Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przenośne lodowiska w Łodzi będą tylko przy Wodnym Raju i Stawach Jana

Marcin Bereszczyński
Krzysztof Szymczak
Łodzianie będą mogli skorzystać tylko z dwóch miejskich lodowisk przenośnych, chociaż w latach 2006-2007 kupiono sześć takich obiektów.

W nadchodzącym sezonie zimowym otwarte zostaną dwa przenośne lodowiska. Rozstawione będą przy Wodnym Raju i Stawach Jana. Tylko one nadają się do użytku z sześciu obiektów, które były kupione w latach 2006-2007. Za każde z nich miasto zapłaciło 500 tys. zł. Jeszcze w sezonie 2012-2013 łodzianie korzystali z pięciu lodowisk sezonowych. Stały przy basenie „Promieniści”, na Widzewskiej Górce i na Olechowie. Lodowisko „Zarzewianka” przestało istnieć w 2011 r.

Losem lodowisk zainteresowali się radni z komisji finansów, budżetu i polityki finansowej. Chcieli dowiedzieć się, jakie koszty ponosi miasto rozstawiając przenośne lodowiska i jakie zyski czerpie z biletów wstępu. Radni dowiedzieli się, że wydatki na jedno lodowisko sięgają 100-120 tys. zł, natomiast dochody to zaledwie 20-30 tys. zł.

Miasto nie korzysta z zakupionych lodowisk z dwóch powodów. Pierwszym są finanse. Koszty utrzymania tych lodowisk są ogromne, a nie wszędzie była wysoka frekwencja. Z niektórych lodowisk korzystało 6-7 osób na godzinę. Nawet w ferie ślizgało się jednocześnie tylko 10-15 osób. Dlatego zapadła decyzja, by otwierać tylko te lodowiska, z których korzysta wiele osób. Na ślizgawkach przy Wodnym Raju i Stawach Jana sprzedaje się sezonowo po 4 - 6 tys. biletów. W przypadku zadaszonych lodowisk na Retkini i w „Bombonierce” sprzedaje się po 8 tys. biletów. „Bombonierka” potrafi zarobić na siebie. Dochód, łącznie w wynajmem obiektu na różne imprezy, sięga 1,7 mln zł. Tymczasem sezonowe lodowisko na Widzewskiej Górce zlikwidowano, bo w ostatnim sezonie funkcjonowania jego koszty zamknęły się kwotą 122 tys. zł, a przychody 27 tys. zł.

Drugim powodem rozstawiania tylko dwóch przenośnych lodowisk jest ich stan techniczny. Pierwsze lodowisko, z którego magistrat zrezygnował, stało się „dawcą organów”, czyli części dla pozostałych ślizgawek. Reszta lodowisk też jest już wyeksploatowana. Wycieka z nich glikol ze starych kapilarów, a naprawa byłaby zbyt kosztowna. W konsekwencji ze zniszczonych ślizgawek udało się „poskładać” dwa lodowiska.

Obecnie na rynku są lodowiska syntetyczne, które nie potrzebują glikolu i nie są uzależnione od kaprysów pogody. Każde opady deszczu oznaczają zamknięcie miejskich obiektów. Gdy temperatura powietrza przekroczy plus 5 stopni, to też nie można jeździć na łyżwach. Ubiegłej zimy zastanawiano się, czy warto ratować lodowiska. Padły propozycje zakupu zadaszenia lodowisk, aby mogły funkcjonować przy padającym deszczu. Planowano również kupić urządzenia do wyrównywania powierzchni lodu. Na razie planów nie zrealizowano.

MOSiR, który zarządza lodowiskami, próbował wynająć ślizgawki, z których nie korzysta, ale nie było chętnych.

Zobacz też: Półtora miliona łyżwiarzy i ponad 20 tysięcy metrów kwadratowych. Moskwa ma największe lodowisko świata

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki