Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: Koncert "Urok Tuwima" w Teatrze Pinokio

Łukasz Kaczyński
Pełen absurdalnego poczucia humoru wiersz "Trudny rachunek" o spotkaniu kaczuszek, o których nie wiadomo czy są, czy ich nie ma, otrzymał dopełnienie wykorzystujące sceniczną iluzję
Pełen absurdalnego poczucia humoru wiersz "Trudny rachunek" o spotkaniu kaczuszek, o których nie wiadomo czy są, czy ich nie ma, otrzymał dopełnienie wykorzystujące sceniczną iluzję Maciej Stanik
Łatwiej jest wystawić od nowa klasyczną pozycję literatury dziecięcej, np. napisanego prozą "Pinokia", niż przysposobić do sceny wiersze dla dzieci pióra Juliana Tuwima. Paradoks? Pozornie. Przykładem jest płyta "Urok Tuwima" i koncert Teatru "Pinokio" w Łodzi, prezentujący zebrany na niej materiał.

Jakim problemem mogą być dla realizatorów niewielkie utwory Tuwima? Podobnym do tego, przed jakimi stoją ilustratorzy jego wierszy, o czym mówił podczas weekendowej konferencji naukowej "Tuwim bez końca" Marcin Klag, projektant i pracownik Wydziału Sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.

Są więc utwory te pełne humoru (często absurdalnego), mają klarowną fabułę i (tu dopiero zaczynają się schody) konstrukcję zamkniętej kompozycji, która nie zostawia dużo miejsca na samodzielność "reinterpretatorom". Niekiedy temat lub przedmiot wiersza jest błahy, a on sam "dzieje się" głównie w języku.

Wprowadzając owe utwory na scenę "Pinokia", reżyser Konrad Dworakowski uruchomił dwa subtelnie korespondujące ze sobą plany zdarzeń. Jednym są aktorzy i wokaliści, za którymi siedzi kwartet instrumentalistów. Drugi to aktorzy-mimowie, ubrani w czerń: pumpiaste spodnie, koszule i kapelusze. Wychodzą oni już w pierwszym utworze, "Cudach i dziwach", z walizki wniesionej przez Piotra Osaka (w "Pinokiu" gościnnie).

Przez namalowaną na twarzach czarną maskę kojarzą z Tuwimowskim murzynkiem Bambo (zwłaszcza gdy w uśmiechu błyszczą białymi zębami), ale zachowują się jak postaci ze slapstickowych komedii. Każda z piosenek to samodzielna całość. W jej ramach mimowie odpowiadają właśnie za "dziwy", by w finale, w myśl narracyjnej klamry, zniknąć w głębinie walizki. Bilans tego, co dzieje się w międzyczasie, wychodzi, o dziwo, na zero.

Piotr Nazaruk napisał muzykę ewidentnie "pod scenę": odsłuchiwana z płyty domaga się dopełnienia w obrazie scenicznym. Potraktowanie wierszy jak tekstów do piosenek gmatwa czasem prozodię tekstu, prowadzi do rozchwiania jego akcentów. Najczęściej w to miejsce udaje się reżyserowi wnieść nową jakość.

W "Pstryku" (śpiewa Łukasz Bzura), dzięki kilku latarkom, na scenie jak żywy staje "ukryty w ścianie smyk". W purnonsensowym "Trudnym rachunku", śpiewanym przez Bzurę, Osaka, Ewę Wróblewską i (gościnnie) Małgorzatę Krawczenko, jeden z mimów (Hanna Matusiak) balansuje po ustawianych przez siebie "głazach" (pojemnikach o kształcie wiaderek), pod którymi gubi i znajduje kaczki.

Z ducha Tuwimowska jest zabawa brzmieniem ostatniego w wierszu słowa - wokaliza utrzymana w stylistyce muzyki ska. O oczarowujące widownię akrobacje wzbogaciła "Dwa wiatry" Marzena Lesiak, choć choreografia towarzyszącego jej Łukasza Batki nie wypada już tak przekonująco. Samo wyprowadzenie czerwonych szarf spod sufitu budzi zazdrość, że nie jest się dzieckiem i nie odbiera się teatralnej iluzji z taką bezpośredniością.

Ale już "Spóźniony słowik" z jazzową aranżacją brzmi jak lament żony oczekującej męża po godzinie policyjnej. Eteryczne, ale nijakie, jest "Rwanie bzu", które staje się tylko preludium do "Śmierdziela". W tym ostatnim aluzja do konfliktu części widowni z dyrektorem Starego Teatru w Krakowie Janem Klatą dominuje nad sensem wiersza. Ciężko też zestawić obie sytuacje, a to od bohatera wieczoru nieco nas oddala.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki