łódź, czyli trwałą kooperację wymagającą przerzutów ładunków co kilka dni na duże odległości, chociażby części samolotów. My nie mamy czegoś, co wymagałoby regularnych przelotów cargo. Proszę sobie przypomnieć, co się działo, gdy był pogrzeb naszego prezydenta, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Na jego pogrzeb nie przybyła część przywódców państw ze względu na pył wulkaniczny, który unosił się w przestworzach. Mnóstwo było odwołanych lotów, część lotnisk w ogóle zamknięto. W wielu miejscach to była po prostu klęska gospodarcza, bo w tych nowoczesnych przemysłach, niskotonażowych, ale supernowoczesnych, nie ma już dużych zapasów na długi czas. Wymóg jest taki: co 2-3 dni zapasy trzeba uzupełniać właśnie poprzez loty cargo. Gdyby ten pył wulkaniczny unosił się wówczas jeszcze kilka dni, część zakładów w Europie by po prostu stanęła. A gdzie my w Łodzi mamy zakłady uzależnione od regularnych dostaw cargo? Nie mamy. A jeśli już jest jakaś produkcja wy-magająca transportu, można ją załadować na tiry. Komu zależy, by regularnie na dużą skalę coś od nas zabierać, na przykład bluzki, sweterki czy inne ubrania?

A jak Pan ocenia pomysł pociągu z kontenerami z chińskiego Chengdu na łódzki Olechów?
To może być sukces, wreszcie jest coś sensownego. Zobaczymy jednak, jak to będzie. Bo z tym naszym cargo problem jest i taki: by samoloty przylatywały, muszą mieć skąd przetransportować sporo towarów. A skąd transportuje się do Łodzi aż tyle towarów, że wymaga to przerzutu ładunku samolotem? Ja takiego miejsca na świecie nie widzę, bo nie ma takiej potrzeby.
Druga istotna sprawa to regularność - zdaje się, że w przypadku pociągu z Chin ta regularność przyjazdów istnieje. Pomysł jest dobry, ale czas pokaże, czy to się uda. Transporty z Chin pokażą, jaka jest prawdziwa skala trwałej współpracy produkcyjnej z Chińczykami. Dziś nie sposób tego określić.

To się może nie udać? W firmie Hatrans, która jest polskim operatorem pociągu, telefony się urywają, a sami Chińczycy mówią, że Łódź jest dla nich bramą Europy.
Wie pan, to jest biznes i różne rzeczy trzeba mówić. Co oni mają mówić? Że się nie uda? Już na starcie zaprzeczyliby sensowi własnej inwestycji. A czy się uda - powtórzę - pokaże czas.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Prof. Krajewski: Cargo na lotnisku nie przetrwa [WYWIAD] - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki