Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Recenzja: "W imię..." [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Kino Świat
Jeżeli ktoś mówi o skandalu, to znaczy, że filmu nie zobaczył, albo ma wyjątkowo złą wolę. Jeśli ktoś mówi zaś o wielkim kinie, ma wyjątkowo dużo woli dobrej. "W imię..." Małgośki Szumowskiej to obraz o niespełnieniu, sam będący niespełnieniem.

W imię...

Polska, dramat
reż. Małgośka Szumowska
wyst. Andrzej Chyra, Mateusz Kościukiewicz
dystr. Kino Świat

Reżyserka robi wiele, by swojemu filmowi nadać jak najbardziej uniwersalny charakter. Akcja rozgrywa się gdzieś na mazurskiej wsi, ale to miejsce na tyle niedookreślone, iż mogłoby się znajdować równie dobrze na obrzeżach każdej cywilizacji - to "nigdzie" (pierwotnie film miał zresztą nosić tytuł "Nowhere") wszelkich światów.

Choć w oku filmowego "cyklonu" stoi kościół katolicki, to przecież nasz świat jest pełen religii i instytucji, w których znajdziemy ludzi samotnych, nie radzących sobie z wymogami tego, w co wierzą. I w końcu nasze człowiecze pragnienie doczesnego spełnienia się w różnych zakresach - od duchowych, emocjonalnych, po cielesne, jest podobnie silne i męczące na całym globie. Zamysł i inwencja reżyserki miały w sobie olbrzymi potencjał. Gorzej z wykonaniem, przede wszystkim scenariuszowym.

Problemem scenariuszy wielu polskich filmów jest to, że nie składają się w zajmującą historię. To zestaw scen, nierzadko - jak w przypadku "W imię.." - świetnych i pięknych, ale nie układających się w konstrukcję bezwarunkowo wciągającą widza, gdzie każda sekwencja sprawia wrażenie niezbędnej, pozbawionej fałszu. Film Szumowskiej ma szereg scen pomysłowych i świetnie sfotografowanych: "zwierzęca" zabawa w kukurydzy, procesja z fantastycznie dobraną muzyką, łóżko pośród drzew, nagi ksiądz przykryty prześcieradłem na materacu ujęty niczym Chrystus w grobie itd. Są w nim też wrażliwość i wyczucie użycia tematu - który może być uznany za odwagę i przez różne środowiska w wygodny dla każdego z nich sposób będzie pewnie wykorzystywany - z naciskiem na relację człowieka z samym sobą, na walkę z demonami, które budzi samotność, bez osądzania.

Niestety, to co film zapowiada, ginie w nieumiejętności posklejania pomysłów autorki w dobrą opowieść, w niszczeniu niedopowiedzenia dosłownością, nieudaną, tanią symboliką i powierzchowną publicystyką - np. scena nauki pływania, biskup nie dostrzegający problemów, kościół zamknięty na potrzebę spowiedzi (bo jest sprzątanie), czy wreszcie finał, który zapewne miał być ironiczny, dosadny i zaskakujący, ale przez swoje trywialne postawienie kropki nad "i" sprawia jedynie, iż ostatecznie opadają ręce i ulatuje nabudowana wcześniej mogąca dotykać każdego wieloznaczność problemu.

"W imię..." to kolejny polski film, w którym słabość scenariusza muszą "unieść" aktorzy i realizatorzy. Co się tutaj staje. Występ Andrzej Chyry to wyśmienita kreacja, w której aktor uciekł od płytkości materiału i zawartych w nim prób opowiadania się za "czymś" na rzecz uwypuklenia ludzkich zmagań księdza Adama. Zmyślnie i delikatnie konstruuje swoją niemal pozbawioną słów rolę Mateusz Kościukiewicz, świetne role drugoplanowe dają Maja Ostaszewska i Łukasz Simlat. Dobrą robotę wykonali reżyser Szumowska i operator Michał Englert, dodając wiele scenariuszowi... Małgośki Szumowskiej i Michała Englerta. Reszta ma imię: rozczarowanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki