Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Recenzja filmu "Elizjum" [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
UIP
"Elizjum" to film o nader aktualnym, ogólnoświatowym i być może najbardziej palącym dziś przesłaniu. Oto problemem ludzkości stała się gigantyczna przepaść między garstką niebotycznie bogatych a rzeszą biednych bez perspektyw na zmianę swojej sytuacji. W 2154 roku ów dystans jest tak olbrzymi, że by go uzewnętrznić i znieść, bogaci musieli wynieść się w kosmos.

Elizjum

Elysium
USA, s-f
reż. Neill Blomkamp
wyst. Matt Damon, Jodie Foster, Sharlto Copley
dystr. UIP

W tejże przyszłości, symbolicznie odzwierciedlającej teraźniejszość, bogaci z przeludnionej, zaśmieconej i zabiedzonej (a może po prostu wykorzystanej) Ziemi wynieśli się na idealną stację kosmiczną Elizjum. Spędzają czas w luksusie (rzecz jasna z pracy tych, co zostali na Ziemi), a technologia przyszłości pozwala im żyć znacznie dłużej niż obecnie, pokonując choroby w domowych wszystkoleczących kapsułach. Ci gorsi poświęcą zdrowie, by zachować ostatnie miejsca pracy, które na Ziemi zostały lub wegetują na ulicy, żyjąc z drobnych i mniej drobnych przestępstw (patrząc na to, co się dzieje, to może być wcale nie tak odległa wizja).

Sytuacja to więc idealna, bo bogaci nie muszą już nawet widzieć biednych (wcześniej przez lata wciskając im "kit" demokracji i niewidzialnej ręki rynku), a jeśli któryś z nierozumiejących, że takie podziały społeczne są "istotą" wolności, zbyt blisko do nich podleci wahadłowcem, to zestrzeli go minister bezpieczeństwa Elizjum, pani Delacourt. I tak ten idylliczny świat mógłby sobie trwać, gdyby nie to, że na dole zawsze się znajdzie jakiś marzyciel i desperat, który zechce odwrócić ów porządek - znaczy się i w przyszłości historia będzie lubiła się powtarzać. W czasach Elizjum ów rewolucjonista ma na imię Max i kręgosłup wzmocniony metalową konstrukcją (cóż, czasy coraz gorsze więc sam moralny nie wystarczy).

Społeczne dywagacje i wizja przyszłości to najlepsze elementy "Elizjum". Niestety, znacznie gorzej jest z samą opowieścią. Reżyserowi Blomkampowi jako scenarzyście wyraźnie zabrakło pomysłów na stworzenie opowieści jeśli już nie oryginalnej, to przynajmniej wciągającej. W efekcie film ogląda się bez większego zainteresowania, potencjał żadnej z postaci nie jest wykorzystany na tyle, byśmy mogli się do niej zbliżyć, dialogi zaś to konfekcja, z której nic nie zostaje. Pozostaje celebracja szczegółów rzeczywistości doby Elizjum. A że tych jest całkiem sporo, zwolennicy gatunku mogą znaleźć dla siebie wiele tematów do roztrząsania.

Aktorzy niespecjalnie odnaleźli się w przygotowanych dla nich ramach (w przypadku głównego bohatera - dosłownie). Matt Damon jest nijaki, Jodie Foster robi swoje ale bez fajerwerków, najwięcej daje z siebie w roli szefa podziemnego świata Wagner Moura. Okazuje się, że trafnie postawione przez twórców filmu pytania dotyczące kierunku, w którym zmierza ludzkość, to za mało, by stworzyć film ważniejszy, niż solidna przygoda o efektownej oprawie.

Nadzieję zaś daje inny wniosek. Otóż nasz Max dane umożliwiające przebudowanie źle skonstruowanego świata ma zapisane w mózgu. To dowód, że na wieki wieków najważniejsze będzie to, co mamy w głowie. Co dziś mogłoby, gdyby mogło, dać niektórym do myślenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Recenzja filmu "Elizjum" [ZWIASTUN] - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki