Clooney wziął na warsztat znakomity temat: pod koniec II wojny światowej w amerykańskiej armii powstaje specjalny oddział - złożony z dyrektorów muzeów, artystów, architektów, kuratorów, historyków - którego zadaniem jest odzyskanie dzieł sztuki zagrabionych przez nazistów. Cywile decydują się pojechać na front, by ratować, co jest do uratowania i odebrać, co zrabowano. W dodatku to historia oparta na rzeczywistych wydarzeniach. Jako reżyser, ubrał swą produkcję w nieco staroświecki mundur kina wojennej przygody, gdzieś między "Parszywą dwunastką" a "Złotem dla zuchwałych". Niestety, gorzej "uszyty".
"Obrońcy skarbów" całkiem zgrabnie się rozkręcają, komponowanie artystycznego komanda ma dobre tempo, niemało uroku i dowcipu. Im dalej w las jednak, tym gorzej. Film traci temperaturę, staje się zupełnie wypranym z emocji. Intryga się rozmywa, brakuje silnej scenariuszowej myśli przewodniej, która mogła by interesująco "skleić" rozsypane po filmie wątki dotyczące działających w różnych miejscach wyzwalanej Europy członków oddziału. Trudno też mówić o istotnych zwrotach akcji, które utrzymywałyby napięcie w widowni. Opowieść rozwija się konwencjonalnie i bezbarwnie, nie da się nią przejąć, widz nie ma czym poczuć się zaskoczonym. Praca odpracowana, lecz pozbawiona polotu.
Clonney zaprosił do obsady fajnych (to dobre w ich przypadku określenie) aktorów, wierząc zapewne, że skoro jemu będzie się świetnie współpracować, to ta przyjemność udzieli się i widzom. Nie dał jednak kolegom możliwości wyrwania się z ram, w które wpisały ich inne role. Sam się zresztą ich trzyma: pozostaje świadomym swej atrakcyjności, lekko zawadiackim, lekko zagubionym, prawdziwym mężczyzną o szlachetnym sercu.
Chłopięcy Matt Damon wierzy w rodzinę i naturalną uczciwość do tego stopnia, że nie ulega zalotom mieszkanki miasta miłości (Cate Blanchett, najbardziej w tym gronie próbująca znaleźć w swojej roli coś dla siebie nowego) - wyrzeczenie o tyle mniejsze, że na ekranie między tą parą w ogóle nie ma chemii. Bill Murray znów jest freakiem i cynikiem o inteligentnym poczuciu humoru, kryjącym niepospolite pokłady wrażliwości; John Goodman rubasznym grubasem o gołębiej duszy, itd., itp. Oglądamy galerię zbyt łatwo narysowanych postaci, które sprawiają sympatyczne wrażenie, ale nie zachęcają do zagłębienia się w ich los.
Bohaterom filmu i widzom nie udaje się przeżyć przygody, to co zaś ciekawe poza nią, wybrzmiewa tylko w przemowach poszczególnych postaci. Nieco "zaczepia" się myśl, że Hitler i jego poplecznicy naprawdę chcieli zawłaszczyć cały świat i mieć wszystko. Zbyt łatwo przechodzi nad dylematem, czy obrona dziedzictwa ludzkości jest warta życia. Za słabo wybrzmiewa przekonanie, że narody bez swojego dorobku, kultury, doświadczeń i przeszłości przestają istnieć i że między innymi na takim założeniu opierał się nazizm.
George Clooney miał w ręku "złoty róg". Ukrytego w nim skarbu nie odnalazł. Znalazł za to chyba w sobie przekonanie, że mówienie o własnym kraju większymi słowami nie jest obciachem. Nawet jeżeli się to robi trochę nieporadnie.
OCENA: 3/6
OBROŃCY SKARBÓW
wojenny, USA
reż. George Clooney
wyst. George Clooney, Matt Damon, Bill Murray
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?