Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Widacki: w procesach poszlakowych skazywani są czasem niewinni

Joanna Leszczyńska
Prof. Jan Widacki
Prof. Jan Widacki Marcin Obara
"Traktuję to dziecko jako wroga, zagrożenie, wykańczającego mnie cyborga". To są wszystko poszlaki, które bardziej uprawdopodabniają to, że matka zrealizowała swoje zamiary niż to, że przypadek wyszedł jej naprzeciw. Opinia medyków sądowych jest w tej sprawie kluczowa. A cała reszta to są poszlaki, bardzo poważnie obciążające tę kobietę, ale jednak poszlaki. Można kogoś bardzo nie lubić, można nawet obmyślać, jak się go zabije, a ten człowiek może wpaść pod tramwaj. Z prof. Janem Widackim, rozmawia Joanna Leszczyńska.

Rozpoczyna się proces Katarzyny W., oskarżonej o zabicie półrocznej córki, czym cała Polska żyła przez rok. Czy sądzi Pan, że ta sprawa, jak i proces przejdą do historii niczym słynny przedwojenny proces Rity Gorgonowej, skazanej za zabójstwo pasierbicy, której historię sfilmował Janusz Majewski?

To są zupełnie różne sprawy, ale obie były równie mocno nagłośnione. O procesie Gorgonowej bardzo często pisały ówczesne media, ale przed wojną nie było telewizji ani mediów o zasięgu ogólnopolskim. Radio dopiero raczkowało. To nagłośnienie miało zatem bardziej lokalny charakter, dlatego sprawę przeniesiono ze Lwowa do Krakowa, żeby nie było nacisku opinii publicznej i mediów. Pamiętajmy jednak, że sprawa Gorgonowej miała charakter poszlakowy. Nie było dowodów, że ona popełniła ten czyn. W przypadku Katarzyny W. sprawstwo tej pani jest chyba przesądzone. Trudno podejrzewać, by pojawiła się jakaś osoba trzecia, jakiś Batman, i zabił to dziecko, a potem zniknął. Problem tylko z kwalifikacją prawną czynu: czy to będzie zabójstwo umyślne czy nieumyślne, Ale o tym zadecyduje sąd, oceniając wszystkie dowody.

Prokuratura nie ma wątpliwości, że Madzia została uduszona z premedytacją, a jej śmierć była planowana przez dłuższy czas.
Jeszcze przed procesem Katarzyny W. sąd ujawnił akt oskarżenia, oparty między innymi na jej pamiętniku, w którym autorka pisze o swojej samotności w małżeństwie, nieudanym życiu erotycznym, cytuje jej stwierdzenia: "To dziecko nie może przyjść na świat. Mam już przypadkowego męża, dość tych przypadków" i "Traktuję to dziecko jako wroga, zagrożenie, wykańczającego mnie cyborga". To może przekonać sąd?

To są wszystko poszlaki, które bardziej uprawdopodabniają to, że matka zrealizowała swoje zamiary niż to, że przypadek wyszedł jej naprzeciw. Opinia medyków sądowych jest w tej sprawie kluczowa. A cała reszta to są poszlaki, bardzo poważnie obciążające tę kobietę, ale jednak poszlaki. Można kogoś bardzo nie lubić, można nawet obmyślać, jak się go zabije, a ten człowiek może wpaść pod tramwaj.

Spotykał się Pan jako adwokat z takimi sprawami, kiedy poszlaki kogoś bardzo obciążały, a jednak dało się udowodnić, że to nie był sprawca?

Nieraz tak jest. Jestem najgłębiej przekonany, że w procesach poszlakowych od czasu do czasu skazuje się niewinnych ludzi. Znam sprawę, w której człowiek został skazany za zabójstwo dziewczynki z motywów seksualnych, a jestem przekonany, że tego nie zrobił. Poszlaki, jakie sąd zebrał, były takie, że mieszkał w tej samej wsi co dziewczynka, a kiedy wieś szukała dziewczynki, nie brał w tym udziału, a po trzecie: był karany w przeszłości za przestępstwo seksualne. Ale to przestępstwo to był akt ekshibicjonizmu. Takie pseudoposzlaki plus dowód z opinii osmologicznej, bo znaleziono rzekomo ślad zapachowy tego człowieka, sprawiły, że został skazany.
Z badań robionych wśród adwokatów wynika, że są oni przekonani, iż przynajmniej 25 procent procesów poszlakowych kończy się skazaniem niewinnej osoby. Na szczęście, zdarzają się przypadki, że błąd sądu pierwszej instancji koryguje sąd drugiej instancji.

Czy szczegóły z aktu oskarżenia matki Madzi powinny być w ogóle ujawniane?

Uważam, że nie powinny, ale ta sprawa jest nietypowa od początku. Począwszy od wielkiego nagłośnienia w mediach. Myślę, że nacisk opinii publicznej powoduje, że najpierw organy ścigania, a potem sąd zachowują się w tej sprawie niezupełnie racjonalnie. Niezastosowanie aresztu wobec Katarzyny W. było czymś zdumiewającym przy tego typu zarzucie, szczególnie w stosunku do osoby, która mataczyła od samego początku. Ale ja to kładę na karb nacisku opinii publicznej i nagłośnienia sprawy. Zawsze, jak sprawa jest nagłośniona przed rozprawą, utrudnia to obiektywne jej rozpoznanie. Najwyraźniej sąd chciał przekonać opinię publiczną, że ma rację, że ją aresztowano. Ani prokuratura, ani sąd nie powinni się tłumaczyć przed opinią publiczną. Ujawnianie szczegółów z życia osobistego przed rozprawą po to, by wytłumaczyć się przed opinią, że są jednak dowody, jest niedopuszczalne.

Możemy się spodziewać, że sala sądowa, na której odbędzie się rozprawa Katarzyny W., też przerodzi się w teatr.

Zgodnie z czwartym prawem dynamiki, że ciało raz puszczone w ruch, puszcza się dalej samo. Jest to sprawa bardzo medialna. Uważam, że co najmniej jej fragmenty powinny być wyłączone z jawności, na przykład, kiedy mowa będzie o pożyciu małżeńskim tej pani. To nie jest coś, czym powinno się karmić opinię publiczną. Nawet oskarżony o przestępstwo ma prawo do prywatności.

Będzie Pan śledził tę sprawę?
Nie, mam dość procesów, które muszę śledzić profesjonalnie, bo w nich bronię. Tak naprawdę, to gdyby nie niezwykłe nagłośnienie, to, że oskarżona stała się celebrytką, tańczącą na rurze, sprawa jest banalna. Tak, zabicie, umyślne czy nie, dziecka przez matkę jest szokujące, ale takich zabójstw mamy w Polsce kilkaset rocznie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki