Rozmowa z Krystyną Giżowską, popularną polską piosenkarką.
Obchodzi pani piękny jubileusz pięćdziesięciolecia pracy. Aż się nie chce wierzyć, że minęło pół wieku...
To w zasadzie nawet nie pięćdziesiąt lat, a pięćdziesiąt pięć lat! Tak naprawdę zaczęłam śpiewać, gdy miałam 16 lat. Występowałam w zespołach pieśni i tańca, jeszcze jako amatorka. W 1971 roku zaczęłam współpracę z zespołem „Flotylla”. Dostawałam za to pensję, normę jak w teatrze. Uzyskałam weryfikacje artystyczne, ministerialne. Byłam profesjonalną artystką. Tak więc oficjalnie minęło 50 lat od mojego debiutu na scenie.
W minioną niedzielę świętowała pani jubileusz w programie „Jaka to melodia”. Czy jeszcze w inny sposób będzie pani czciła ten jubileusz?
Być może zorganizujemy z tej okazji kilka koncertów. Jeden z nich miałby na pewno miejsce w moim rodzinnym Człuchowie. Tam się urodziłam i wychowałam. Mam ogromny sentyment do tego miasta. Tam do dziś mieszka moja rodzina. Może uda się też zorganizować koncert w Łodzi. Ale to zależy od mojego menadżera. Nie mam jednak szczęścia do Łodzi.
Dlaczego?
Nie wiem. Może dlatego, że zamieszkałam w tym mieście? Dopóki nie mieszkałam w Łodzi to często przyjeżdżałam tu na koncerty. Potem się to zmieniło. Ale nie narzekam, jeżdżę z koncertami po całej Polsce.