Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: „Piąta fala” [ZWIASTUN]

Dariusz Pawł[email protected]
Między Carrie (Chloë Grace Moretz) i Evanem Walkerem (Alex Roe), jak i pomiędzy pozostałymi bohaterami, chemii nie ma, przez co całą historię ogląda się z kompletną obojętnością
Między Carrie (Chloë Grace Moretz) i Evanem Walkerem (Alex Roe), jak i pomiędzy pozostałymi bohaterami, chemii nie ma, przez co całą historię ogląda się z kompletną obojętnością United International Pictures
Na ekrany kin wszedł amerykański film sci-fi „Piąta fala”, na podstawie książki Ricka Yanceya. Młodzieżowe love story w towarzystwie inwazji kosmitów pragnących unicestwić ludzkość.

Przykro się robi, gdy Fabryka Snów odbiorców swoich wyrobów traktuje niepoważnie. Gdy twórcy filmu nie wierzą w inteligencję i wrażliwość młodego widza. Gdy upraszczają to, co już i tak płytkie; gdy żywią przekonanie, że brak logiki pozostanie niezauważony. Okazuje się, że pozostają nam tylko kosmici, którzy jeżeli już przystępują do najazdu, to z pełną powagą i respektem dla człowieczej umysłowości. Lokują się w mózgu, a potem uruchamiają plan niszczenia ludzkości „do spodu”. Hollywood zachowuje się czasem tak, jakby uważał, że przemysł filmowy wszelkie mózgi pożarł już dawno.

Film „Piąta fala” jest ekranizacją bestsellerowej ponoć (choć wierząc temu, co można przeczytać na okładkach książek, dziś każde wydawnictwo jest bestsellerem) powieści Ricka Yanceya - to pierwsza część trylogii, druga nosi tytuł „Piąta fala. Bezkresne morze”, a trzecia ma się ukazać w przyszłym roku. Za powieściami mają iść filmy - w kinie jednak chodzi o większe pieniądze, więc istnieje podejrzenie, że skończy się na falstarcie.

ZOBACZ INNE NASZE RECENZJE

Produkcja J Blakesona (autor „Uprowadzonej Alice Creed”) niezgrabnie łączy obiecujące science-fiction ze schematyczną do bólu trzustki młodzieżową love story. W pierwszej (czyżby też ostatniej?) części filmowego cyklu oglądamy ziemski świat w trakcie zagłady. Przez nasz glob przetoczyły się cztery fale najazdu „innych” z kosmosu, atakujących z wiszącego nad Ziemią ogromnego metalowego statku. Obcy zaczęli od wyłączenia nam prądu i wszelkich pojazdów, dzięki potężnemu impulsowi elektromagnetycznemu, a co za tym idzie cofnięciu nas o kilka stuleci.

Później wywołali trzęsienia ziemi i powodzie, następnie zesłali na nas śmiertelne choroby zakaźne. Uparci ludzie nie wymarli jednak do końca (bo zawsze się znajdą jacyś odporni), najeźdźcy musieli więc osobiście zejść na Ziemię i przybierając ludzką postać eliminować pozostałych przy życiu. W świecie oczekującym na ostateczną, piątą falę o przetrwanie walczy nastoletnia Cassie, zdesperowana, by odnaleźć i uratować swego małego braciszka. Przed katastrofą podkochiwała się w szkolnym przystojniaku, teraz będąc nieustannie w drodze przyjmuje pomoc bitnego, młodego „byczka”, którego podgląda podczas kąpieli w jeziorze (jak to się role w kinie poodwracały...).

Etapowy sposób unicestwiania planety, zmuszający jej mieszkańców do przystosowywani się do kolejnych zmian warunków życia, jest interesujący i z pewnym potencjałem. Dobrze się też stało, że twórcy nie epatują nas widokiem „obcych”, nie przesadzają ze stosowaniem elementów wizualnych charakterystycznych dla kina sci-fi i katastroficznego, nie przytłaczają efektami specjalnymi. Gorzej, że nie oferują nic w zamian.

Akcji tu tyle, co w bibliotece przed otwarciem, a budowania czy komplikowania postaci nawet się nie planuje. W dodatku poszczególni bohaterowie (także z powodu miernego, jednowymiarowego aktorstwa) sprawiają wrażenie dotarcia na plan z różnych filmów. Nie ma między nimi chemii, trudno mieć jakikolwiek stosunek emocjonalny do tego, co się pomiędzy nimi dzieje. W filmie właściwie jest tylko jedna ciekawa postać - wojownicza Ringer (najlepsza w tym zespole Maika Monroe), wyczulona na seksistowskie uwagi. Reszta przestaje nas obchodzić gdzieś przy trzeciej fali...

J Blakeson nie przemęcza się również logiką (zresztą nie pomaga mu w tym sama literatura, gdzie postępowanie „obcych” chwilami trudno uzasadnić - ale może to po prostu logika kosmitów), nie potrafi się zdecydować, czy bardziej zajmuje go bezwzględność przybyszów z niebios, czy sercowo-erotyczna niezborność wiecznie zestresowanej Cassie.

„Piąta fala” wpisuje się oczywiście w modę na młodzieżowe, postapokaliptyczne, czy rozgrywające się u kresu świata, „strzelanki” z dziewczynami w roli głównej (patrz: „Niezgodna”, „Igrzyska śmierci”). Kiedy jednak wspomniane serie próbują jeszcze stawiać jakieś pytania i diagnozy związane z upadkiem wartości, rozkładem społecznych więzów oraz tworzeniem medialnej rzeczywistości, u J Blakesona pozostało już tylko bezmyślne gapienie się w ekran (tym bardziej, że reżyser nie oczekuje myślenia i od swoich bohaterów, każąc im wpierw strzelać, a dopiero później orientować się w sytuacji).

Nawet istotny i fabularnie nośny wątek manipulowania dziećmi przez dorosłych pozostaje tu tylko dotknięty, bez refleksji, a rozwiązany z finezją wydłubywania brudu zza paznokci. Satysfakcji nie znajdą ani miłośnicy emocjonalnych uniesień, ani fani totalnej demolki. Bo jedni i drudzy dostają tylko mdłe namiastki.

Przy trudnościach ze znalezieniem plusów i atrakcji można przypuszczać, że „Piąta fala” w wersji filmowej nie rozwinie się w serię. Lecz najbardziej rozczarowujące byłoby, gdyby się okazało, że to w Hollywood mają jednak rację.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki