Anna Karenina, Wlk. Brytania, reż. Joe Wright, wyst. Keira Knightley, Jude Law, Emily Watson, dystr. UIP
Forma, którą wybrał Wright, jest świetna, inteligentna w swoim dystansie i grze z najbardziej charakterystycznymi elementami świata odtworzonego w powieści. Reżyser umieścił film w teatrze, przeprowadzając akcję i bohaterów przez scenę, widownię, kulisy, maszynownię. Nawet zabierając widza w plener, czyni z przestrzeni fragment teatru.
Taki pomysł stworzył mu wiele możliwości, z których Wright znakomicie korzysta. Bardzo ważny w powieści pociąg tu jest dziecięcą kolejką lub zostaje uruchomiony przez przesunięcie zasłony w oknie pałacu. Dzięki teatralnym zabiegom do najlepszych sekwencji filmu należą scena wyścigów konnych, a także balu, na którym Anna Karenina tańczy z Wrońskim wśród zastygających w bezruchu pozostałych par.
Wyśmienitym konceptem okazała się również teatralna choreografia całego filmu: finezyjne "przejścia" pomiędzy poszczególnymi scenami czy taniec rąk, który w wielu scenach buduje relacje między bohaterami. Ba, najbardziej emocjonalna chwila filmu to ta, w której "tańczą" drewniane klocki z literami miłosnego wyznania i oświadczyn...
Forma budzi zachwyt, oddaje widzowi ogrom energii i pomysłowości, które w nią włożono. Lecz właśnie tak silny nacisk na formę sprawił, iż z filmu uleciało to, co jednak w opowieści o Annie Kareninie jest najistotniejsze: emocje, namiętności, miłość, rozdarcie, rany serca, nadzieje, rozczarowania. Całość ogląda się z uznaniem, ale beznamiętnie. Co dla romansu jest porażką.
W stronę porażki ciągną obraz Wrighta także aktorzy. Niewiele więcej poza znudzeniem i grymasami odnalazła w Annie Kareninie Keira Knightley. Rozterki głównej bohaterki w jej wykonaniu wydają się uniesieniami rozpuszczonej nastolatki, a już zupełnie nie można zrozumieć, dlaczego dla takiej Kareniny tracili serca mężczyźni: dojrzali i młodzi, głupi i mądrzy. Atrakcyjnych kobiet jest na świecie wiele, lecz umiera się z miłości nie do pięknej twarzy.
"Jakby istotę jej wypełniał jakiś nadmiar, który przejawiał się to w blasku jej oczu, to w uśmiechu - jakby wbrew jej woli" - mówi Wroński, gdy ją pierwszy raz widzi. Wystarczy? Obsadzenie żadnego Aarona Johnsona w roli hrabiego Wrońskiego było pomyłką. Bronią się i zostają w pamięci jedynie Jude Law jako Aleksy Karenin i Matthew MacFadyen jako Obłoński. A jednak nie o te postaci najbardziej reżyserowi chodziło...
Wrigtowi stworzył ładnie ubrany obrazek z życia tkwiących w kajdanach konwenansu wyższych sfer. Tołstoj pytał jednak raczej o atrakcyjność grzechu i wieczną walkę człowieka z samym sobą, zagubienie i wybory. Jego książka nawet w kiepskiej okładce razi z większą mocą niż rozbuchana wizualnie pustka filmu Wrighta.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?