Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rada Miejska po rewitalizacji

Marcin Bereszczyński
Krzysztof Szymczak
W poniedziałek po raz pierwszy spotkają się radni miejscy VII kadencji. W tym dniu odbędzie się pierwsza sesja Rady Miejskiej, podczas której złożą oni ślubowanie. Wybiorą też przewodniczącego rady i jego zastępców. Pierwsza robocza sesja Rady Miejskiej w Łodzi została już wcześniej zaplanowana na 10 grudnia. Jaki będzie nowy łódzki samorząd?

Do rady weszło 20 osób z listy PO, 13 z PiS i 7 z SLD. To oznacza, że najbardziej prawdopodobna jest koalicja PO-SLD. Do rady weszło aż 17 nowych radnych. To znaczący odsetek, ponieważ we wcześniejszych wyborach samorządowych zmieniała się tylko trzecia część składu rady. Wprowadzenie parytetów nie zwiększyło liczby kobiet w Radzie Miejskiej. Na każdej liście musiało być przynajmniej 35 procent pań. Do rady weszło 10 kobiet i 30 mężczyzn. To oznacza, że obecnie w radzie jest 25 procent kobiet. W poprzedniej kadencji było 16 pań na 43 osoby w radzie, czyli blisko 35 procent.

Największą zagadką są nowi radni, których nie było w samorządzie VI kadencji. Najwięcej ma ich PiS, bo aż 9. PO wprowadziło 6 nowych twarzy, zaś SLD - 2. Trudno jednak uznać za nowych Włodzimierza Tomaszewskiego (PiS), Sylwestra Pawłowskiego (SLD) czy nawet Rafała Reszpondka (PO), który powraca do rady po jednokadencyjnej przerwie.

Za debiutanta trudno uznać nawet najmłodszego radnego Łukasza Rzepeckiego (PiS). Ten 22-latek był w poprzedniej kadencji radnym miejskim w Ozorkowie. Dostał się tam w 2010 roku, pół roku przed maturą, jako najmłodszy radny w województwie łódzkim.

Pozostali nowi radni mają duże doświadczenie z pracy w radach osiedli. Przybyło też radnych z doświadczeniem prawniczym, co powinno zagwarantować, że uchwały podejmowane przez Radę Miejską nie będą kwestionowane przez wojewodę lub Regionalną Izbę Obrachunkową. W poprzedniej kadencji Wojewódzki Sąd Administracyjny unieważnił w całości lub w części cztery uchwały, podjęte przez łódzkich radnych. To było tylko 2 procent wszystkich uchwał, podjętych w VI kadencji. RIO unieważniła cztery uchwały.

Do rady weszło też wiele osób z ogromnym doświadczeniem w samorządzie. Ponownie został wybrany Władysław Skwarka (SLD), który zasiada w Radzie Miejskiej od 1990 roku, czyli od pierwszych wyborów samorządowych w demokratycznej Polsce. W tych samych wyborach do rady dostał się Grzegorz Matuszak (SLD). Włodzimierz Tomaszewski po wyborach w 1990 roku objął funkcję sekretarza Łodzi. Od 1994 roku w radzie zasiada Maciej Rakowski (SLD). Długim stażem w samorządzie mogą pochwalić się również Sylwester Pawłowski (SLD) i Marek Michalik (PiS). Wielu spośród radnych PO dostało się do samorządu w 2006 roku. Dla nich rozpoczyna się już trzecia kadencja samorządowa.

Wielu doświadczonych samorządowców, którzy pracowali w VI kadencji, nie znalazło poparcia i nie dostało się do nowej rady. Część z nich zrezygnowała z ubiegania się o mandat radnego, pozostałym zabrakło głosów.

Niespodzianką jest brak w radzie Jarosława Bergera (SLD). W poprzedniej radzie współtworzył doraźną komisję transportu zbiorowego, inwestycji drogowych i organizacji ruchu drogowego. Następnie przewodniczył tej komisji. Udzielał się też w komisjach ds. Nowego Centrum Łodzi i w komisji sportu. Często zabierał głos na forum rady, ale to nie przełożyło się na liczbę głosów w ostatnich wyborach.

Klęskę w wyborach poniósł klub radnych Łódź 2020. Była to grupa radnych miejskich, wyrzuconych z PO. Moment usunięcia ich z Platformy był przełomowy w poprzedniej kadencji. PO straciła wtedy większość w radzie, a wyrzuceni utworzyli silny klub. Na tyle silny, że pozbawili PO funkcji przewodniczącego rady (Tomasz Kacprzak pełnił tę funkcję od 2007 do 2013 roku). Klub Łódź 2020 wprowadził na jego miejsce Joannę Kopcińską. W dodatku klub Łódź 2020 stał się spoiwem dla opozycyjnych klubów PiS i SLD. Być może PiS z SLD w poprzedniej kadencji nie potrafiłyby się porozumieć, gdyby nie powstał klub Łódź 2020. Te trzy kluby w opozycji skutecznie paraliżowały poczynania PO. Dlatego klęska klubu Łódź 2020 jest niespodzianką.

Z klubu Łódź 2020 wszedł do Rady Miejskiej tylko Łukasz Magin (PiS). W dodatku zdobył niewiele głosów. Dostał się dość szczęśliwie. Joanna Kopcińska dostała się natomiast do sejmiku. W wyborach przepadli: Sebastian Tylman, Iwona Boberska i Marta Grzeszczyk. Wszyscy kandydowali z list PiS. Pozostali przedstawiciele tego klubu nie wystartowali.

Zwycięski klub PO też stracił kilkoro radnych. Nie dostali się Mariusz Bogacz i Henryk Czyżewski, członek Partii Demokratycznej, startujący z listy PO. PiS stracił Bożennę Jędrzejczak, autorkę największej liczby interpelacji w poprzedniej kadencji. Poparcia nie zyskali również doświadczeni samorządowcy Jerzy Balcerek i Kazimierz Kluska. Zostali zastąpieni osobami młodszymi o kilka dekad.

Troje radnych, tak jak wspomniana Joanna Kopcińska (PiS), weszło do sejmiku woj. łódzkiego i nie będzie zasiadało w Radzie Miejskiej. Są to: Piotr Bors (SLD), jedyny przedstawiciel lewicy w sejmiku i Piotr Adamczyk (PiS), który w poprzedniej kadencji był przewodniczącym klubu radnych PiS.

Do nowego samorządu nie weszli radni poprzedniej kadencji, którzy przed wyborami zmienili swoje barwy polityczne. Czesław Telatycki dawniej był w PiS, później w PO, a startował z PSL. Nie przekroczył nawet trzystu głosów poparcia. Ewa Majchrzak przez prawie całą kadencję była w SLD. Tuż przed wyborami przeniosła się do PiS, co nie zapewniło jej reelekcji. Ich przeciwieństwem jest Rafał Markwant, który dostał się do rady z listy PiS, chociaż przez prawie całą kadencję był w SLD. Do rady wszedł również Bogusław Hubert. Startował z listy PO, chociaż tuż przed wyborami reprezentował Twój Ruch, zaś wcześniej był powiązany z SLD.

To tylko wyjątki korzystnej zmiany barw politycznych. Przykład klubu Łódź 2020 wskazuje, że przeskok z jednego ugrupowania do drugiego jest źle odbierany przez wyborców. To samo spotkało osoby, które na początku poprzedniej kadencji zostały wyrzucone z PiS, bo głosowały za likwidacją szkół. Później te osoby weszły do klubu radnych PO. Spośród nich tylko Elżbieta Bartczak ponownie weszła do rady. Mariusz Bogacz i Czesław Telatycki przepadli.

W Radzie Miejskiej nie zobaczymy też osób, które zrezygnowały ze startu w wyborach. Największe doświadczenie i autorytet spośród nich ma Witold Rosset, który w poprzedniej kadencji był radnym niezależnym. Zabraknie też Anny Adamskiej- Makowskiej, związanej z Twoim Ruchem. Spośród radnych PO nie wystartowała w wyborach Magdalena Parulska.

O tym, że niełatwo wejść do Rady Miejskiej, przekonali się też inni samorządowcy, którzy nie byli w łódzkiej radzie VI kadencji. Mieczysław Teodorczyk (SLD) przez kilka kadencji był radnym wojewódzkim, a nawet przez trzy lata był marszałkiem województwa. Nie dostał się do Rady Miejskiej, chociaż uzyskał więcej głosów(1.535) od wielu kandydatów, którzy zasiądą w nowej radzie. Do rady nie wszedł nikt z PSL, chociaż ta partia przekroczyła próg 5 procent, upoważniający ją do partycypowania w podziale mandatów. Lider łódzkiego PSL Wojciech Łaszkiewicz dostał tylko 399 głosów, a to za mało, aby znaleźć się w radzie.

Tak znacząca rewitalizacja w Radzie Miejskiej powoduje, że trudno przewidywać, jakie będą układy sił przez najbliższe cztery lata. Zwłaszcza że za rok odbędą się wybory parlamentarne, w których wystartuje część nowych radnych. Jeśli dostaną się do Sejmu lub Senatu, w ich miejsce do rady wejdą kolejne osoby, które startowały z tej samej listy, tego samego okręgu i miały najlepszy wynik spośród kandydatów, którzy nie dostali się do samorządu.

A to oznaczać może kolejną zmianę układu sił w radzie. Na razie największym klubem jest PO, ale samotne rządy miastem mogą być nieudolne, jeśli każde głosowanie kończyć się będzie wynikiem 20:20 (20 radnych PO kontra 13 z PiS i 7 z SLD). W takiej sytuacji o przyszłości Łodzi będą decydowały choroby, niedyspozycje i wyjazdy radnych. Wystarczy, że kogoś zabraknie, a już druga strona będzie miała przewagę w głosach. Na dłuższą metę nie da się tak rządzić, dlatego koalicja z SLD jest Platformie potrzebna. Chociaż przedstawiciele PO mówią, że nie muszą się z nikim bratać, to należy traktować te słowa jako zasłonę dymną przed negocjacjami koalicyjnymi.

Zawiązanie koalicji PO-SLD nie oznacza, że taki układ przetrwa polityczne zawieruchy w mieście. W każdej kadencji dochodzi do roszad w klubach. Radni występują z nich, bo nie chcą głosować zgodnie z dyscypliną partyjną, albo są wyrzucani za brak subordynacji. Dlatego im silniejsza i liczniejsza koalicja, tym większe szanse na jej stabilną działalność. O tym, czy koalicja PO-SLD zostanie zawiązana, dowiemy się w poniedziałek na pierwszej sesji Rady Miejskiej VII kadencji. Łatwo będzie to stwierdzić, przyglądając się wynikom głosowania, dotyczącego wyboru przewodniczącego Rady Miejskiej w Łodzi.

- Jestem po pierwszych rozmowach z prezydent Hanną Zdanowską. Przeszliśmy już od kurtuazji do kwestii programowych - mówi Tomasz Trela, szef SLD w Łodzi. - Z obu stron jest wola i chęć współpracy, ale to dopiero początek rozmów. Uważam, że do niedzieli zapadnie decyzja o zawiązaniu koalicji lub zerwaniu rozmów koalicyjnych. Efekty będą widoczne podczas poniedziałkowych obrad rady.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki