Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przyjmijmy Rybczyńskiego!

Jacek Grudzień
Krzysztof Szymczak
Krzysztof Szymczak Jacek Grudzień
Pamiętam głosy, gdy okazało się, że Zbigniew Rybczyński, o którym zawsze mówiliśmy "łódzki laureat Oskara", podjął decyzję o umieszczeniu swojego studia we Wrocławiu. Krzyczano wtedy o straconej szansie dla Łodzi, o tym, że we Wrocławiu potrafią przyciągać sławy, a w Łodzi jak zwykle przegapiamy każdą okazję. Od lat na Wrocław patrzymy z zazdrością. Tak dużą, że swoim mieszkańcom, którzy twierdzą, że w Łodzi pod jakimś względem jest lepiej, prezydent miasta nad Odrą mówi: "To wyjeżdżajcie do Łodzi!"

Tak się złożyło, że jeden z nowych obywateli, czyli Zbigniew Rybczyński będzie emigrował. I to w atmosferze, której nie pamiętam jeśli chodzi o Łódź i wybitne osobowości stąd się wyprowadzające.

Artyści na łódzkim "zesłaniu"

Pamiętam natomiast niechcianych w stolicy twórców, którzy przyjeżdżali do Łodzi. Polski teatr na pewno nie byłby taki sam, gdyby nie "zesłania" Kazimierza Dejmka i Adama Hanuszkiewicza. To w Łodzi rozwinął się ich talent, to tu tworzyli genialne przedstawienia i Warszawa nie miała wyjścia, musiała ich przyjąć z powrotem.

Mikołaj Grabowski w Łodzi przygotowywał spektakle, które zapewniły mu miejsce wśród najważniejszych osobistości teatralnych w Polsce. Pamiętam gdy objął stanowisko dyrektora teatru Nowego, bo w Krakowie nie było dla niego miejsca, jego wizytę w radiu z nieśmiałym aktorem, którego ściągnął do Łodzi z Krakowa. Prawdopodobnie to był pierwszy występ aktora w radiu. Był tak onieśmielony, że z trudem się wypowiadał. Grabowski mówił: "To będzie wielka gwiazda, on ma talent". Mało kto w Łodzi wie, że tu aktorskie szlify zdobywał Tomasz Karolak.

I takich historii można by przytaczać dużo. Dlatego myślę, że jest teraz dobry moment na to, żeby nie przejmować się konfliktem Zbigniewa Rybczyńskiego z ministrem. Może jakiś ważny urzędnik do niego zadzwoni i spyta : "Może do Łodzi? Tu ma pan swoją gwiazdę, doktorat honoris causa szkoły filmowej, tu Pan się nauczył najważniejszych rzeczy".

Filmowa podpora NCŁ

W gruncie rzeczy Rybczyński spada z nieba, bo kto bardziej niż laureat Oskara mógłby promować i stać się symbolem filmowej części nowego centrum Łodzi? Jego nazwisko z pewnością zakończyłoby dyskusję o tym jak realizować "filmowy" wątek tego przedsięwzięcia. Tuż obok działa Semafor, a nigdzie w Polsce nie ma dwóch laureatów Oskara, a w zasadzie trzech, bo statuetkę Artura Rubinsteina można oglądać w Muzeum Miasta. Może nawet czterech, jeśli doliczyć Andrzeja Wajdę, który w Łodzi uczył się rzemiosła.

Przy okazji można by oddać przysługę ministrowi i zakończyć konflikt z artystą. Bo jeśli Zbigniew Rybczyński odnalazłby miejsce dla siebie, to nawet część ministerialnych pieniędzy wpłynęłaby do Łodzi.

Łódź w ogóle ma problem z docenianiem ludzi, którzy tym miastem są lub byli związani i wykorzystywania ich osiągnięć do promocji miasta. Bo skoro jesteśmy przy animacji, kto zna w naszym mieście Mariusza Wilczyńskiego, jednego z najważniejszych twórców animacji? Projekt, który artysta przygotowuje od wielu lat mógłby stać się jednym z flagowych projektów Łodzi. Tak jak przed laty można było wykorzystać Eden Andrzeja Czeczota, który też zawsze do Łodzi powracał.

Rozpocząłem te rozważania od Wrocławia i tak się zastanawiam jak głośno byłoby o sukcesie miasta, gdyby wrocławska produkcja osiągała takie sukcesy jak "Ida" wyprodukowana w łódzkim Opus Filmie. To kolejna okazja dla nas, żeby przypominać, że stolica polskiego filmu nadal jest przy Łąkowej, a nie w innym miejscu. Marzę o tym, żeby w przypomnieć Polsce, że w Łodzi powstawały najważniejsze spektakle teatru telewizji.

Łódź łatwo można by ogłosić stolicą monodramu. Można przypomnieć Bronisława Wrocławskiego, Gabrielę Muskałę. Nawet amatorzy pod tym względem wznoszę się na niewiarygodny poziom dla profesjonalistów. Kto nie wierzy, niech odwiedzi Dom Literatury przy Roosevelta i obejrzy "Arię dla Algernona" w wykonaniu Tomasza Boruszczaka. A już za chwilę będziemy mogli oglądać Kamila Maćkowiaka wcielającego się w rolę Tiny Turner.

Takie rzeczy tylko w Łodzi, bo tu bez kompleksów wielokrotnie realizowano takie pomysły. Gdyby nadal kontynuować to rozumowanie, to łatwo można by udowodnić, że nie byłoby Łodzi akademickiej, gdyby nie wszyscy ci "wygnani z innych części Polski".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki