Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Psy pogryzły kobietę w Skierniewicach. Trwa proces Jerzego G.

Magdalena Grajnert
Polska Press/archiwum
Przed Sądem Rejonowym w Skierniewicach przesłuchano w czwartek kolejnych świadków w procesie dotyczącym pogryzienia przez agresywne psy.

Każda kolejna rozprawa to dla 57-letniej Urszuli M. ze Skierniewic powracanie do przeżyć, o których wolałaby zapomnieć. Wieczorny spacer, na który się wybrała w październiku ubiegłego roku, zamienił się w koszmar. Trzy psy rzuciły się na nią i bardzo dotkliwie pogryzły.

Długotrwałe i kosztowne leczenie, rehabilitacja, a teraz toczący się od miesięcy proces. Urszula M. przyznaje, że jest już tym wszystkim zmęczona i chciałaby, żeby zapadł wreszcie wyrok.

- Nie mam już sił do komentowania, dla mnie to są wciąż żywe wspomnienia - mówi kobieta.

Tym razem sąd przesłuchał 11 świadków. Jednym z nich była S., która zajmowała się psami po ich umieszczeniu w skierniewickim schronisku. To jej sąd zadał najwięcej pytań dotyczących zachowania zwierząt. Pracownica schroniska stwierdziła, że zwierzęta nie były agresywne.

CZYTAJ:Psy pogryzły dwie kobiety w Skierniewicach. Właściciel trafił do szpitala. Obrońca: "To stres"

- Psy stanowiły grupę, to było widać - zeznała. - Nie byliśmy pewni, kto jest przywódcą stada. Do boksów nie wchodziliśmy pojedynczo, znając historię tych psów - zastrzegła jednak.

Cztery psy zostały podzielone. Umieszczono je w dwóch sąsiednich boksach. Pracownica schroniska stwierdziła, że psy były bardzo spokojne w trakcie badań, kuliły się i nie gryzły. Najbardziej aktywny był jedyny wśród nich pies, który wyraźnie nudził się w zamknięciu.

Poza jedną suką, pozostałe psy nie umiały chodzić na smyczy i nie reagowały na polecenia. Przez czas ich pobytu w schronisku stały się bardziej ufne i zaczęły szukać kontaktu z człowiekiem. Obrona wnosiła o powołanie biegłego w zakresie behawiorystyki, który oceniłby zachowanie zwierząt. Sąd nie przychylił się do tego wniosku na tym etapie postępowania i po zmianie, która zaszła w zachowaniu zwierząt.

CZYTAJ:Psy pogryzły kobietę ze Skierniewic. Musiała przejść dwie operacje

Sąd wyznaczył terminy kolejnych dwóch rozpraw. Podczas grudniowej rozprawy przesłuchani zostaną świadkowie, na styczniowej sąd zapozna się z opinią biegłego. Dla Urszuli M. to oznacza dalszy ciąg przeżyć, które wiele ją kosztują. Kobieta przyznaje, że bardzo ją rozczarowała postawa oskarżonego, ale już nawet nie oczekuje od niego przeprosin.

- Czekam tylko na zakończenie tej rozprawy - mówi pani Urszula. - Oraz na sprawiedliwy wyrok, który zapadnie przed sądem.

CZYTAJ:Kobieta pogryziona przez psa. W tym roku psy atakowały już 28 razy

Przypomnijmy, psy rzuciły się na kobietę 12 października 2014 r. Skierniewiczanka wyszła z domu wieczorem, by na polach zebrać z krzaków owoce dzikiej róży. Około godz. 19 rzuciły się na nią trzy duże psy. Na pomoc kobiecie ruszył mężczyzna, który usłyszał wołanie na pomoc.

CZYTAJ TEŻ:Skierniewiczanka pogryziona przez psy podziękowała swoim wybawcom

Kobieta była bardzo pogryziona, najbardziej na nogach. Została przewieziona do skierniewickiego szpitala, gdzie przetoczono jej krew i podano antybiotyk, a następnie przewieziono do szpitala im. Kopernika w Łodzi. Kobieta przebywała w szpitalu kilka miesięcy.

Oskarżony Jerzy G. twierdzi, że to nie jego psy pogryzły panią Urszulę. Grozi mu do trzech lat więzienia.

CZYTAJ:Psy pogryzły dwie kobiety w Skierniewicach. Właściciel trafił do szpitala. Obrońca: "To stres"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki