I skoro wykreowano dla niego mało miejską nazwę „stajnia jednorożców”, to wykluła się zawrotna myśl, by wzbogacić „stajnię” o jej „mieszkańca” (jak by nie wystarczyli pasażerowie łódzkiego MPK, traktowani jak stado osłów). Barwny w zamyśle jednorożec (może nawet z całą rodziną) już się przyczaił, by ująć biedne miasto jakże niezbędnymi mu na tym etapie rozwoju finansowanymi z budżetu miasta elementami niewątpliwie doprowadzającymi wspomnianych pasażerów i przechodniów do ekstatycznych objawów beztroski.
Piękno ma to do siebie, że jeżeli nie jest się Monicą Bellucci lub Wersalem, ginie w przesadzie. A wzbogacanie zjawisk, które czystym pięknem nie są, zwykle podkreśla ich kiczowatość („stajnia jednorożców” zaś się co najmniej, co zresztą przyznaje sam jej autor, o kicz ociera). Wyobrażacie sobie Państwo dodawanie czegoś (i co by to miało być) do „waginy” (kolejna udana nazwa) na pl. Dąbrowskiego?
Z ingerowaniem w przestrzeń miejską mamy w Łodzi niełatwe doświadczenia i albo są środowiska, które chcą ją zmonopolizować (vide: Piotrkowska), albo realizują w niej projekty radośni amatorzy. A akurat tę część rzeczywistości warto traktować poważnie i choćby odwoływać się do ogłaszanych przez miasto konkursów nie wśród obywateli, ale np. studentów szkół plastycznych w całym kraju. Zwolennicy upstrzenia miasta fantazyjnym inwentarzem podkreślają, że będzie kolorowo i zabawnie, w przeciwieństwie do dostojeństwa pomnikowych postaci. Ale między Tuwimem a jednorożcem jest dużo miejsca na sztukę. I piękno.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?