Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: Dredd 3D [TRAILER]

Dariusz Pawłowski
monolith
Sędzia Dredd nie negocjuje. Ocenia sytuację, wydaje wyrok i od razu wymierza karę. Niestety, bez negocjacji wymierza również karę widzom.

Dredd 3D, USA, s-f, 95 min., reż. Pete Travis, wyst. Karl Urban, Olivia Thirlby, Lena Headey, dystr. Monolith

Fani gatunku ocenią zapewne, że nowa ekranizacja "Sędziego Dredda" jest bliższa komiksowemu oryginałowi, niż produkcja z Sylvestrem Stallone z 1995 roku. Ci, co komiksu, nie znają, dodadzą zapewne, że nowy film jest o niebo (choć nieba akurat w nim właściwie nie ma) lepszy niż jego poprzednik. Co oczywiście nie znaczy, że jest dobry.

Konstrukcyjnie wszystko trzyma się konwencji. Przyszłość, świat zamienił się w powojenną radioaktywną pustynię, największe ocalałe miasto (800 milionów mieszkańców) zachowało się i rozbudowało rzecz jasna w Ameryce. W Mega City One szaleje przestępczość, jedynymi, którzy są w stanie się jej przeciwstawić, są Sędziowie. Sądy 24-godzinne w ich wykonaniu zostały sprowadzone do kilkudziesięciu sekund. Najpopularniejszym wyrokiem jest kara śmierci, wykonywana głównie przy użyciu broni strzelającej wszelkimi rodzajami amunicji, z którą przed użyciem trzeba jednak najpierw trochę pogadać.

Sędzia Dredd, wraz z adeptką potrafiącą czytać w myślach, trafiają do betonowego piekła, gdy w jednym z gigantycznych bloków Mega City One muszą stawić czoła gangowi dowodzonemu przez bezwzględną Ma-Mę. Finał może być tylko jeden, a krew popłynie szeroką rzeką...

Lecz nawet jeżeli kupuje się ową konwencję, to jej wypełnienie rozczarowuje. Pomijając przewidywalność, za daleko idące uproszczenia i masę nielogicznych rozwiązań (z finałem potyczki z Ma-Mą na czele), "Dredd 3D" zwyczajnie nuży i nie absorbuje swoją akcją. Skromność scenariusza twórcy filmu próbują omijać efektami 3D i zabawą z obrazem - tyleż pretensjonalną, co całkiem udaną i przynajmniej uzasadnioną: gang Ma-My wprowadza na rynek narkotyk Slo-Mo, który spowalnia sto razy percepcję czasu.

Wiele tu zatem spowolnionych zdjęć, zbliżeń, zmian w odbiorze rzeczywistości. Jeśli dodamy do tego nieźle sfilmowane sekwencje strzelanin i efektowne zakomponowanie przestrzeni Mega City One, to można uznać, iż jest co oglądać. Na tej konstatacji wrażenia z filmu się jednak kończą.

"Dredd 3D" to, jak na dotychczasowe doświadczenia Hollywood z ekranizacjami komiksów, film zaskakująco brutalny i chwilami nawet nazbyt dosłowny. Oczywiście, tłumaczą ten zabieg okoliczności, w których przychodzi działać Dreddowi, jednak krwistość wielu scen sprawdza się dopiero wówczas, gdy realizatorzy nieco je właśnie odrealniają.

Najtrudniejsze zadanie w tym przedsięwzięciu miał Karl Urban, który odziany w czarny uniform, ani na chwilę nie zdejmuje hełmu, pozostawiając widzowi jedynie swoje zaciśnięte wargi i monosylabowe kwestie. Sędzia Dredd nie jest bowiem od grania ani gadania, tylko od hałaśliwej, przypominającej działanie cepa roboty. Tak jak niektóre filmy nie są do zapamiętania, tylko do jednorazowego obejrzenia.

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki