Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "Koralina" w Teatrze "Pinokio" w Łodzi

Łukasz Kaczyński
Koralina (Hanna Matusiak) balansuje między światem realnym i fantastycznym
Koralina (Hanna Matusiak) balansuje między światem realnym i fantastycznym Paweł Łacheta
Z myślą o starszych dzieciach Teatr "Pinokio" w Łodzi przygotował spektakl osadzony w konwencji grozy, ale traktujący o sprawach bardziej związanych z życiem niż ze sferą widziadeł. Adaptacji głośnej powieść brytyjskiego pisarza Neila Gaimana i reżyserii spektaklu podjęła się młoda reżyserka Karolina Maciejaszek, dotąd pracująca głównie na deskach teatrów dramatycznych. Łódzka "Koralina", jej lalkowy debiut, udał się całkiem nieźle, choć nie sposób uwolnić się od wrażenia, że sceniczne szwy mogą niekiedy pękać.

Świat Koraliny (Hanna Matusiak) nie zmienia się wraz z przeprowadzką do nowego (dla niej) domu. Wciąż daleki jest od ideału. Role rodziców są zaburzone. Matka (Żaneta Małkowska, zbyt sztywna w roli oschłej matki, rekompensuje to jako jej alter ego) pochłonięta jest przez obowiązki zawodowe.

Podobnie jak nieco infantylny ojciec (niezmiennie w formie Łukasz Bzura), który ponadto próbuje realizować się kulinarnie: by umilić czas córce, a może by znaleźć wytchnienie od codzienności. Daremnie krążąca między nimi Koralina wymyśla niebezpieczne historie lub relacjonuje udział w takowych. Skazana na samotność "wśród swoich" dziewczynka obdarzona jest na szczęście bujną wyobraźnią, która pomaga jej wypełnić czas i układać relacje z nietuzinkowymi lokatorami olbrzymiego domu: dwiema emerytowanymi aktorkami (granymi przez Ewę Wróblewską i Annę Sztuder-Mieszek) oraz zwariowanym rumuńskim cyrkowcem (Pavel Kryksunou).

Nic dziwnego, że odnalezienie tajemniczych, zamurowanych drzwi ożywia fantastyczny świat spełnionych życzeń, będący jednak wykoślawionym odbiciem prawdziwego. Napotkani tam rodzice z czułością odnoszą się do Koraliny, ale zakończone pazurami dłonie, guziki przyszyte do oczodołów, a w końcu dziwne żądania zaczynają budzić podejrzenie dziewczyny. Będzie ona musiała walczyć o szczęście u boku prawdziwych rodziców.

"Koralina" nie serwuje może takiej makabry jak niegdyś francuski teatr Grand Guignol, ale ujrzymy niemało. W myśl sprawdzonych w kinie grozy mechanizmów pełzać będą człekokształtne poczwary, z mroku wyłonią się bliżej nieokreślone wisielce, dojdzie do krwawego rękoczynu. W tym świecie karą za nieposłuszeństwo jest więzienie, za naiwność płaci się duszą - co spotkało "chór" trupich dzieci, którym na ratunek pospieszy Koralina. Bracia Grimm byliby dumni. Może tylko nie spodobałby się im burzący atmosferę grozy głośny rzep, na który zapinana jest zjeżdżająca na scenę pościel Koraliny...

Rewelacyjna jest scenografia autorstwa Anny Chadaj. Nieregularna bryła obracana na środku pudełkowej sceny "Pinokia" wydaje się rozwiązaniem dość tradycyjnym. Jest jednak niezwykle pomocna w dynamicznej zmianie miejsca akcji, a plastyką nawiązuje do klasyki gatunku grozy. Jednak już w operowaniu całą przestrzenią sceniczną doszukać się można znamion debiutu reżyserki w nowej materii teatru lalek.

Chcąc ukazać Koralinę zabiegającą o uwagę rodziców, każe ona Żanecie Małkowskiej i Łukaszowi Bzurze wpychać na scenę stoliki z laptopami i zasiadać za nimi, co rozbija teatralną iluzję i dramaturgię scen. Dość ryzykowny wydaje się też pomysł animacji tajemniczego kota. Grający go Mariusz Olbiński (animuje lalkę, czasem przemieszcza się z nią na plecach; czasem zajmuje się tym Hanna Matusiak) jest jedynym aktorem w żywym planie - inni kryją się w mroku lub za scenografią. Jego fizyczna obecność w świecie pełnym zjaw nieco razi.

Salwy śmiechu budzą sceny z udziałem marzących o sławie emerytowanych aktorek. Ich kostiumy i towarzyszące im stada pupilków wprowadzają elementy niezwykłości też do prawdziwego życia Koraliny. Mniej śmieszy niespełniony treser mysiego cyrku. W przesadnej grze Kryksunoua zabrakło finezji, przez co np. scena "nawiedzenia" i przekazania przestrogi jest tylko kolejnym wariactwem jego postaci.

Hanna Matusiak obdarza Koralinę zawadiacką energią i wyrazistością, czym pokazuje bardziej strachliwym widzom, że mierzenie się z lękami nie jest tylko domeną super-bohaterów.

Wątpliwości budzi finał spektaklu. W jakiś sposób Koralina odnajduje rodziców w przejściu między światami i co tam robili? Czy świat zza zamurowanych drzwi istnieje tylko w głowie dziewczynki? Z wydarzeń nie wynika to jasno. Przeskakujemy do rzeczywistości i sceny, w której Koralina kocha rodziców, a mądrzejsi o jej doświadczenia rodzice ją. Pozostaje wierzyć, że dziecięca percepcja radzi sobie z tym, z czym nie radzi dorosły. Temu pozostaje emocjonująca wyprawa do strefy mroku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki