Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "Anna Karenina" [TRAILER FILMU]

Dariusz Pawłowski
Dlaczego dla Anny Kareniny w wykonaniu Keiry Knightley mężczyźni tracili serca i głowy?
Dlaczego dla Anny Kareniny w wykonaniu Keiry Knightley mężczyźni tracili serca i głowy? uip
Joe Wright zabrał pod pachą "Annę Kareninę" do teatru. I tak mu się tam spodobało, że skoncentrował się teatralnych wnętrzach i figurach, którymi można je wypełnić. Z jednej z największych książek świata, diabelnie aktualnie i perfekcyjnie opisującej namiętności targające ludźmi oraz liczne strony miłości, pozostało niewiele.


Anna Karenina, Wlk. Brytania, reż. Joe Wright, wyst. Keira Knightley, Jude Law, Emily Watson, dystr. UIP

Forma, którą wybrał Wright, jest świetna, inteligentna w swoim dystansie i grze z najbardziej charakterystycznymi elementami świata odtworzonego w powieści. Reżyser umieścił film w teatrze, przeprowadzając akcję i bohaterów przez scenę, widownię, kulisy, maszynownię. Nawet zabierając widza w plener, czyni z przestrzeni fragment teatru.

Taki pomysł stworzył mu wiele możliwości, z których Wright znakomicie korzysta. Bardzo ważny w powieści pociąg tu jest dziecięcą kolejką lub zostaje uruchomiony przez przesunięcie zasłony w oknie pałacu. Dzięki teatralnym zabiegom do najlepszych sekwencji filmu należą scena wyścigów konnych, a także balu, na którym Anna Karenina tańczy z Wrońskim wśród zastygających w bezruchu pozostałych par.

Wyśmienitym konceptem okazała się również teatralna choreografia całego filmu: finezyjne "przejścia" pomiędzy poszczególnymi scenami czy taniec rąk, który w wielu scenach buduje relacje między bohaterami. Ba, najbardziej emocjonalna chwila filmu to ta, w której "tańczą" drewniane klocki z literami miłosnego wyznania i oświadczyn...

Forma budzi zachwyt, oddaje widzowi ogrom energii i pomysłowości, które w nią włożono. Lecz właśnie tak silny nacisk na formę sprawił, iż z filmu uleciało to, co jednak w opowieści o Annie Kareninie jest najistotniejsze: emocje, namiętności, miłość, rozdarcie, rany serca, nadzieje, rozczarowania. Całość ogląda się z uznaniem, ale beznamiętnie. Co dla romansu jest porażką.

W stronę porażki ciągną obraz Wrighta także aktorzy. Niewiele więcej poza znudzeniem i grymasami odnalazła w Annie Kareninie Keira Knightley. Rozterki głównej bohaterki w jej wykonaniu wydają się uniesieniami rozpuszczonej nastolatki, a już zupełnie nie można zrozumieć, dlaczego dla takiej Kareniny tracili serca mężczyźni: dojrzali i młodzi, głupi i mądrzy. Atrakcyjnych kobiet jest na świecie wiele, lecz umiera się z miłości nie do pięknej twarzy.

"Jakby istotę jej wypełniał jakiś nadmiar, który przejawiał się to w blasku jej oczu, to w uśmiechu - jakby wbrew jej woli" - mówi Wroński, gdy ją pierwszy raz widzi. Wystarczy? Obsadzenie żadnego Aarona Johnsona w roli hrabiego Wrońskiego było pomyłką. Bronią się i zostają w pamięci jedynie Jude Law jako Aleksy Karenin i Matthew MacFadyen jako Obłoński. A jednak nie o te postaci najbardziej reżyserowi chodziło...

Wrigtowi stworzył ładnie ubrany obrazek z życia tkwiących w kajdanach konwenansu wyższych sfer. Tołstoj pytał jednak raczej o atrakcyjność grzechu i wieczną walkę człowieka z samym sobą, zagubienie i wybory. Jego książka nawet w kiepskiej okładce razi z większą mocą niż rozbuchana wizualnie pustka filmu Wrighta.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki