Ja wiem, że magistrat zapewnia, iż po remoncie nawierzchni wszystko wróci na swoje miejsce (choć w nowej formie), i że nie da się wymienić kostki bez usunięcia wspomnianych elementów (trzeba jednak dopilnować, by nikt ich nie pogubił). Ale oranie w głównej ulicy miasta wywołuje ciarki na plecach. Ileż bowiem ona jeszcze znieść potrafi?
A i tak przecież, kiedyś będzie musiał przyjść "oracz" z prawdziwego zdarzenia, który zerwie wszystko do dna i dokona rzeczywistego remontu Piotrkowskiej: ucywilizuje ją, podłączy do sieci centralnego ogrzewania, odnowi również wnętrza i dusze kamienic, a nie tylko ich twarze, a następnie ponownie umieści ją w krwioobiegu miasta (zamiast tworzyć nowe sztuczne byty) i wpuści w nią życie.
To zadanie wielkie i prawdziwie pomnikowe, a w dodatku niezbędne. Dotychczasowe i aktualne pacykowanie umierającego oraz nachalne zmienianie jego szat (jak się okazuje zniszczonych na brudne), tylko przyspiesza zgon Piotrkowskiej. Obecnie "bezzębnej" i poranionej drastyczną operacją. Gdy remont się skończy, pewnie szybko o nim zapomnimy, "zęby" wyrwane na Piotrkowską wrócą, będziemy się zadowalać efektem takim, przed jakim zostaniemy postawieni.
Poznamy również sterty analiz, jak to jest teraz lepiej niż było. Obyśmy jednak - my, łodzianie i nasza Piotrkowska - doczekali się czasów, kiedy decydenci będą umieli myśleć całym miastem, a najważniejsze inwestycje nie będą emocjonalną walką o kolejną kadencję tylko autentycznym elementem kompleksowej zmiany i ulepszania miasta. Nie zawsze oznacza to wyrywanie i przebudowywanie. Jedna jaskółka już jest. Nie będzie planowanej przebudowy Placu Wolności. Czegoś więc uda się nie popsuć...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?