Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: „Kochaj” [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Solidny, „dziewczyński” film, zaskakująco dużo opowiadający o współczesnych obyczajach. Nowa polska komedia romantyczna „Kochaj” w reżyserii Marty Laryssy Plucińskiej w kinach

Znam mężczyzn, którzy marzą, by podejrzeć, co się dzieje podczas wieczorów panieńskich. I choć są na to przecież metody (bywa, że zaprasza się na takie wydarzenia panów nie przywiązanych szczególnie do własnego odzienia), bezpieczniej owych pragnień nie realizować. Film Marty Laryssy Plucińskiej dowodzi jak bardzo.

Produkcja „Kochaj”, mimo że promowana jest jako komedia romantyczna, ramy tego gatunku śmiało przekracza i podąża w stronę filmu obyczajowego. Jest przy tym zaskakująco współczesna i szczera, więcej opowiadając o naszej dzisiejszej obyczajowości i zagubieniu, niż niejeden wystudiowany dramat. Konstrukcja jest prosta i chwytliwa: cztery przyjaciółki, ostatni panieński wyskok do miasta, a w perspektywie ślub z wątpliwościami. Do zamążpójścia szykuje się Sawa, niespecjalnie zaaferowana realizowanymi pod dowództwem macochy przygotowaniami do uroczystości, wyczekująca na powrót prawdopodobnie z wyprawy (bo właściwie nie wie, gdzie on jest) narzeczonego: wiecznego chłopca-podróżnika. Niepokój w jej plany wprowadził zaś szarmancki aktor w kapeluszu, który nie dość, że czyta te same książki, to jeszcze na pożegnanie całuje w rękę. Czyli wybór między Piotrusiem Panem, a... Piotrusiem Panem. W ostatniej drodze, która prowadzi przed oblicze urzędnika stanu cywilnego, towarzyszą jej przyjaciółki jeszcze z dzieciństwa: lubiąca adrenalinę i nie przepuszczająca żadnego z mieszczących się w jej typie mężczyzn Anka, zakochana w Azji Weronika, samotnie wychowująca kilkuletniego synka oraz gwiazda telewizji informacyjnej Oliwia. Każda stara się być oparciem dla Sawy, jednocześnie komplikując osobiste uwikłania. Anka ulega porywom namiętności, marząc o wielkiej miłości i księciu-bohaterze. Weronika nieustannie szuka potwierdzenia, że jest dobrą matką, a najbardziej karkołomny wątek i wyjątkowy romans na styku dziennikarstwa i wielkiej polityki pozostawiono Oliwii.

Plucińska nie ze wszystkich pułapek zastawionych w scenariuszu wybrnęła, ma on nieco dziur. Autorce filmu nie do końca też udało się zachować równowagę między poważną rozmową z widzem a żartem, tym bardziej, że ten ostatni bywa, delikatnie mówiąc, osobliwy (nawet jeżeli założymy, że bohaterki przez sporą część filmu pozostają w upojeniu alkoholowym). Miejscami utyka konstrukcja, nie pomaga w przejmowaniu się prezentowanymi wydarzeniami, również postaci są słabo narysowane, nie wzbudzają większego zainteresowania. Tym bardziej, że - i tu zdziwienie największe - solidna obsada zagrała poniżej przeciętnej, intuicyjnie, powtarzając jedynie stosowane już wielokrotnie rozwiązania, niż znajdując w prowadzeniu przez reżysera nowych możliwości. Właściwie nikt, poza drobnymi scenkami (np. rozpoznającej smak tortu nietrzeźwej Sawy), nie zapada w pamięć. A szkoda, bo w scenach grupowych widać, że pomiędzy wcielającymi się w przyjaciółki Olgą Bołądź, Romą Gąsiorowską-Żurawską, Aleksandrą Popławską i Magdaleną Lamparską rodził się fajny, energetyczny, „dziewczyński” żywioł.

Największymi atutami filmu Plucińskiej są umiar i trafność obserwacji rzeczywistości dzisiejszych około trzydziestolatków (z dużym marginesem na „około”). Dziewczyny wyruszają w miasto, wypijają jednym haustem „wściekłe suki”, ale ani na chwilę nie staczają się wraz z filmem (przepraszam panią reżyser za przywołanie tego tytułu) do katastrofy „Kac Wawa”. Nie wymyślając, nie pragnąc widza bezgranicznie rozrechotać, Plucińska osiągnęła rzadką w polskim kinie naturalność i miejską prawdę - podejrzewam, iż teraźniejsze dziewczyny i kobiety dziewczynami pozostające, doskonale się w tym odnajdą. Niech każda chociażby odpowie sobie na pytanie, ileż takich wypadów widziała, albo w ilu uczestniczyła. Jak wiele w relacjach było zabawy, a jak wiele ucieczek, gdy rodziło się coś trwalszego. „Życie” zostało też w dialogach: kobiety nieznośnie tu „paplają” i muszą nieustannie popłakiwać, mężczyźni wygłaszają frazesy przekonani o swej mądrości, ale przecież ileż takiego kobiecego „paplania”, „ryczenia” i męskich frazesów słyszeliśmy...

Plucińska dotyka różnych elementów rodzimej wielkomiejskiej egzystencji: od celebryckiej przez hipsterską po pretensjonalną, muskając jej cienie i nie zachłystując się (co jest przypadłością polskich komedii romantycznych) blaskami. Nie kryje swoistej nudy i powierzchowności trwania zbiorowości jednostek mających zbyt wiele okazji, by nie „zmuszać” się do rodzinności - no bo ileż razy ekscytujący może być kolejny melanż w modnych knajpach? A z drugiej strony jak długo można ze sobą samym wytrzymać w pustym domu, gdy wydaje nam się, że wokół wrze? I wydobywa najbardziej niezmienne mimo pogoni za zmianami ludzkie pragnienie. Nieważne jak się przed tym bronimy, chcemy kochać. Nawet, gdy nie potrafimy.

Kochaj,
Polska, komedia,
reż. Marta Laryssa Plucińska,
wyst. Olga Bołądź, Roma Gąsiorowska

Wydarzenia tygodnia w Łódzkiem. Przegląd wydarzeń 23-29 maja 2016 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: RECENZJA: „Kochaj” [ZWIASTUN] - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki