Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przespaliśmy szansę dla ulicy Zachodniej [WYWIAD]

Piotr Brzózka
Jakub Pokora
Z Janem Olczykiem, ekspertem rynku nieruchomości, wykładowcą UŁ, rozmawia Piotr Brzózka.

Miasto zaczyna burzyć kamienice u zbiegu ulic Zachodniej i Ogrodowej. Cel szczytny - odbudowa wschodniej pierzei al. Zachodniej i rewitalizacja sporego kawałka miasta. Mam nadzieję, że po wyburzeniach nie zostaniemy z pustymi placami...
Ten fragment miasta od dawna stanowił wyrzut sumienia. To nie jest nawet problem, to jest tragedia, katastrofa przestrzenna. Ale brakowało dotąd daleko idących, śmiałych decyzji. Choć w przeszłości było blisko, ja sam uczestniczyłem w końcówce lat dziewięćdziesiątych w opracowaniu planu zamiany całego tego kwartału w nowoczesne centrum mieszkaniowo-usługowe. Była wtedy szansa, by ten rejon został obszarem objętym rewitalizacją, z rozszerzeniem na inne przestrzenie. To wtedy toczyły się pierwsze rozmowy z Apsysem, mówiono też o rynku Starego Miasta i placu Wolności. Chodziło o to, żeby cały ten obszar wpleść w spójną politykę przestrzenną. Już wtedy mówiliśmy, że zdegradowany obszar między ulicami Zachodnią, Ogrodową, Nowomiejską i Legionów należy wyburzyć, to nie nadawało się do dalszego użytkowania. Powstały wtedy badania na temat struktury własnościowej, stopnia zużycia. Cała ta operacja nie była aż tak skomplikowana. Dziś jednak, po latach, które upłynęły, działania na tym obszarze są trudniejsze. Czy należy w tym miejscu wyburzać? Tak, jestem jak najbardziej za. Ale już pozyskanie inwestorów, to obecnie bardzo poważny problem. Jestem przeciwnikiem tego, żeby to miasto było operatorem. Przy obecnym stanie zadłużenia, uwikłaniu się w nowe centrum, nie jest w stanie podołać tej próbie. Zwłaszcza że program rewitalizacji fatalnie przeprowadzony w rejonie Nawrot-Sienkiewicza daje negatywną recenzję poczynań władz. Dlatego do przebudowy kwartału w okolicach placu Wolności potrzebni są prywatni inwestorzy.

Wydaje się to proste, ale tylko pozornie. Mają tam być mieszkania, hotele, biura. Pięknie, ale co z koniunkturą?
Lokalny rynek na pewno nie podoła. Znam blisko branżę budowlaną od strony biznesowej, możliwości pozyskiwania pieniędzy na rynku finansowym. I powiem, że branża jest całkowicie niezdolna do zaciągania nowych kredytów. Jest na granicy niewypłacalności.

To jeszcze można obalić mówiąc, że to nie jest zadanie na rok, tylko na 10 czy więcej lat. Albo że nie szukamy wśród lokalnych przedsiębiorców, tylko celujemy w duży kapitał. Lecz jest jeszcze jeden problem. Żeby inwestować, trzeba mieć po co. Żeby nie utopić pieniędzy. Łódź nie jest miejscem, w którym mieszkania i powierzchnie biurowe rozchodzą się jak świeże bułeczki.
Oczywiście. Ale powiem o jeszcze jednej rzeczy. Śledzę na bieżąco postęp we wdrażaniu polityki miejskiej na bazie rekomendacji Komitetu Regionów i tego co Unia proponuje. W latach 2004-2007 nie wykorzystaliśmy możliwości, jakie wtedy posiadaliśmy. W ramach Funduszu Rozwoju Regionalnego mogliśmy przeznaczać 3 procent całej puli na rewitalizację, rozumianą w sensie czysto technicznym. Miasto miałoby się zajmować przygotowaniem koncepcji, zbrojeniem gruntów. Natomiast do pozostałych działań miasto miało zapraszać partnerów - prywatne firmy, a nawet mieszkańców. Wraz z rekomendacjami Unia zaproponowała wsparcie finansowe - bardzo nisko oprocentowane mikropożyczki dla przedsiębiorców. Ci, którzy podjęliby wyzwania, nie ryzykowaliby wiele, bo ich zaangażowanie byłoby tylko częściowe. Kapitał, wchodząc w rewitalizację, nie narażałby się na tego typu skutki, jak choćby inwestor australijski, który budował lofty u Scheiblera i całe ryzyko wziął na siebie.

Miasto prezentowało ofertę naszych terenów inwestycyjnych przy Zachodniej na targach w Cannes. Myśli Pan, że ktoś faktycznie może wyłożyć wielkie pieniądze na inwestycje w takim miejscu?
Zaprzepaszczone lata sprawiły, że dziś inwestowanie tam jest wielkim ryzykiem. Proszę zobaczyć: Apsys, dość znaczące przedsięwzięcie, nagle sprzedaje Manufakturę niemieckiemu funduszowi. To znaczy, że jednak coś tutaj nie zadziałało. Dodajmy do tego, że Łódź już ma tylko niewiele ponad 700 tys. mieszkańców, a za lat kilka co trzeci łodzianin będzie w wieku nieprodukcyjnym. Mamy gwałtowny odpływ młodego pokolenia, starzejemy się. Więc nasz potencjał maleje. Brakuje odbiorców, klienteli, dla której można coś budować. Można to zauważyć na rynku nieruchomości, wielu inwestorów wycofuje się z Łodzi rakiem. Wiele przedsięwzięć nie doszło do skutku - spójrzmy na hotel Hilton. Inwestorzy zewnętrzni chyba bardziej realistycznie oceniają kondycję, otoczenie i klientelę. I nie widzą warunków do inwestowania.

To co będzie z pomysłem, by odbudować całą pierzeję ul. Zachodniej i al. Kościuszki? Znów się nie uda, jak to bywało już kilka razy w historii?
Pomysł Marka Janiaka popieram w pełni. Tylko Janiak nie zważa na potencjalne źródła finansowania.

Jest artystą, od pieniędzy są inni.
No tak. Ale inwestorów w mieście nie widać. Obiekt dawnej RSW Prasa przy Piotrkowskiej 96, wielki, piękny obiekt z detalami architektonicznymi, od lat sześciu stoi pusty i coraz bardziej niszczeje. Dom Buta, narożnik Piotrkowskiej i Tuwima, w ogóle jest niezagospodarowany, a Włoch, który jest właścicielem obiektu, jest kompletnie niedostępny. Po drugiej stronie wielki obiekt handlowy też jest tylko w jednej czwartej obłożony. Podobnie wygląda cały ciąg ulicy Piotrkowskiej. I ten stan, to nie jest kwestia Manufaktury czy Galerii Łódzkiej, jak przekonują niektórzy. To jest tendencja. Główna ulica to rodzaj probierza. Jest wskaźnikiem tego, jak wygląda zainteresowanie biznesowe miastem i jaki jest popyt mieszkańców. A Piotrkowska stała się miejscem tanich pijalni, to jest degrengolada magnesu, jakim kiedyś była.

Przed inwestorami, którzy mogliby wejść na ulicę Zachodnią, stoi duże wyzwanie. Inaczej się buduje na przedmieściach, a inaczej w historycznym centrum. Podejrzewam, że jest dużo drożej.
Tak, zdecydowanie drożej. Trzeba dochować wszelkich procedur. Choć mimo wszystko widzę walory inwestowania w rejonie Zachodniej i Ogrodowej. Ten skansen ma jednak świetne położenie, jeśli chodzi o transport publiczny, komunikację, bliskość zieleni. Ma wszelkie atrybuty przyciągające, to jest nasza lokomotywa inwestycyjna. Pytanie tylko, dlaczego dopiero teraz. Już w latach 2004-2007 ktoś powinien wpaść na pomysł, że ten właśnie rejon - włączając w to rynek Starego Miasta i plac Wolności - powinien jako pierwszy stać się obszarem rewitalizowanym.

Rozm. Piotr Brzózka

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki