Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "Pod Mocnym Aniołem" [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Kino Świat
Bohaterowie zapełniający filmy Wojciecha Smarzowskiego chleją od "Wesela", nic więc dziwnego, że w końcu musieli wylądować na oddziale dla deliryków. W "Pod Mocnym Aniołem" reżyser pokazał bezwzględnie jak takie picie się kończy. Koncentrując się jednak tak mocno na tym, by uderzyć obrazem, podarował nam dzieło ku przestrodze, które można pokazywać startującym w piciu, mającym za sobą pierwszy wieczór z urwanym filmem. Lecz z efektem prawdopodobnie podobnym do pogadanki.

Wojciech Smarzowski postawił sobie trudne zadanie. Jak przenieść na ekran tak niefilmową książkę Jerzego Pilcha? Prozę na stylizacji skupioną, zakochaną w samej sobie, poświęconą poszukiwaniu jak najbardziej wyrafinowanej frazy, widzącą w literaturze, a raczej w samym procesie pisania i "myślenia całymi zdaniami", pomost do wyspy bezpieczeństwa, deskę ratunku utrzymującą na powierzchni bezmiaru nałogu. Twórczość przepełnioną wiara, że pisarstwo prowadzi do wrażliwości pisarza, która z kolei pozwala dostrzec miłość, jedyną moc zdolną z otchłani nałogu wyrwać.

Smarzowski rozrzucił Pilchowskie zdania po różnych bohaterach, umieścił je w innych kontekstach, ale przede wszystkim odebrał im wiarę. Niczym terapeuta, pozbawia widza-pacjenta wszelkich złudzeń, miłość nie jest żadną nadzieją, siła uczucia jest tylko siłą wmówioną samemu sobie przez pijącego. Ba, chłodno traktując emocje zdaje się sugerować, żeby w wojnie z demonem nie chwytać się tak złudnej broni. No bo przecież jeśli miłość odejdzie, to czym będzie leczył złamane serce alkoholik? Smarzowski czyni swego bohatera samym i odwraca sytuację: najpierw zajmij się sobą, chłopie, a potem znajdź kobietę. Inaczej nie wyrwiesz się z kręgu: przekonanie, zapewnienia, porażka. Jednak to z kolejnością działań i trzymaniem się rozkładu mamy w życiu duży problem. Nie tylko w życiu pijanym...

Co ciekawe, choć rzeczywistość (i nie rzeczywistość) Jerzego, głównego bohatera filmu (ofiarny Robert Więckiewicz), oglądamy jego oczami (i halucynacjami), to właśnie jemu i jego wybrance reżyser poświęcił najmniej uwagi, dając w zamian katalog znakomicie skonstruowanych postaci drugoplanowych. O Jerzym dowiadujemy się niewiele, on tu spełnia rolę fizycznego przykładu nałogowej degrengolady, a co za tym idzie, szansy, by odnieść się do niego w jakikolwiek sposób, zostajemy pozbawieni.

Za to ileż dzieje się obok! I jak to jest ukazane! Mania, która wyrusza z domu na wyprawę, zamienioną w alkoholowy ciąg (wyśmienita Kinga Preis); Królowa Kentu, która pierwszy kieliszek likieru miętowego wypiła przed pierwszym stosunkiem z mężem (Iwona Bielska); Katarzyna zmuszona do gwałtownego opuszczenia mieszkania siostry (Iza Kuna); utalentowany reżyser filmowy oddający mocz podczas rozmowy z producentem hollywoodzkim (Marcin Dorociński); próbujący ustalić godzinę Przodownik (Lech Dyblik); ksiądz, który wypił jeden kieliszek za dużo (Jacek Braciak), pijący kiedy zwyciężaliśmy i przegrywaliśmy Król Cukru (Marian Dziędziel) czy wściekły na szefa Terrorysta (Arkadiusz Jakubik). Opiekę nad nimi próbuje sprawować doktor Granada (Andrzej Grabowski), sprowadzający uniesienia pacjentów do jedynej prawdy: "pijecie, bo pijecie".

Poczet królów drugiego planu miesza się w głowie Jerzego, osoby znane z odwyku zastępują w wynurzeniach pijaka rodzinę i znajomych. Jego otoczeniem Smarzowski żongluje nadzwyczaj sprawnie, dorzucając rozmaite tropy: literackie (w wizjach Jerzego pojawiają się Jerofiejew, Fallada, Kafka, Bukowski), filmowe (cytat z "Pętli", nawiązanie do własnej "Drogówki"). Problem polega na tym, że owo "zaplecze" nie bardzo ma czemu pomóc.

Sama rzecz o nałogu, dotknąć może osoby, które nigdy alkoholizmu nie widziały, a o takich ludzi w Polsce chyba trudno. Utaplanie picia w dosłowności szybko nuży, a pozbawienie głównego bohatera niuansów i choćby namiastki początków jego drogi, z jednej strony uniemożliwiło Więckiewiczowi podjęcie próby stworzenia tak wyrafinowanej kreacji, jak Janusz Gajos w pamiętnym "Żółtym szaliku" (zrealizowanym do scenariusza tegoż samego Pilcha zresztą), a z drugiej wywołuje poczucie, że to, co widzimy, to inna planeta, że nas to nie spotka. A przecież...

Nałóg to głębia bezgraniczna - na jakim byśmy dnie nie byli, zawsze słychać pukanie od dołu. Smarzowski zachlapał nam ją ekskrementami, nie pozwalając nam się w niej ze strachem przejrzeć.

Pod Mocnym Aniołem

dramat, Polska
reż. Wojciech Smarzowski
wyst. Robert Więckiewicz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki