Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Recenzja filmu "Blue Jasmine" [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Kino Świat
Jak to dobrze, że Woody Allen z jednej strony jest zawsze Allenem, a z drugiej nudzi się tym, co udało mu się zrobić i szuka nowych sposobów na opowiedzenie tego samego. Że przyzwyczaiwszy nas do tego, iż ironizuje, uderza dogłębnym smutkiem; że po wyprodukowaniu serii pocztówek pięknych miast, realizuje przejmująco gorzki film. Stąd tylko krok do stwierdzenia, że to dobrze, iż Woody Allen jest neurotykiem.

Blue Jasmine

USA, dramat
reż. Woody Allen
wyst. Cate Blanchett, Alec Baldwin, Sally Hawkins
dystr. Kino Świat

Po europejskim rajdzie, reżyser i scenarzysta wrócił do Stanów (akcja "Blue Jasmine" rozgrywa się w Nowym Jorku i San Francisco). Gdy spojrzał na pokryzysową Amerykę i zobaczył, co się przez ten czas rozsypało, jego konstatacja okazała się mało budująca. Trwałość, pewność, niezmienność, bezpieczeństwo to pojęcia utracone, przynajmniej na razie. Fortuny okazują się bańkami nadmuchanymi pieniędzmi uprowadzonymi maluczkim, relacje między ludźmi sięgają głębokości brodzika. W nowej sytuacji próbują się odnaleźć ci, którzy jeszcze przed chwilą nie bali się trosk, a przynajmniej o nich nie myśleli. Wszystkim zaś na dobre może wyjść to, że po tym, co się stało, dalsze trwanie nie będzie już bezrefleksyjne.

Główna bohaterka, Jasmine (fantastyczna Cate Blanchett), wdrapała się na szczyt poznając przystojnego i bogatego Hala (doskonale pasujący do tej roli Alec Baldwin). Pławiła się w luksusie i bezmyślnej beztrosce, stosując doskonałą, kobiecą metodę na podejrzenia co do źródła zamożności męża: nie wiem, nie widzę, nie znam się. Gdy jej wykreowany świat runął, a sama zostaje bez grosza, wybiera się do dawno nie widzianej siostry Ginger (kolejna nadzwyczaj trafnie obsadzona rola - przez Sally Hawkins), żyjącej niedrogo, ale w skromnym zadowoleniu. Pojawienie się Jasmine w życiu Ginger, na moment rozbije ustalony świat tej drugiej. A to zwykle niesie więcej szkody niż pożytku...

Allen bez charakterystycznego dla siebie sarkazmu i przewrotności obnaża ubogość naszych postaw i marzeń. Życia iluzjami, teatralnego budowania pozycji, przewagi konwencji nad naturalnością oraz potęgi złych emocji i ich konsekwencji wobec ludzkich odruchów i szczerości wybaczania. Allen wie, że mamy skłonność do postrzegania siebie tak, jak chcielibyśmy siebie widzieć (w czym nie przeszkadza nam nawet lustro), ale tym razem nie traktuje tego jako kolejnej ludzkiej słabostki, którą można sympatycznie obśmiać, tylko wyciąga na wierzch całe jej prostactwo. Dobija zaś obrazem żenującej potrzeby naprawiania życia innych, gdy nie jesteśmy w stanie poradzić sobie z własnym. Jego film to i ostrzeżenie: wszyscy nie dosiądziemy najpotężniejszych wierzchowców na Ziemi - czasem lepiej pozostać przy swoich kucykach i cieszyć się tym, by nie przepędzić życia na czekaniu i pragnieniu czegoś, co nigdy nam dane nie będzie - jakież to nieamerykańskie, prawda? "Blue Jasmine" to jeden z najmocniejszych i najbardziej bezwzględnych filmów Woody Allena.

Systematyczny w swych działaniach reżyser i scenarzysta raz w roku otwiera szufladę, do której wrzuca zapisane na kartkach pomysły, wyjmuje jeden i rozwija w opowieść. Wiele bym dał, by móc zajrzeć do tej szuflady...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki