Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Recenzja: "Adwokat" [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Imperial-Cinepix
Nadmiar gwiazd (Michael Fassbender, Penélope Cruz, Cameron Diaz, Javier Bardem, Brad Pitt) i zbyt wiele filozofowania w dialogach, w dość okrutnym i pozbawiającym złudzeń filmie. Takie pierwsze wrażenie pozostawia projekcja nowej produkcji wielkiego Ridleya Scotta do scenariusza niezwykle cenionego amerykańskiego pisarza Cormaca McCarthy'ego, "Adwokat". Mocna armia w nienadzwyczajnym natarciu...

Adwokat

USA/Wlk. Brytania
reż. Ridley Scott
wyst. Michael Fassbender, Cameron Diaz
dystr. Imperial-Cinepix

Cormac McCarthy, autor wielu powieści, postanowił zadebiutować jako scenarzysta i popełnił zadziwiająco wiele błędów debiutanta. Przede wszystkim nie potrafił przykroić literackiej miłości do słowa. W "Adwokacie" wszyscy bez przerwy mówią i to tak, jakby z każdym zdaniem chcieli przejść do historii literatury właśnie. Już w pierwszej scenie, oddający się miłości pod kołdrą tytułowy adwokat i jego partnerka Laura rozgadują się jakby uprawiali seks przez telefon. I tak już będzie do końca.

Pewnie w literaturze takie dialogi i rozważania łatwiej byłoby obronić i pogłębić, w kinie wypadają jednak pretensjonalnie i bełkotliwie. A szkoda, bo filmowa opowieść panów Scotta i McCarthy'ego pełna jest barwnych postaci i przejmującego przeświadczenia o fatalnej stronie losu, której nie da się uniknąć.

Punkt wyjścia historii jest prosty. Adwokat, kochający do utraty tchu swoją Laurę, chce uzewnętrznić uczucie wzbogacając oświadczyny pierścionkiem z drogim diamentem. To drogi gest, a że jako mecenas zna ludzi, których chronił przed więzieniem, postanawia "wejść" w przestępczy interes - przemyt kokainy z Kolumbii, przez Meksyk, do Stanów. Tylko raz, i to pomimo troskliwych przestróg ze strony kumpli zajmujących się tym procederem na co dzień.

To, co stanie się później, jest oczywiste, choć tak łatwe do przeoczenia: na tę ścieżkę nie da się wdepnąć "trochę", trzeba całkowicie zmienić swoje życie i siebie, zapomnieć o "bezmyślnych" odruchach pomocy drugiemu człowiekowi, bo w bandyckim świecie nikt nie wierzy w brak podstępnych intencji i zbiegi okoliczności.

Zło jest złem i nie da się go relatywizować. Gdy uważasz, że się nim tylko "ochlapałeś", w istocie jego bezkresne błoto zasysa cię do dna. Jego okrucieństwo polega i na tym, że pochłonie nawet wtedy, gdy z całej duszy nie chcesz mieć z nim nic do czynienia. Scott i McCarthy zwiększają wymowę tych prawd zmuszając widza do oczekiwania na to, co nieuniknione, nawet gdy ten, rozpieszczony przez Hollywood, bardzo chce, by stało się inaczej.

Aktorsko najwięcej okazji do popisu miał fantastycznie tu odziany Bardem (z czego skwapliwie skorzystał), szczególnie podkreślając różnice między światem mężczyzn i kobiet (sekwencja ze sportowym samochodem i perwersyjną Malkiną będzie pewnie hitem jeszcze długo po samym filmie). Cameron Diaz dobrze ostatnio odnajduje się w rolach kobiet bezwzględnych do szpiku kości, jak Brad Pitt wcielający się w gości pragnących uciec przed dotychczasowym życiem. I gdyby tylko konsekwencji ich decyzji nie zagadał McCarthy...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki