Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Psycholog: tam, gdzie nie ma uczucia, żadne Walentynki nie pomogą

Joanna Leszczyńska
Maria Rotkiel, psycholog.
Maria Rotkiel, psycholog. archiwum
Większość ludzi polubiło to święto, bo tak naprawdę mamy bardzo pogodną naturę. To, że my trochę marudzimy, zrzędzimy, to jest taki nasz nawyk. Natomiast nasza słowiańska natura jest bardzo pogodna. Lubimy się bawić, spotykać ze znajomymi, sprawiać przyjemność sobie i innym. Hołdujemy staropolskiej gościnności. W naszej naturze leży wykorzystywanie różnych fajnych momentów, czasami pretekstów i okazji, by świętować i celebrować. I to jest bardzo sympatyczne. Z Marią Rotkiel, psychologiem, rozmawia Joanna Leszczyńska.

Czy Pani zdaniem walentynki niosą w sobie jakąś dobrą energię, czy też rację mają etnolodzy, którzy nie zostawiają suchej nitki na tym święcie, podkreślając, że jest sztucznie importowane z Zachodu?

Mamy dużo więcej zwyczajów czy zapożyczeń, które przynoszą minusy zamiast plusów i z nimi warto walczyć. Ja bym na tej liście nie umieszczała walentynek. To jest fajna okazja, żeby się trochę pobawić, poświęcić sobie troszkę więcej czasu, żeby zrobić przyjemność drugiej osobie. Uważam, że każda taka okazja jest warta tego, by poświęcić na to czas. I dlatego nie czepiałabym się tych biednych walentynek. Ludzie są tego dnia bardziej uśmiechnięci, widzimy więcej trzymających się za ręce, czy całujących się par. A że wokół widzimy te serduszka... Oczywiście, dużo jest w tym kiczu i powierzchowności. Ale to nikomu nie robi krzywdy.

Niektórzy uważają, że jest to święto handlowców, a my się dajemy na to złapać...

Ale w każde święta musimy podjąć ważną decyzję. Czy ważna jest druga osoba, atmosfera, przesłanie święta, fajna zabawa, jaka wokół niego ma być? Czy też chodzi o to, by wydać pieniądze. Dziś, kiedy żyjemy konsumpcyjnie, szybko i płytko, to jest problem każdego święta. Co się dzieje ze świętami Bożego Narodzenia? W listopadzie już nas ganiają Mikołaje po centrach handlowych. Wydajemy bardzo dużo pieniędzy, nawet zapożyczamy się. To absolutnie nie jest specyfika walentynek. Tu nie chodzi o to, by wydać pieniądze, tylko o to, by wokół tego święta zorganizować fajną zabawę. Zaganiane, obciążone obowiązkami pary potrafią wykraść z codzienności ten jeden wieczór, bo jest ku temu pretekst.

Pani zdaniem Polacy polubili walentynki i nie są one tylko świętem młodych ludzi?

Myślę, że większość ludzi polubiło to święto, bo tak naprawdę mamy bardzo pogodną naturę. To, że my trochę marudzimy, zrzędzimy, to jest taki nasz nawyk. Natomiast nasza słowiańska natura jest bardzo pogodna. Lubimy się bawić, spotykać ze znajomymi, sprawiać przyjemność sobie i innym. Hołdujemy staropolskiej gościnności. W naszej naturze leży wykorzystywanie różnych fajnych momentów, czasami pretekstów i okazji, by świętować i celebrować. I to jest bardzo sympatyczne. A wszystko, co jest sympatyczne, co wiąże się ze zwykłym uśmiechem, powinniśmy włączać w naszą codzienność. Mamy przecież tyle stresów, tyle obowiązków. Nasza codzienność jest coraz trudniejsza. Walentynki to jest naprawdę okazja, by na moment pozwolić sobie być dzieckiem. Nawet jeśli kupimy serduszko, potraktujmy to z przymrużeniem oka.

Chociaż nietrudno zauważyć, że w tym roku walentynki następują dzień po Środzie Popielcowej, kiedy zaczyna się post, kiedyś tak silnie obecny w polskiej tradycji...

Dla osób praktykujących, którym to się kłóci z czymś istotniejszym, nie będzie to w ogóle okazja do celebrowania. Postępujmy w zgodzie ze sobą. Jeżeli nie czuję tego święta, to nie muszę go celebrować.

Czy walentynki mogą trochę odświeżyć uczucie, zbliżyć do siebie ponownie ludzi?

Tam, gdzie nie ma uczucia, tam żadne święto nie pomoże. I nawet jeżeli wykupimy wszystkie serduszka ze sklepu, nic nam nie pomoże. Ale dla par, które nie mają dla siebie czasu, które trochę siebie zaniedbują, które muszą przypomnieć sobie, jak to jest flirtować ze sobą, sprawiać sobie przyjemność, kupować sobie zupełnie niepraktyczne prezenty, fajnie się ubrać, żeby się podobać partnerowi, to jest doskonała okazja. Wiele technik terapeutycznych w terapii par opartych jest właśnie o "eksperymenty", polegające na tym, że pary mają zadania, na przykład pójść na wspólną kolację, randkę, kupić sobie prezent, seksowną bieliznę, czy wysłać kokieteryjny SMS. Czyli to jest wszystko to, co robią ludzie na początku znajomości, kiedy nam się bardziej chce. To jest taka przyprawa relacji, ale codzienność bardzo często nam to zabiera. Z czasem pojawia się rutyna i nuda. Jeżeli dzięki walentynkom pójdziemy na kolację, poflirtujemy z partnerem, damy jakiś fajny upominek, przypomnimy sobie wówczas, ile to daje przyjemności. I może to będzie fajny początek, by do tego wrócić.

Zauważyłam, że to święto ma nie tylko podtekst erotyczny. Słyszałam o akcji wysyłania walentynek do posłanki Pawłowicz, która ostatnio zasłynęła wypowiedziami na temat jałowości związków homoseksualnych...

Myślę, że to jest bardziej ironiczne niż szczere. Nie mówię tu o pani poseł, ale osoby, które nie mają do siebie dystansu, które są bardzo sztywne i konserwatywne, bez poczucia humoru, raczej takich gestów nie przyjmą z sympatią. Ale to o czym pani mówi jest ważne, dlatego że walentynkę można wysłać też przyjaciołom, siostrze, mamie czy koleżance. W naszej świadomości jest to bardziej święto zakochania rozumianego jako "lubię kogoś". Podoba mi się, że to jest czasem pretekst do wyznania komuś uczucia. Na przykład, gdy dostajemy walentynkę od kolegi z pracy, a nigdy byśmy się nie spodziewali, że to jest ktoś, kto lubi na nas oko zawiesić.
Rozm. Joanna Leszczyńska

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki