Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Radny powiatu pajęczańskiego podszywał się pod weterynarza?

Zbyszek Rybczyński
Jolanta Pilarz z kilkumiesięcznym sznaucerem Kawą, rannym w wypadku. Pies ma złamaną łapę
Jolanta Pilarz z kilkumiesięcznym sznaucerem Kawą, rannym w wypadku. Pies ma złamaną łapę Zbyszek Rybczyński
Radny powiatu pajęczańskiego będzie tłumaczył się przed prokuratorem, a szef lecznicy weterynaryjnej przed rzecznikiem odpowiedzialności zawodowej.

Wieluńska prokuratura przygląda się działalności gabinetu weterynaryjnego w gminie Rząśnia. W zawiadomieniu o podejrzeniu popełnienia przestępstwa jest m.in. zarzut, że radny powiatu pajęczańskiego Paweł Sikora leczył zwierzęta, choć nie miał do tego uprawnień.

- Sprawa jest na etapie postępowania sprawdzającego. Weryfikujemy okoliczności podane w zawiadomieniu. Trzeba m.in. przesłuchać osoby, które miałyby korzystać z usług tego pana - mówi prokurator Adrian Sikora.

Lecznica jest zarejestrowana na lekarza weterynarii Wiesława Michtę i to on oficjalnie zajmuje się zwierzętami na tym terenie. Paweł Sikora, na którego posesji znajduje się gabinet, z wykształcenia jest technikiem weterynarii i nie może samodzielnie diagnozować i leczyć zwierząt.

Radny twierdzi, że tylko od czasu do czasu pomaga Michcie. Lecznica dalej by sobie spokojnie funkcjonowała, gdyby nie wyjazd radnego Sikory do potrąconego przez auto psa. Samorządowiec nie mógł przypuszczać, że to zdarzenie znajdzie swój finał na antenie ogólnopolskiej telewizji i w prokuraturze.

Pięciomiesięczny sznaucer o imieniu Kawa przeżył, jednak jego właścicielki nabrały ogromnych wątpliwości co do kompetencji Pawła Sikory. Mianowicie miał on stwierdzić, że zwierzę ma złamany kręgosłup i jest w stanie agonalnym (choć miało tylko złamaną łapę) i zaaplikować niewłaściwe leki. Nie zabrał też psa do lecznicy. To nie wszystko. Do potrąconego sznaucera nie chciała dopuścić radnego pięcioletnia matka psa, która próbowała gryźć. Dlatego obecny na miejscu policjant na polecenie Sikory miał psiknąć suce prosto w pysk gazem pieprzowym.

- Pusia uciekła i do dzisiaj nie udało nam się jej odnaleźć, mimo usilnych starań i wyznaczenia nagrody. Jesteśmy załamani, bo była dla nas jak członek rodziny - rozpacza właścicielka zwierzaków Jolanta Pilarz.

Zawiadomienie do prokuratury złożyła córka pani Jolanty. Marzena Szyszkowicz podejrzewa, że Sikora - nie mając do tego odpowiednich uprawnień - już wcześniej leczył zwierzęta. Świadczyć może o tym choćby to, że jego numer telefonu widniał na szyldzie gabinetu weterynaryjnego. Widniał, bo gdy sprawą zainteresowały się media, dziwnym trafem został usunięty...

- Leczenie zwierząt to nie są usługi brukarskie, że jak coś nie wyjdzie, to się poprawi. To są żywe istoty - mówi Marzena Szyszkowicz. - Każda osoba, u której Paweł Sikora samodzielnie diagnozował, leczył i wykonywał zabiegi u zwierząt, jest potencjalnym pokrzywdzonym.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Paweł Sikora twierdzi, że przed wyjazdem do rannego psa kontaktował się telefonicznie z lekarzem Wiesławem Michtą i to na jego prośbę podjął interwencję. Podkreśla też, że proszące o pomoc osoby wcześniej bezskutecznie próbowały ściągnąć na miejsce wypadku weterynarzy z innych lecznic. Ta wersja zdarzeń zasadniczo różni się od opisanej przez Marzenę Szyszkowicz.

Radny zaprzecza, że zdiagnozował stan agonalny i złamanie kręgosłupa. Mówi, że ocenił, iż zwierzę ma tylko złamaną łapę, co potem potwierdziło prześwietlenie. Sugestie świadczenia usług na własny rachunek pod "przykrywką" Wiesława Michty Paweł Sikora określa mianem wyssanych z palca.

- Ta pani formułuje zupełnie bezpodstawne oskarżenia. Jest to nagonka na moją osobę i z pomocą prawnika będę wnosił sprawę o pomówienia - mówi radny Sikora. - Pracuję w ARiMR, mam gospodarstwo rolne, działam też społecznie i tylko czasami zdarza się, że pomagam koledze, bo jako technik weterynarii mam uprawnienia do tego, by pod jego nadzorem wykonywać określone czynności.
- Cokolwiek pan Sikora czasami robi, jest to z moją wiedzą- oświadczył dziennikarce telewizji Wiesław Michta.

Prezes Łódzkiej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej Mirosław Kacprzyk tłumaczy, że pojęcia "nadzoru" nie można swobodnie interpretować. Oznacza ono tyle, że technik wykonuje zlecone mu czynności w obecności weterynarza. Tylko w wyjątkowych sytuacjach, np. zagrożenia życia zwierząt, technik może samodzielnie podejmować decyzje. Ale ponosi konsekwencje swoich działań.

W związku ze skargą na działalność lecznicy w gminie Rząśnia wszczęte zostało postępowanie przez rzecznika odpowiedzialności zawodowej weterynarzy. Tłumaczył będzie się przed nim Wiesław Michta.

Paweł Sikora jako technik weterynarii nie podlega jurysdykcji Izby.

- Wiele wskazuje na to, że działalność zakładu leczniczego pod kierownictwem pana doktora Michty miała charakter patologiczny i należy temu położyć kres. Postępowanie może potrwać trzy - cztery miesiące - zaznacza prezes Mirosław Kacprzyk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki