Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: Rzeź [TRAILER]

Dariusz Pawłowski
Kino Świat
Krótko i na temat. "Rzeź" Romana Polańskiego trwa tylko 79 minut. To wystarczy, by przeprowadzić precyzyjną rzeź obłudy zachodniej kultury mieszczańskiej.

Rzeź

Francja/Hiszpania/Niemcy/Polska, 79 min.
reż. Roman Polański
wyst. Jodie Foster, Kate Winslet, Christoph Waltz, John C. Reilly
dystr. Kino Świat

Polański wziął na warsztat głośną sztukę Yasminy Rezy znaną z polskich teatrów jako "Bóg mordu". Reżyser pisał scenariusz do "Rzezi" podczas przebywania w areszcie domowym w Szwajcarii. Z jednej strony pozwoliło mu to skoncentrować się na pracy, z drugiej strony uruchomiło lawinę żalu wobec ciągnącego się za nim do dziś oskarżenia o gwałt na 13-letniej Samanthcie Geimer sprzed ponad 30 laty (na podstawie umowy prawników przekształconego na zarzut nielegalnego stosunku płciowego z nieletnią).

Polański wciąż nie może pojechać do USA, zarzuca hipokryzję amerykańskiemu systemowi sprawiedliwości, podkreślając, że ofiara dawno już wybaczyła mu jego czyn. Cała ta sprawa bardzo mu ciąży, silne elementy osobistych rozterek i poczucia podszytego fałszem osaczenia przez opinię publiczną zawarł w wymowie swego najnowszego filmu. I obojętnie, jak oceniamy sytuację Polańskiego, jego wypowiedź na temat osobistego dramatu artystycznie wypada mistrzowsko.

Anegdota "Rzezi" jest nieskomplikowana i krótka. Dwóch 11-letnich chłopców wdaje się w bójkę, podczas której jeden przyłożył kijem drugiemu i wybił mu dwa zęby. Rodzice pobitego chłopca, Penelope i Michael (Jodie Foster i John C. Reilly), zapraszają do siebie rodziców bijącego, Nancy i Alana (Kate Winslet i Christoph Waltz), by znaleźć "pokojowe" rozwiązanie problemu. Początkowo wzajemnym przeprosinom, zapewnieniom o chęci bezstronności i grzecznym formułkom nie ma końca. Z każdym jednak zdaniem rozmowa zmierza do totalnej katastrofy i obnażenia najgłębiej skrywanych reakcji.

Polański przez całe życie ma do czynienia z maskami, nic dziwnego, że doskonale dostrzega je na innych. I tym chętniej je zdziera. Niemal cały film rozgrywa się w jednym pokoju, co jeszcze bardziej podkreśla psychiczny ekshibicjonizm dokonywany na ekranie. Punkt widzenia reżysera jest pełen złośliwości i okrutny, mimo - na pozór - pozytywnego i pogodnego zakończenia. Umiemy pięknie mówić (głównie zapożyczonymi sloganami), wydaje nam się, że mamy jakieś poglądy, bezrefleksyjnie poddajemy się politycznej poprawności. Z drugiej strony po coś wykształcił się dorobek tzw. cywilizacji, po coś wyszliśmy z jaskiń, tworzymy społeczeństwa, mieliśmy odłożyć maczugi na rzecz komunikacji.

Polański docenia to, że nie żyjemy w średniowieczu. Jednocześnie podkreśla jak wątła jest podbudowa "dorobku" ludzkości. Wystarczy bójka młodych ludzi, zatem wydarzenie odwołujące się do pierwotnych emocji, i już do głosu dochodzą maskowane instynkty. A te, gdy się rozpędzą, są niemal nie do zatrzymania.

Polański przewraca również te relacje międzyludzkie, które miały być ratunkiem na naszą "zwierzęcą" naturę. Małżeństwo teoretycznie przepełniać ma uczucie, które buduje pozytywne reakcje i tworzy silne organizmy, zdolne przeciwstawić się moralnej miałkości świata. Tymczasem to właśnie w tych "podstawowych komórkach społecznych" najwięcej jest fałszu, zakłamania, nienawiści, obcości.

Mocno tłamszone pragnienia prowadzą do przybierania póz i niewolenia partnera. Wystarczy delikatnie trącić trzymaną przez lata na uwięzi część duszy, by ta została "wyrzygana" (także dosłownie) przez nieszczęśnika, a wspólny front, który miała trzymać rodzina, zmieniał się w zależności od liczby wypitych drinków. Polański wywraca bohaterów na drugą stronę, jednak nie dokonuje w ten sposób żadnego katharsis. Pokazuje raczej, że prawda jest brzydka. I być może niczego nie zmienia.

Reżyserską maestrię Polańskiego widać również w perfekcyjnym poprowadzeniu aktorów. Foster, Winslet, Waltz i Reilly serwują nam mistrzowski popis, czyniąc ze swoich kreacji perły. I co najważniejsze: nie są to perły rzucane przed wieprze...

Jedno, co czyni szkodę temu filmowi, to reklamowanie go jako "genialna komedia". Widz skuszony takim hasłem to nie jest ten widz, który tym razem powinien przyjść do kina. Oczywiście, widz rechoczący znajdzie tu także niemało powodów do rechotania. Ale to z niego rechocze tu Polański bezwzględnie sugerując, iż pod tym, co widzimy, znacznie więcej jest ukryte. Nie chcąc tego dostrzec, wpisujesz się w ogólną nijakość. A w świecie bez refleksji tylko ofiara i jej "kat" mogą się dogadać. Polańskiemu to się udało. Cóż. Wszyscy kochamy Romana!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki