Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "Ant-Man" [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Ant-Man to najbardziej przyjemny superbohater w uniwersum Marvela, choć dość staromodny kostium na to nie wskazuje. Film jest wakacyjnym przerywnikiem w wojowniczym nurcie cyklu.
Ant-Man to najbardziej przyjemny superbohater w uniwersum Marvela, choć dość staromodny kostium na to nie wskazuje. Film jest wakacyjnym przerywnikiem w wojowniczym nurcie cyklu. Marvel
Filmowe uniwersum Marvela rozbudowuje się: na ekrany kin wkroczył "Ant-Man". Rzetelna wakacyjna zabawa, oparta na niezłym pomyśle, choć z niewykorzystanym potencjałem.

Jeżeli jeszcze ktoś ma kompleks z powodu niedużych rozmiarów, "Ant-Man" to film w sam raz dla niego. Po raz kolejny okazuje się bowiem, że mały potrafi być nadzwyczaj żwawy.

Małym jest tym razem włamywacz z zasadami Scott Lang. Właśnie wyszedł z więzienia, w którym odsiadywał wyrok za hakerski skok na złą korporację. Chce prowadzić poukładane życie, pragnie zajmować się swoją córeczką. Jednak była żona i jej nowy mężczyzna - oczywiście policjant - stawiają warunki: będzie mógł spotykać się z małą, jeżeli znajdzie pracę i będzie płacił alimenty. Dla człowieka po kryminale, jak się okazuje, w każdej rzeczywistości znalezienie stałego, legalnego zajęcia nie jest łatwe.

Scott pod wpływem namów przyjaciela decyduje się więc na ostatni skok. Ma się włamać do domu pewnego starszego pana, który ma w piwnicy sejf. Scott zna się na robocie, jest pomysłowy, zatem sejf staje przed nim otworem. Ale w środku jest tylko tajemniczy kostium...

Uniform w filmach spod znaku superbohaterów musi rzecz jasna coś umożliwiać, tak więc jest i tym razem. Dzięki wdzianku (i specjalnej substancji) Scott może się błyskawicznie zmniejszyć do rozmiarów insekta i skumulować swoją energię. Staje się także człowiekiem do zadań specjalnych wynalazcy całej technologii dr Hanka Pyma. Teraz muszą razem uratować świat.

Pomysł z miniaturyzacją, choć nie świeży, ciągle ma potencjał - któż by nie chciał czasem wejść pod drzwiami tam, gdzie mu nie wolno. W dodatku nowoczesna technologia filmowa zdaje się oferować fantastyczne możliwości pokazania chociażby różnic perspektywy z częstych zmian rozmiarów wynikających. W filmie Peytona Reeda ów od razu narzucający się element pozostaje niewykorzystany. Podobnie jest z konfliktami wynikającymi z adaptacji w nowym środowisku. Brak "dopieszczenia" tej części produkcji i wyszukania bardziej oryginalnych pomysłów od tych, które serwuje nam się na ekranie, być może wynika z faktu, iż "Ant-Man" przychodził na świat w bólach, łącznie ze zmianą reżysera (pierwotnie w projekt był zaangażowany Edgar Wright, co nieco z jego poczucia humoru zostało w scenariuszu).

Lepiej jest z samą zabawą, a temu przecież komiksowe kino przede wszystkim ma służyć. Akcja toczy się w należytym tempie (choć o napięciu nie ma mowy), główny bohater szybko zdobywa naszą sympatię, dostajemy kilka brawurowych pomysłów na sceny walk (np. bójka w walizce). Są tu próby parodii gatunku, rozmach zastępuje niemal kameralność- ale w końcu to nie "Avengersi", tylko solowy występ przyszłego członka drużyny. W filmie udało się pomieścić więcej żartów niż to zwykle w produkcjach ze świata Marvela bywa. Szczególnie udane są sekwencje przedstawiające zdobywanie przez średnio rozgarniętych pomocników Scotta cynków o kolejnych skokach - głównie za sprawą naprawdę zabawnego Michaela Peny, kradnącego wszystkie sceny, w których się pojawia. Ba, w wersji z dubbingiem są nawet dowcipy tłumacza, które mają sprawić, by film pozostał produkcją dla dzieci, a ubawił dorosłych. Dlatego najgorszym przekleństwem staje się "kurza mordka", a gdy jeden z bohaterów osiąga swój destrukcyjny cel w serwerowni, kwituje to zdaniem: "i pamięć poszła się... rozmnażać". No i- co stanowi warunek tego rodzaju produkcji - jest niezły Zły (dobry w tej roli Corey Stoll), tutaj w stylu oszalałych przez żądzę władzy bondowskich przeciwników.

Paul Rudd wybitnym aktorem nie jest, ale okazał się trafnym wyborem do roli Ant-Mana, tworząc najbardziej przyjemnego bohatera uniwersum Marvela, całkiem zgrabnie radząc sobie nawet z marudnymi sekwencjami kina familijnego. Klasyczną jakość aktorską wnosi Michael Douglas, a Evangeline Lilly trudno nie zapragnąć na drugą żonę.

Widzowie zmęczeni fajerwerkami Avengersów i Kapitana Ameryki mogą potraktować "Ant-Mana" jako przyjazny przerywnik w głównych opowieściach cyklu. Fani serii potrzebujący eksplozji i porządnego łomotu mogą być nieco zawiedzeni. Akcentuje się tu raczej rodzinne relacje postaci, zawód i odrzucenie, które wpływają na takie, a nie inne wybory. Nie da się więc ukryć, że nowa produkcja w serii to najbardziej "ludzka" opowieść. Choć o Człowieku-Mrówce i jego owadziej armii.

Samo zaś przesłanie, że mały potrafi być górą w starciu z największymi, jest mocno budujące. Potrzebny jest co prawda porządny, niezdzieralny skafanderek, ale istota mocy tkwi w przekonaniu, że wszystko można osiągnąć. "Ant-Man" pozostawia z poczuciem zwycięstwa zasad nad wymiarami, nastrojem bezmyślnego wakacyjnego relaksu i nadzieją, że może do bohatera wkrótce dołączy Pani Mrówka. Oraz z ostrzeżeniem godnym rozważenia, że lepiej już nie rozdeptać żadnej mrówki.

"Ant-Man"
USA, sci-fi,
reż. Peyton Reed,
wyst. Paul Rudd, Michael Douglas, Evangeline Lilly
Ocena: 4/6

https://www.youtube.com/v/Y_Zmg2gRjV8&autoplay=1

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki