Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przyszłość prywatnych uczelni

Maciej Kałach
19 niepublicznych uczelni ma siedziby w Łodzi.
19 niepublicznych uczelni ma siedziby w Łodzi. Dziennik Łódzki/archiwum/Grzegorz Gałasiński
W spisie Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego jest ich aż 19. Formalnie tyle niepublicznych uczelni ma siedziby w Łodzi. Wśród nich znajdziemy takie, które właśnie zwinęły działalność, ale także szkoły przechwytujące co roku setki, a nawet tysiące maturzystów. Jak długo jeszcze i komu ten biznes będzie się opłacał?

Co kilka miesięcy pojawiają się czarne prognozy dla niepublicznego szkolnictwa. Pod koniec maja konferencję w Warszawie zorganizowała Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych "Lewiatan". Według uczestników spotkania, z ponad 300 działających obecnie w kraju uczelni prywatnych do 2025 roku pozostanie ok. 50. Gdyby prognozę dla Łodzi prymitywnie wyliczać z proporcji, możemy się spodziewać, że w mieście utrzymają się tylko cztery najsilniejsze szkoły. O przetrwaniu, sumuje "Lewiatan", zadecyduje dopasowanie oferty do potrzeb pracodawców i poziom nauczania.

Czarne prognozy biorą się z demografii.
- Problemy, które spadek liczby studentów niesie za sobą analizujemy i traktujemy jako wyzwanie - oświadcza Kamil Fibak z biura prasowego Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej.

Wyzwanie jest potężne. W roku akademickim 2005/2006 w Polsce zdobywało wiedzę 1,95 mln studentów. Przed ostatnimi wakacjami ta liczba była o 110 tys. osób mniejsza. Studiującej młodzieży ubywa o ok. 5 procent rocznie, ale gdy bierzemy pod uwagę tylko uczelnie niepubliczne - aż o 8 proc.

Dane z naszego podwórka sprawiają, że czarne prognozy "Lewiatana" tym bardziej przestaje się traktować jako bajki służące straszeniu rektorów i właścicieli szkół. W latach 2000-2005 mieliśmy w województwie łódzkim dość stabilną populację osób w wieku 19-24, a więc docelową grupę dla uczelni. Tworzyło ją prawie 250 tys. mieszkańców regionu. W roku 2010 było to już tylko 207 tys. obywateli w typowym wieku "studenckim". Z danych GUS wynika, że ta liczba w 2016 r. ograniczy się zaledwie do 169 tys.

Urząd Statystyczny w Łodzi w jednym ze swoich ostatnich raportów informuje, że w mieście rok akademicki 2011/2012 rozpoczęło 95 tys. studentów. Czyli o 5 tys. mniej niż poprzedni. A jeszcze w roku akademickim 2008/2009 zdobywało u nas wiedzę 127 tys. studentów. Przy takim tempie spadków możemy powoli żegnać się z wizją Łodzi jako 100-tysięcznego ośrodka akademickiego.

Dla kogo więc buduje się nowe "pałace" w kampusach Politechniki Łódzkiej i Uniwersytetu Łódzkiego? Odpowiedź na tę wątpliwość także znajdujemy w statystykach. Rok akademicki 2008/2009 na 6 państwowych uczelniach zaczęło 67 tys. studentów. Obecny... 72 tys. Wzrosty populacji odnotowują ostatnio politechnika oraz uczelnie artystyczne.

- Szkoły państwowe powiększyły w ostatnim roku limity przyjęć - mówi prof. Marian Wilk, rektor i założyciel Wyższej Szkoły Studiów Międzynarodowych w Łodzi.

Niż bije i to mocno, ale ogółem tylko w "niepublicznych". Aktualnie 18 działających w mieście szkół tego typu daje wiedzę jednej czwartej łódzkich studentów. A jeszcze w roku akademickim 2008/2009 proporcje z publicznymi były prawie "pół na pół".

Stan posiadania szkół niepublicznych najbardziej uszczupliła afera związana z Akademią Humanistyczno-Ekonomiczną, która jeszcze trzy lata temu mogła poszczycić się ponad trzydziestotysięczną rzeszą studiujących. Dziś Kamil Fibak z biura prasowego AHE podaje liczbę 6394 studentów, Urząd Statystyczny w Łodzi, który w swoim raporcie nie uwzględnia filii szkół - 3665.

AHE utrzymała się na rynku i z nowym właścicielem przymierza się do kontrofensywy.
- Ruszyła rekrutacja na rok akademicki 2012/2013, podczas której uruchomiliśmy nasz sztandarowy projekt "Tablet", który pozwoli Akademii konkurować z czołówką uczelni publicznych w Polsce i przetrwać trudne lata. Opcji "zwijania" nie bierzemy pod uwagę - twierdzi Fibak.

Oprócz przydzielania tabletów na uczelni ma się pojawić akcelerator start-up'ów. Szkoła ma zdobywać finansowanie na wcielanie w życie pomysłów na firmy, które urodzą się na uczelni.

Żaden tablet nie uratuje już Wyższej Szkoły Administracji Publicznej oraz Wyższej Szkoły Marketingu i Biznesu.
WSAP wciąż figuruje w rejestrze ministerstwa - jako szkoła w likwidacji. Jej powodem w 2010 r. była zbyt mała liczba studentów, choć w tłustych latach placówka z siedzibą przy ul. Tokarzewskiego miała ich grubo ponad pół tysiąca.
W spisie minister Barabary Kudryckiej znajdziemy jeszcze WSMiB. Ale ostatnim znakiem życia ze strony wygaszonej uczelni była oferta sprzedaży jej budynku przy ul. Klaretyńskiej. W 2011 r. studentów drugiej łódzkiej "ofiary niżu" przejął na mocy porozumienia Wydział Zarządzania UŁ. O dużym kryzysie można mówić w przypadku Wyższej Szkoły Kupieckiej. Przed pięcioma laty miała prawie 3 tys. studiujących - teraz ponad pół tysiąca.

Są inwestorzy, którzy nie przejęli się prognozami demograficznymi. W 2008 r. wystartowała Wyższa Szkoła COSINUS oraz Wyższa Szkoła Sportowa im. Kazimierza Górskiego. To, co je łączy, to zaplecze ze strony szkolnictwa "przedmaturalnego". COSINUS to sieć m.in. ogólniaków dla dorosłych i kursów maturalnych. WSS utworzyła się na bazie znanej Szkoły Mistrzostwa Sportowego z siedzibą przy ul. Milionowej.

Przed ostatnimi wakacjami COSINUS dobił do tysiąca studiujących. Jednak w bieżącym roku akademickim ich liczba spadła o jedną piątą. Uczelnia im. Górskiego zbliża się do 200 studiujących.

Szczęścia w Łodzi próbują warszawiacy. W tym roku akademickim zadebiutowała filia zamiejscowa stołecznej Wyższej Szkoły Zarządzania i Prawa, gdzie studia zaczęło 29 osób.

Po zawirowaniach wokół AHE największą łódzką uczelnią jest Społeczna Akademia Nauk, czyli do niedawna Społeczna Wyższa Szkoła Przedsiębiorczości i Zarządzania. Poza prestiżową zmianą nazwy SAN może się pochwalić osiągnięciem ogólnopolskim - uczelnia znalazła się na pierwszym miejscu w ministerialnym rankingu najczęściej wybieranych studiów niestacjonarnych w rekrutacji 2011/2012. Łódzką akademię wybrało ponad 3,5 tys. kandydatów (na piątym miejscu w tym zestawieniu znalazła się AHE z ponad 2 tys. chętnych). SAN zdobyła także "kierunek zamawiany", czyli specjalność, za której studiowanie najlepsi kandydaci otrzymują rządowe stypendia - chodzi o informatykę.

Według oficjalnych informacji Społecznej Akademii Nauk uczelnia to "ponad 18 tys. zadowolonych studentów". Ale radosny obraz ponownie zaburzają dane Urzędu Statystycznego w Łodzi, według których, bez filii, SAN kształci obecnie prawie 9 tys. studiujących. Przed ostatnimi wakacjami było ich 10,5 tys.

Prof. Marian Wilk, szef Wyższej Szkoły Studiów Międzynarodowych, narzeka na nierówności w traktowaniu przez ministerstwo uczelni publicznych i niepublicznych. Podkreśla, że pieniądze na studia stacjonarne trafiają do tych pierwszych i mówi o działaniach niekonstytucyjnych.

- Ale rektorzy uczelni niepublicznych nie chcą przenosić tego sporu na forum europejskich instytucji sprawiedliwości. Wciąż liczymy na dobrą wolę minister Barbary Kudryckiej - mówi prof. Wilk.

W jego szkole (oficjalnie ok. 1700 studiujących, według danych US w Łodzi ograniczonych do miasta - 1004) jedną z recept na niż ma okazać się planowany kierunek: zarządzanie państwem, łączący wiedzę politologiczną z naukami ekonomicznymi.
Nie wszyscy przedstawiciele łódzkich szkół chcą opowiadać o planach na przyszłość. - Przykro mi, ale nie mogę udzielić tego typu informacji - odpisała w mejlu Anna Pira, specjalistka ds. promocji w Wyższej Szkole Sztuki i Projektowania. Według US w Łodzi, uczelnia sąsiadująca z Filmówką odnotowała nieznaczny spadek studiujących na przestrzeni ostatniego roku.

Z tematem zmierzył się dr Tomasz Lenkowski, wicekanclerz Wyższej Szkoły Biznesu i Nauk o Zdrowiu (według jego danych, ok. 1300 słuchaczy, w tym 90 proc . to studenci studiów regularnych. Urząd Statystyczny w Łodzi, pomijający filie, informuje o 542 osobach).

- Uczelnie publiczne uzyskują finansowanie z budżetu państwa proporcjonalnie do liczby kształconych słuchaczy. Uczelnie niepubliczne prowadzą działalność praktycznie wyłącznie z czesnego słuchaczy - przypomina w mejlu dr Lenkowski. - Powstaje więc problem "utrzymania studenta" za wszelką cenę. Tą ceną jest obniżenie jakości kształcenia. Choć nikt się do tego nie przyznaje, uczelnie już zaczynają robić wszystko co możliwe, by na tyle ułatwić studentowi proces kształcenia, aby maksymalnie długo, bez względu na jego zdolności, chęci i zaangażowanie utrzymać go na studiach. O konsekwencjach dla rozwoju gospodarczo-cywilizacyjnego tego trendu dla Polski nie trzeba dyskutować.

Według dr Lenkowskiego, jego uczelnia podąża w przeciwnym kierunku - selekcjonując studentów, inwestując w bazę dydaktyczną i współpracując z partnerami zewnętrznymi, m.in. Szpitalem Centrum Zdrowia Matki Polski i szpitalem Jonschera. Wicekanclerz informuje, że trwają starania o nawiązanie kontaktów z biznesem, aby szkoła mogła prowadzić badania, na których da się zarobić. Do tego "uczelnia wyższa jutra" powinna być obudowana alternatywnymi formami kształcenia jak kursy czy szkolenia, bo nie zawsze wiedzę trzeba pozyskiwać w formie pełnych studiów - zwłaszcza, gdy chodzi o jej uzupełnianie już w trakcie aktywności zawodowej. To właśnie te krótsze i tańsze w prowadzeniu formy mają uratować uczelnię przed skutkami niżu demograficznego. A ten, zdaniem dr Lenkowskiego, nie ominie także szkół publicznych.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki