Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przed inauguracją na stadionie ŁKS. Tam gdzie nie sięga wzrok

R. Piotrowski
Fot. ŁKS Łódź
Na ten dzień kibice ŁKS Łódź czekali siedem długich lat. Po 2630 dniach ełkaesiacy wrócili do punktu wyjścia. Dziś będą się cieszyć bez względu na końcowy wynik meczu z Lechią Gdańsk.

Od tamtego przegranego w 2012 roku meczu w Białymstoku z Jagiellonią do dzisiejszego starcia z Lechią Gdańsk, na ŁKS-ie nie zmieniły się tak naprawdę tylko dwie rzeczy.

Pierwszą jest adres. Drugą - osoba kierownika drużyny, którym nadal jest Jacek Żałoba. Poza tym to inny ŁKS. Już nie kolos na glinianych nogach chwiejący się w posadach od byle podmuchu wiatru, ani nie kaleka żyjący wyłącznie ckliwymi obrazami z przeszłości.

Prezes Tomasz Salski i spółka muszą mieć łeb na karku, skoro znaleźli sposób na to, by uczynić z dziarskiego 111-latka profesjonalnie zarządzaną firmę piłkarską, nie zatracając przy tym jego tożsamości. Jeśli komuś rzeczona „firma” trąci korporacyjnym bezduchem, ten albo nie zdążył poznać nowego ŁKS, albo nie pamięta już gryzącego zapachu zgnilizny unoszącego się po starych korytarzach niszczejącego przed laty obiektu.

Ten dzień to także nagroda dla kibiców, bo bez ich zaangażowania o ŁKS dawno temu popadłby w zapomnienie, a o dwukrotnym mistrzu, współtwórcy ligi polskiej i klubie, który przed laty ściągał na trybuny nierzadko i po 35 tysięcy widzów, przypominaliby zapewne od wielkiego dzwonu jedynie historycy futbolu.

Zakończona sukcesem odbudowa klubu to nie dzieło przypadku, a efekt solidnie wykonanej roboty. Na boisku. Za biurkiem. Za kulisami. Tam gdzie zwykle nie sięga wzrok. Owocem tej pracy okazały się trzy kolejne awanse, pozytywny wizerunek klubu w kraju, sprzedane w ciągu kilkudziesięciu minut bilety na piątkowy mecz z Lechią i w końcu drużyna grająca przyjemny dla oka futbol.

ŁKS może w piątek wygrać, może i przegrać na inaugurację, ale dziś nie wpłynie to na kondycję klubu. I nie znaczy to bynajmniej, że ten nie ma nad czym pracować, bo do ideału wciąż mu wiele brakuje. Należy jednak docenić, że w końcu posiada to, czego brakowało przez dziesięciolecia. Ma styl, ma pomysł na siebie. Jest po prostu "jakiś".

Cóż więc pozostaje, jeśli nie dosiąść się dziś do tego wciąż suto zastawionego stołu. W takim towarzystwie sportowa Łódź nie ucztowała od lat. Jedzmy zatem do syta, bo w tej zabawie o radość się rozchodzi. Nic innego.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki