Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Recenzja filmu "Śnieżka" [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Kino Świat
Pocałować Śnieżkę. I żyć z nią długo i szczęśliwie... Na tę z filmu Pablo Bergera trzeba uważać, bo może pchnąć szpadą w kark.

Śnieżka

Blancanieves
Hiszpania
reż. Pablo Berger
wyst. Maribel Verdú, Daniel Giménez Cacho, Macarena García
dystr. Kino Świat

Hiszpańska wersja słynnej baśni braci Grimm jest przede wszystkim bardzo... hiszpańska. W muzyce pobrzmiewa flamenco, rzecz rozgrywa się w świecie korridy, południowa emocjonalność i namiętność łączą się z gorącym katolicyzmem i ekspresyjnie wyrażaną wiarą. To także ów niepospolity klimat rzeczywistości w której słońce, wspaniałe krajobrazy i wino rozpalają głowy, naciągają na grzech, a zarazem skłaniają do poświęceń; gdzie ludowa niewinność sprzeciwia się bezwzględności i niemoralności możnych; gdzie honor i czystość mieszają się z wyrachowaniem i pamiętliwością niesioną przez pokolenia; gdzie kult rodziny nie chroni przed tragediami w niej ukrytymi.

Akcję umieszczono w niezapomnianych latach 20. ubiegłego wieku. Tytułowa Śnieżka to ksywka nadana pięknej i smutnej Carmen (zjawiskowa Macarena García) przez trupę karłów-torreadorów. Nim dziewczyna dostanie się pod ich opiekę, musi zaznać tradycyjnych w baśniach nieszczęść. Jej ojciec, Antonio Villalta, był królem serc, uwielbianym przez tłumy torreadorem u szczytu sławy. Pewnego dnia przegrywa z bykiem, zmasakrowany trafia do szpitala, a jego przerażona wypadkiem piękna żona umiera rodząc mu córkę. Mężczyzna początkowo odrzuca dziewczynkę, winiąc ją za śmierć ukochanej żony.

Sparaliżowany decyduje się na związek z opiekującą się nim pielęgniarki, a mała Carmencita mieszka z babcią. Gdy seniorkę zabiera zawał serca, dziewczynka trafia do domu ojca i macochy, Encarny (rewelacyjna Maribel Verdú). Kobieta jest, rzecz jasna, okrutna: poniża Antonia, obficie korzysta z jego majątku, oddając się sadomasochistycznym zabawom z kierowcą, a Carmen traktuje gorzej niż służącą. To nie może trwać wiecznie: Antonio ginie w "wypadku", więc Encarna postanawia pozbyć się również Carmen...

To prosta droga do wspomnianych krasnoludków ratujących życie Śnieżce. Berger ze stylem i wyczuciem ubrał najważniejsze wątki ze starej, literackiej baśni w strój współczesnej bajki, jaką jest kino i z kina wziętej. Perfekcyjnie obronił pomysł stworzenia filmu niemego, czarno-białego, nie tylko broniąc go przed blichtrem i pustką kolorowej epoki efektów, ale pięknie odwołując się do tego, co stało u zarania kina: czystego odczuwania, emocji i przeżywania wydarzeń na ekranie przede wszystkim sercem, niekoniecznie umysłem. Stworzył cudowny hołd dla kina, ale i dla ludzkiej wrażliwości, w kinie oddawanej i kinem karmionej. Wzbudził tęsknotę za twarzami wyrażającymi uczucia, miast masek ukrywających się za słowami.

A do tego greps z karłami, których jest tylko sześciu (w tym jeden transwestyta, więc może należałoby go liczyć jako podwójną osobowość), a występują pod szyldem "7 krasnoludków i Śnieżka" (zabawnie próbując się policzyć w jednej ze scen). Kino bywa najwspanialszą ze sztuk, bo tylko filmowi dajemy się tak bezczelnie i pięknie oszukać...

Chcesz obejrzeć wieczorem dobry film w telewizji, ale nie wiesz, co jest emitowane? Sprawdź program telewizyjny!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Recenzja filmu "Śnieżka" [ZWIASTUN] - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki