Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "Les Miserables: Nędznicy" [TRAILER]

Dariusz Pawłowski
Ekranizacja musicalu "Les Miserables". Dobre kino, gorzej ze śpiewem i muzyką
Ekranizacja musicalu "Les Miserables". Dobre kino, gorzej ze śpiewem i muzyką uip
"Les Miserables: Nędznicy". Jeden z największych, jeśli nie największy musical świata. A na pewno należący do najpopularniejszych, niemal każdy pochodzący z niego utwór to przebój. Teatralny fenomen, muzyczne arcymistrzostwo, silny przekaz i wielkie emocje. Aż teraz wzięło go w swe "łapy" kino.


Les Miserables: Nędznicy, musical, Wlk. Brytania, 157 min., reż. Tom Hooper, wyst. Hugh Jackman, Russell Crowe, Anne Hatheway, dystr. UIP

Szkoda, że ekonomia decyduje, iż w filmie przeznaczonym na podbój świata muszą grać gwiazdy "skażone" Fabryką Snów. Teatralne inscenizacje musicalu doczekały się fenomenalnych wykonawców poszczególnych ról, obsad wybitnych - np. w filmie w roli biskupa pojawia się Colm Wilkinson, chyba najdłużej grający Jeana Valjeana na scenach Londynu i Nowego Jorku, reprezentant tzw. obsady marzeń.

Niestety, w powszechnym mniemaniu producentów ci ludzie, znani przede wszystkim miłośnikom teatru, nie przyciągną do kin takiej masy widzów, która zapewni godziwy zysk. Skazani jesteśmy zatem na aktorów filmowych z opłacalnymi twarzami. Stąd już tylko krok do zaprezentowanego w ekranizacji "Les Miserables" przekonania, że by zapewnić kasowy sukces aktorzy popularni nie muszą dobrze śpiewać.

Oczywiście, autorzy ekranizacji postawili sobie za cel zbliżyć musical jak najbardziej do filmu. Stąd ściśle filmowy sposób narracji i maksymalne uproszczenie musicalowych pieśni, poskracanie ich, a nawet niekiedy pozamienianie kolejności. Posunięto się jednak zbyt daleko, co może być szczególnie przykrym doznaniem dla miłośników musicalu, przyzwyczajonych do silnych teatralnych głosów. Tu aktorzy uprawiają melodeklamację, niekiedy wyraźnie męcząc się śpiewaniem (najlepiej spośród gwiazd radzi sobie Amanda Seyfried, ale już po "Mamma mia!" wiedzieliśmy, że śpiewać potrafi) lub przesadnie wymuszając na widzu afekt (zwłaszcza Anne Hathaway).

Wybór aktorów dobrze obeznanych z kamerą był podyktowany również najbardziej kontrowersyjnym pomysłem reżysera, tzn. kilkuminutowymi zbliżeniami twarzy śpiewających aktorów. Tomowi Hooperowi zależało na wzmocnieniu emocji, silniejszym oddziaływaniu poprzez niuanse, czego może tak filmowani aktorzy sceniczni by mu nie dali. Efekt jest jednak wątpliwy i raczej nie podnosi wartości produkcji.

Trudno też, moim zdaniem, mówić tu o wybitnych kreacjach aktorskich. Hugh Jackman i Anne Hathaway pokazali jedynie bardzo solidne rzemiosło. Russell Crowe robi wrażenie zagubionego i nieco znudzonego. Efektowną parą, ale tylko efektowną, są Helena Bonham Carter i Sacha Baron Cohen. Jeśli już szukać ciekawych ról, to raczej w drugim planie, np. Samanthy Barks jako Éponine czy Daniela Huttlestone'a (Gavroche).

Wrażenie robią zaś porządna filmowa robota (np. świetne otwarcie), realizm poszczególnych sekwencji oraz precyzyjnie przeniesienie przesłania musicalu. I na ekranie to niepospolita opowieść o tym, że kochając drugiego człowieka widzimy twarz Boga, że kark nie służy do zginania tylko do prostego i dumnego trzymania głowy, a lepsze jutro zbudzi się, kiedy wstanie świt. Siły "Les Miserables" i tych podstawowych wartości, o których opowiada, nic nie zniszczy. Bo to siła nadziei.


Chcesz wiedzieć, co możesz obejrzeć w telewizji? Sprawdź
program tvna dzisiejszy wieczór!

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: RECENZJA: "Les Miserables: Nędznicy" [TRAILER] - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki