Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Rembieliński - spajacz wielkich teorii

Maciej Kałach
Prof. Jakub Rembieliński
Prof. Jakub Rembieliński Krzysztof Szymczak
Pod koniec września świat obiegła wiadomość, która, gdyby okazała się prawdziwa, stworzyłaby konieczność przeformułowania teorii względności Alberta Einsteina - wiązka neutrin wysłana ze szwajcarskiego ośrodka CERN do włoskiego laboratorium INFN Gran Sasso, według pomiarów, miała prędkość większą niż prędkość światła. Wśród naukowców głowiących się, czy autorzy eksperymentu OPERA nie popełnili gdzieś błędu, jest łodzianin prof. Jakub Rembieliński.

Naukowiec z Łodzi już w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku badał hipotezę, zgodnie z którą mogą istnieć cząstki pędzące szybciej niż prędkość światła. W bardzo wielkim skrócie, chodzi o tachiony - te w przeciwieństwie do pozostałych znanych cząstek, mogą potencjalnie osiągać nawet nieskończoną prędkość. Problem w tym, że jeszcze nikt nie udowodnił istnienia tachionów.

Sam prof. Jakub Rembieliński jest raczej sceptyczny, szanse na to, że autorzy głośnego eksperymentu OPERA nie popełnili błędu, ocenia na dziesięć procent.

- Ale z całego serca im kibicuje - mówi łódzki uczony.- Gdyby dowiedli swego, świat fizyki stałby się jeszcze ciekawszy i bardziej tajemniczy. Przypuszczam jednak, że skończy się na stwierdzeniu na przykład błędu aparatury mierzącej czas w laboratoriach. Czekam też na nowy eksperyment neutrinowy w Karlsruhe. Niemcy ruszają z nim już w 2012 roku i mam ogromne zaufanie do precyzji tamtejszych naukowców.

Nawet jeśli istnienia tachionów nie uda się potwierdzić, prof. Rembieliński i tak ma mnóstwo do roboty.

- W swojej pracy próbuję uczynić relatywistyczną mechanikę kwantową bardziej spójną z teorią względności - mówi profesor Rembieliński.

W jej świecie wszystkie układy są ze sobą powiązane. Na przykład, gdy łódzki uczony stuka o swoje biurko kubkiem z wizerunkiem Mikołaja Kopernika, powinno być to odczuwalne natychmiast na Księżycu, a nawet w odległych galaktykach, przy czym nie wiąże się to z przepływem energii w jakiejkolwiek formie. Jednak problem w tym, jak wykazać to pomiarami.

Kubek z Kopernikiem na biurku profesora to nie przypadek - jego fascynacja fizyką zaczęła się właśnie od nieba. A konkretnie od podboju kosmosu.

- Gdy dorastałem, właśnie trwał wyścig supermocarstw o wysłanie tam pierwszego człowieka, a potem o lądowanie na Księżycu. W ten sposób zainteresowałem się astronomią, która w końcu doprowadziła mnie do fizyki - wspomina prof. Rembieliński.

Finał pamiętnej misji Apollo 11 i legendarny pierwszy krok Neila Armstronga oglądał już jako student.

Według profesora Rembielińskiego, od tamtych czasów tempo realizacji programów kosmicznych znacznie spadło. Podobnie jak i emocje, bo dziś większość świata nie fascynuje się wysłaniem w niebo kolejnej sondy badawczej.

- W latach sześćdziesiątych przewidywano, że po pół wieku uda się wysłać misję załogową na Marsa. I pewnie byłoby to możliwe, gdyby nie znaczne obcięcie budżetów na badanie kosmosu. Szkoda, bo ta dziedzina, ogromnie napędzała odkrycia na innych polach - żałuje prof. Rembieliński.

Dorastał w kamienicy na Starym Polesiu. Pamięta, że już jako siedmiolatek potrafił przeczytać dwie książki dziennie, ale z drugiej strony nigdy nie należał do grona grzecznych chłopców. Nadmiar energii rozładowywał odwiedzając kluby bokserskie - zresztą w gabinecie profesora, oprócz ogromnej ilości książek, od razu rzucają się w oczy czarne rękawice z czasów bokserskich treningów. Prof. Rembieliński brał także udział w rajdach rowerowych, a do dzisiaj jest wielkim fanem tenisa.

- Tytuł magistra zdobyłem na Uniwersytecie Łódzkim. Rodzice chyba nie byliby chętni do puszczenia mnie do innego miasta, bojąc się, że poza Łodzią mogę zagubić się w studenckim życiu - mówi prof. Jakub Rembieliński.
Naukowiec nie myślał o opuszczeniu Łodzi także, gdy jego kariera zawodowa nabrała tempa - choć bardzo często podróżuje do miejsc związanych ze swoją pracą.

- Na studiach z fizyki bardzo dobre oceny uzyskiwałem głównie z przedmiotów, które pokrywały się z moimi szczegółowymi zainteresowaniami. Do nauki pozostałych zagadnień musiałem trochę się przymuszać, choć nie pamiętam, żebym musiał zdawać poprawkę - wspomina prof. Rembieliński.

Na uczelni został, bo jak mówi, nie nadaje się na człowieka, "który przychodzi co rano podbić pieczątkę". Pierwsze lata pracy naukowej spędził pod okiem prof. Wacława Tybora, wybitnego łódzkiego fizyka, z którym badał od strony teoretycznej cząstki elementarne.

- Akurat na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych zaczęły się ukazywać prace tworzące zrąb ich współczesnej teorii czyli tak zwany Model Standardowy - przypomina naukowiec.

Za swoją najważniejszą pełnioną funkcję prof. Rembieliński uważa objęcie kierownictwa Katedry Fizyki Teoretycznej na Wydziale Fizyki i Informatyki Stosowanej Uniwersytetu Łódzkiego.

Prof. Rembieliński lubi uczyć studentów, ale przyznaje, że najbardziej tych z ostatnich lat oraz doktorantów.

- Z nimi jest już o czym porozmawiać - uśmiecha się profesor. - Zdolnych włączam do badań prowadzonych w naszej katedrze, więc często ich nazwiska pojawiają się w czasopismach z Listy Filadelfijskiej. I to w tytułach z czołówki tej listy.

Czy zamieszanie wokół eksperymentu OPERA sprawi, że więcej młodych ludzi zainteresuje się fizycznymi studiami? Dla prof. Rembielińskiego to zbyt daleko posunięty optymizm.

- Studentów nauk ścisłych, w tym fizyki, jest mało, ponieważ rządzący wciąż obniżają poziom edukacji - twierdzi badacz. - To dzieje się już od dwudziestu lat i z niepokojem śledzę kolejne reformy.

Dla prof. Jakuba Rembielińskiego błędem było między innymi rozbicie nauczania przez wprowadzenie gimnazjów, a przede wszystkim zbyt mała liczba godzin przedmiotów ścisłych.

Wiedza łódzkiego fizyka nie ogranicza się tylko do dziedzin przyrodniczych. Zresztą trudno nie znać historii, gdy pochodzi się z zasłużonego dla regionu łódzkiego rodu Rembielińskich. Jeszcze za panowania Stanisława Poniatowskiego trzech jego przedstawicieli skończyło utworzoną przez Króla Stasia słynną Szkołę Rycerską.

- Ale przede wszystkim do jednej z gałęzi rodu moich przodków należał Rajmund Rembieliński, który na początku XIX wieku był pomysłodawcą sprowadzenia do naszego regionu tkaczy z Niemiec. Zresztą Rajmund pożyczał im pieniądze, które nie zawsze do niego wracały. W czasach napoleońskich był intendentem w polskim wojsku, objął też urząd prezesa ówczesnej Komisji Województwa Mazowieckiego - opowiada łódzki naukowiec.

Rajmunda jest patronem Gimnazjum nr 10 w Łodzi, a Gimnazjum w Krośniewicach nosi imię Rodziny Rembielińskich.

- Podczas wizyt w Krośniewicach lubię odwiedzać ogród założony przy pałacu Rembielińskich - mówi profesor. - Jest takich rozmiarów, że okalający go mur to najdłuższa tego typu budowla w Europie.

Swój światopogląd określa jako zdrowy konserwatyzm.

- Wierzę w Boga i uważam, że wiara zupełnie nie kłóci się z nauką. Nauka to tylko jeden ze sposobów opisywania świata, ale nie jedyny - kończy prof. Rembieliński.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki