W jego wyniku na sepsę zmarło 17 noworodków, a 73 zaraziły się bakteriami. Wyrok jest nieprawomocny.
Matki dzieci zarażonych w "Madurowiczu" nie kryły rozczarowania zbyt łagodnym - ich zdaniem - wyrokiem.
- Kara powinna być znacznie surowsza - podkreślały. - Dyrektorowi Suzinowi sąd powinien też zakazać pełnienia kierowniczych funkcji, jak słusznie domagał się prokurator. Za to zgadzamy się z sądem, że oprócz profesora Suzina za to, co stało się w "Madurowiczu", odpowiadają także inne osoby. Przede wszystkim ordynator oddziału, na którym doszło do epidemii.
Uzasadniając wyrok, sędzia Izabela Dercz zaznaczyła, że w szpitalu w sposób niekontrolowany mnożyły się bakterie, przez co doszło do epidemii.
- Nie jest uzasadniony argument oskarżonego, że jako lekarz innej specjalności nie wiedział, kiedy zareagować na to, co dzieje się na oddziale patologii noworodka - podkreśliła sędzia Dercz. - Jako dyrektor odpowiadał za cały szpital, w tym za wspomniany oddział.
Po wyroku prof. Suzin stwierdził, że jest niewinny, a karę uważa za zbyt surową. Czy złoży apelację?
- Wyrok po części jest salomonowy, poruszono w nim dużo wątków, dlatego po zapoznaniu się z uzasadnieniem podejmiemy decyzję co do apelacji - tłumaczył Wojciech Woźniacki, obrońca byłego dyrektora "Madurowicza". - Mój klient jest niewinny. Może to nie była modelowa praca na stanowisku dyrektora, ale ogólnie była bardzo dobra. Pracownicy szpitala odcięli pana Suzina od informacji o grożącym niebezpieczeństwie. Stąd epidemia. Nie ma bowiem szpitala, w którym nie występują bakterie. Nie mieszkamy przecież na Księżycu...
Oskarżyciele też nie wiedzą, czy odwołają się od wyroku.
- Odbiega on od naszych zarzutów - twierdzi Małgorzata Bieniaszczyk z Prokuratury Rejonowej Łódź-Polesie - ponieważ sąd stwierdził m.in., że oskarżony działał nieumyślnie. Nie mogę się z tym zgodzić. Decyzję o apelacji podejmiemy po zapoznaniu się z uzasadnieniem wyroku.
O skandalu i tragedii w szpitalu im. Madurowicza napisaliśmy jako pierwsi. O sprawie stało się głośno w całej Polsce. Matki dzieci, które padły ofiarą epidemii, do dziś nie mogą zapomnieć o tym, co je spotkało.
Agnieszka Łyszczarek mieszka w Przedborzu. Do szpitala im. Madurowicza trafiła z synkiem Michałem. Chłopiec zmarł na sepsę 15 września 2002 roku. Do dziś pani Agnieszka nie może się otrząsnąć z tej tragedii.
- Cały czas myślę o Michałku - opowiada. - Wyobrażam sobie, co by robił, gdyby był z nami. Jakby chodził do przedszkola, wybierał się do podstawówki, szykował się do Pierwszej Komunii Świętej. Strasznie mi go brakuje.
Za śmierć synka Agnieszka Łyszczarek domaga się od szpitala im. Madurowicza odszkodowania w wysokości 50 tys. zł. Wyrok jeszcze nie zapadł.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?