W Łódzkiem żyje się tanio. Niestety, nasze pensje są niższe [RAPORT]
Z kolejnego raportu wynika, że w Łódzkiem żyje się najtaniej. Cieszy się Pan? Bo moim zdaniem trudno mówić: jest dobrze, bo jest tanio. Bardziej prawdziwe jest stwierdzenie: jest tanio, bo jest źle.
Właśnie. Te wszystkie ceny odzwierciedlają niski popyt, jaki mamy w Łodzi i naszym regionie. To świadczy po prostu o naszej złej kondycji. Niższe ceny to próba dostosowania się do tego popytu, a więc rezygnacja z części zysków, jakie mogłyby uzyskać różne firmy. Ale szukając pozytywów - jeśli robi się gdzieś takie analizy i podaje koszty życia, to robi się je dlatego, żeby dać sygnał dla osób o stałych dochodach - być może będą chciały podjąć decyzję o migracji, skuszone niższymi kosztami życia, jeśli tylko jego poziom w danym miejscu jest godziwy.
Żartuje Pan? Ktoś mógłby zmienić miejsce zamieszkania pod wpływem takich informacji?
Może jeszcze nie w Polsce, ale już w Ameryce takie zestawienia są sposobem, aby przyciągać na przykład emerytów z miejsca drogiego w miejsce tanie. Oni kalkulują, chcą zabezpieczyć sobie spokojną starość, liczą, że trochę niższe wydatki pozwolą im lepiej żyć.
Ale co nam po tym, że benzyna jest w Łódzkiem o 3 grosze tańsza niż przeciętnie w Polsce, że za strzyżenie męskich włosów zapłacimy o 1,35 zł mniej niż w Katowicach, a kawę Tchibo dostaniemy o 7 groszy taniej niż poznaniacy? Takie różnice sprawiają, że życie w jednym regionie jest lepsze niż w innym?
No nie, z takiej analizy akurat niewiele wynika. W ogóle w Polsce jest jeszcze niewielkie zróżnicowanie, jeśli chodzi o poziom rozwoju, życia. Na Zachodzie te różnice są zdecydowanie wyższe. Ale wszystko zależy, co się z czym porównuje. Jestem przekonany, że wybierający się na emeryturę Australijczyk polskiego pochodzenia, po przeczytaniu o kosztach życia u nas, chętnie rozważy przeprowadzkę na starość.
Czy mieszkańcy województwa łódzkiego mają tylko niższe koszty życia, czy też niższe oczekiwania? Tylko 8 procent mieszkańców Gdańska uważa, że da się przeżyć za minimalną pensję. W Łodzi aż 15 procent badanych stwierdziło, że dałoby radę.
To wynika ze skali bezrobocia, ubóstwa, niskiej wiary w to miasto. Tu istotne znaczenie mają głównie czynniki psychologiczne.
20-minutowy bilet w Łodzi kosztuje 2,40 zł. W Warszawie 2,60. To niby 20 groszy więcej, ale o ile więcej warszawiacy zarabiają. Czy bilet w Łodzi nie powinien kosztować odpowiednio mniej?
Może i powinien. Pytanie, czy budżet miejski na to stać. Miasta biednego nie stać na tani transport i biedni mieszkańcy tego miasta muszą płacić relatywnie więcej. Trudno jest porównywać w ten sposób ceny, np. biletów, bo one wynikają i z polityki miejskiej, i z innych cen. Warszawie opłaca się na przykład obniżyć ceny biletów za komunikację, a drastycznie podnieść opłaty parkingowe. Bilans i tak wychodzi pozytywny, wszyscy to akceptują.
W Łodzi drożeją i bilety, i opłaty parkingowe.
Bo Łódź jest biedna, są problemy z budżetem, dlatego jest raczej polityka drenowania. Tylko bogatsze miasta stać na systemy opłat , które stymulują różne pozytywne zachowania.
Czy jednym z zadań samorządu nie powinno być obniżanie kosztów życia w danej gminie?
To byłoby uproszczenie. Przecież sprawę trzeba rozpatrywać w kategoriach interesu narodowego. Jeżeli samorząd to emanacja systemu państwowego, to powierzając mu zadanie obniżania kosztów życia, trzeba by mu dać odpowiednie kompetencje i pieniądze.
Albo sam powinien zarobić.
Tak, można zrobić referendum, dobrowolnie się opodatkować i z tego, co wpłacimy w postaci większych podatków, będziemy dotować miejski system transportu...
Niekoniecznie, proszę spojrzeć na Kleszczów.
Ale oni mają dar Boży w postaci podatków od wielkiego darczyńcy, jakim jest kopalnia. Gdybyśmy wszyscy byli tak bogaci, to wszyscy moglibyśmy mieć tani transport i inne usługi miejskie.
Łódź przez lata miała najtańsze czynsze komunalne w Polsce. Ale już nie chce takich mieć. Popiera Pan ten trend równania w górę?
Jak najbardziej. Jestem zwolennikiem jak największego poziomu urynkowienia usług. Bo to gwarantuje racjonalne zachowania i właściwe wydatkowanie - w dłuższym okresie to daje niższe koszty społeczne. Tymczasem niskie opłaty prowadzą do marnotrawstwa, dewastacji tego zasobu. A potem to się nam odbija czkawką, bo wszyscy musimy za to zapłacić. Oczywiście, wobec grup wykluczonych trzeba zastosować jakąś politykę wsparcia. Ale u nas ta pomoc jest ślepa, wiele pieniędzy jest marnotrawionych, nie realizujemy zasady sprawiedliwości społecznej, bo nawet nie kontrolujemy tego, komu pomoc się należy i do kogo trafia.
Rozmawiał Piotr Brzózka
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?