Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Recenzja (Teatr Arlekin): Dobrze się hula bez króla [ZDJĘCIA]

Łukasz Kaczyński
Spektakl cechują wysokie tempo i bogata inscenizacja.
Spektakl cechują wysokie tempo i bogata inscenizacja. Artur Kostkowski
Gorzką i miejscami mroczną satyrą na sprawujących władzę jest oparty na powieści "Król Maciuś Pierwszy" Janusza Korczaka "Niewielki, niemały król", nowa premiera w Teatrze Lalek "Arlekin" w Łodzi. Prym wiodą w nim knujący spiski, żądni wojny ministrowie i generałowie, zdradzieccy władcy i lekkomyślni przedstawiciele dziecięcego sejmu. Maciuś, choć to nie na niego położony jest nacisk, jako symbol dawnego porządku, niewinny i niemal bezbronny cel, pozostaje spiritus movens wydarzeń.

Przedstawienie wyreżyserowane przez Bogdana Naukę ma w sobie coś z upiornego cyrku, groteskowego, odrealnionego kabaretu i XIX-wiecznego teatru grozy (niemałą rolę odgrywa tu operowanie światłem). Jednak realizatorzy nie przekraczają granicy świata jak z koszmarnego snu i to, co groźne, rozbrajają klaunadą. Cytatów z konwencji cyrkowej i kabaretowej będzie zresztą sporo. Świetnie pomyślane są postaci Poko, Roko i Koko, wprowadzone jako przerywające opowieść niesforne i nie do końca niewinne dzieci, butni uczestnicy sejmu dziecięcego, odgrywający później także role władców sąsiednich mocarstw. Co z nich za ziółka, widać już po rewelacyjnych kostiumach i maskach, które zmieniają rysy twarzy. Ich autorem jest Pavel Hubička. Za tę intensywną wciągającą wizję "Maciusia", w której generalicja choć silna jak stado lwów, okazuje się bandą małp goniącą za bananami, należą się realizatorom brawa.

Adaptację powieści Korczaka przygotowała Joanna Kulmowa, urodzona przed wojną w Łodzi autorka wierszy i piosenek, ale też aktorka i reżyserka. Nad wyraz żywe tempo spektaklu i bogata inscenizacja nie zawsze pozwalają w pełni chłonąć wartość poetyckiej adaptacji (także bardzo dobrych tekstów piosenek), co jednak nie wpływa na jej czytelność. Ale i tak widać, że reżyser Bogdan Nauka znakomicie poprowadził aktorów. Docenić trzeba grę Małgorzaty Wolańskiej, Katarzyny Stanisz i Emilii Szepietowskiej (niesforni Poko, Roko i Koko), które nie maskami, ale naturalnością i pewnością tworzą mocne i spójne, zapadające w pamięć role. Podobnie rzecz się ma z ministrami (a później "żandarmami" bezkrólewia): Armatą, Łatą i Kratą, których grają Waldemar Presia, Jan Tomasz Pieczątkowski i Jerzy Dowgiałło. Dowgiałło, choć młodszy doświadczeniem, nie ustępuje kolegom na krok. Słusznie też w jego roli więcej jest błazenady i luzu. Sporo ruchu wprowadza pełna animuszu i zuchwałości rola Marcina Marca (Felek, sprzedawca gazet, przyjaciel Maciusia).

Grający Króla Maciusia Pierwszego Paweł Sowa swą rolą nie dominuje nad resztą zespołu, nie wyróżnia się też grą. Jego zadaniem było wnieść na scenę nieco jasności, w roli kontrapunktu do mechanizmów, które rządzą do szpiku złym światem. I temu zadaniu podołał, przede wszystkim eksponując wrażliwość i kruchość postaci. Natomiast królestwo temu, kto odgadnie cel, w jakim wprowadzono marionetkę Maciusia, animowaną przez Patryka Steczka, która większość czasu spędza na "proscenium" (nota bene w "Arlekinie" remont jest konieczny nie tylko ze względu na rozsypujący się budynek, ale i modernizację sceny). Klamra dla opowieści podawanej z dystansu czasowego nie jest konieczna i nie wnosi aż tyle nowych sensów. Ale skoro już Steczek siedzi z lalkowym Maciusiem, warto zadbać, by marionetka częściej reagowała na wydarzenia.

W przedstawieniu zmienione zostaje oryginalne zakończenie, które powieściowy pierwowzór otwiera na drugą część przygód pt. "Król Maciuś na bezludnej wyspie". Maciuś w finale "Niewielkiego, niemałego króla", w pełni już utożsamiony z samym Januszem Kroczakiem, dobrowolnie zrzeka się tronu i decyduje się zostać doktorem, aby walczyć o dobro dzieci w inny sposób niż dotychczas. Nie ma innego oblicza polityki niż to, które pokazujemy - zdają się mówić twórcy spektaklu. Szydercze uśmiechy z zębatych i pełnych samozadowolenia paszczy ministrów nie znikną nawet, gdy będą oni błagać Maciusia o przebaczenie. Dlatego lepiej porzucić politykę i zająć się czymś, co niesie możliwość prawdziwej zmiany świata, ale nie przez oręż i nie przez polityczne gierki.

Dyskutować można jednak nad użytymi tu środkami. Bo czy dzieci przedszkolne i wczesnoszkolne, do których ma być adresowany spektakl, wiedzą ja wyglądał Korczak, którego wizerunek przewija się w finałowej projekcji? Niekoniecznie, ale te starsze, czy wręcz młodzież szkolna - i owszem, i to one stają się odbiorcą spektaklu. A że wszystkie one poczują emocjonalny kontakt z nieszczęśliwymi dziećmi, których życie Korczak chciał uczynić lżejszym - to jest pewne.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki