Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "X-Men: Przeszłość, która nadejdzie" [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Imperial - Cinepix
Wrócić do czasów młodości, ale z dorosłą świadomością - marzenie chyba każdego czterdziestokilkulatka (i starszego latka). Niestety, tylko mutantom to pragnienie się spełnia.

Tytułowa przeszłość w najnowszej odsłonie cyklu o "X-Menach" powraca wielokrotnie. Chociażby przez fakt, że na fotelu reżysera zasiadł ponownie Bryan Singer, autor pierwszych dwóch części sagi, który "zaatakował" - zdaniem wielu fanów serii - wysoko zawieszoną poprzeczkę przez Matthew Vaughna wcześniejszym obrazem "X-Men: Pierwsza klasa". Wraz z Singerem wróciła niemal cała oryginalna obsada, z Patrickiem Stewartem i Ianem McKellenem na czele. Po śmiałej i zdecydowanie odświeżającej cykl "Pierwszej klasie", wrócił też dość konwencjonalny sposób budowania napięcia oraz nieco staromodny, klasyczny wdzięk początków kinowego serialu. W dodatku "stara" jakość okazała się równie dobra, jak nowatorskie rozwiązania.

"Przeszłość, która nadejdzie" rozpoczyna się od mrocznego obrazu Ziemi przyszłości zdemolowanej przez wojnę ludzi z mutantami. Trochę jak w "Terminatorach", zwycięzcami są Sentinele - roboty, wysokie na pięć i pół metra, które wykrywają gen mutacji i przejmują moce mutantów. Efektowna sekwencja narzuca tempo, które utrzymuje się do końca filmu. Kolejne możliwości niesie pomysł na ratowanie świata: by zmienić zakończenie, trzeba wrócić do początku, czyli przenieść się w przeszłość i poprawić to, co wtedy potoczyło się w złym kierunku.

Oczywiście, mutanci nie będą podróżować tak banalnym środkiem transportu jak jakiś wehikuł czasu. Poza tym wiadomo, że on nie istnieje. Dlatego w przeszłość, do młodszego ciała, zostanie przeniesiona, dzięki mocom Kitty, świadomość. A taką podróż jest w stanie wytrzymać jedynie twarda sztuka, Wolverine.

Twórcy "Przeszłości, która nadejdzie" sprytnie omijają wszelkie wątpliwości i pytania wynikające z takiego rozwiązania, koncentrując się na akcji i inscenizacyjnych pomysłach (np. znakomita sekwencja "zabawy" Quicksilvera ze strażnikami w Pentagonie ukazana w zwolnionym tempie). Więcej, śmiało otwierają kolejne furtki, które połączenie wczoraj z dziś niesie, albo się tym dobrze bawiąc (Wolverine uśmiecha się, gdy jego stare pazury nie wywołują brzęczenia wykrywacza metalu), albo doprowadzając do efektownego finału rozgrywającego się w dwóch planach czasowych.

Singer nie przejmuje się zbytnio nielogicznościami, tym bardziej, że "przykrywa" je dynamiką wydarzeń i dużym sercem, jakie ma dla tej serii. Widać, że autentycznie ucieszyła go możliwość skonfrontowania aktorów z dwóch obsad, że traktuje swoich bohaterów wręcz z czułością. Szczerze trzyma się też chyba najważniejszego dla niego przekazu "X-Menów", czyli wołania o akceptację odmienności. Wszyscy biją się tu właściwie o jedno: zrozumienie i pokojowe współistnienie ludzi i mutantów. Nawet ci, co szkodzą, bo im również chodzi o wspólne życie, choć na innych warunkach.

Reżyser czyni wiele zabiegów, by mutanci nie byli li tylko superbohaterami, ale stali się jak najbardziej zbliżonymi do współczesnego człowieka. Każdego obdarza historią, nie kryje ich rozterek, słabości. Stawia ich przed wyborami, które wyzwalają jak najbardziej ludzkie wątpliwości. Ciekawie też zmusza do uruchamiania cech, które wcześniej nie były ich atutami (np. Wolverine musi wykazać się cierpliwością). Podchodzi do swych bohaterów emocjonalnie i nadaje też wiele emocji relacjom pomiędzy nimi. Podkreśla, że wybijająca się na pierwszy plan wyjątkowość mutantów to pozory, cecha, która kryje znacznie więcej, niż to, co wnioskujemy na podstawie powierzchownej oceny. Gorzej Singerowi wychodzi portretowanie niezmutowanych ludzi, ale i im, jako zbiorowości, nadaje moc, którą cenią mutanci: nadzieję.

Wyczuwa się nieco rozkrok, w jakim stanął Singer, między zadowoleniem gotowych wyłapywać i ekscytować się najdrobniejszymi szczegółami fanów serii, a pragnieniem przyciągnięcia do kin nowych widzów. Ci pierwsi z pewnością dostali liczne smaczki nawiązujące do poprzednich części, jak i innych filmów spod znaku science-fiction oraz ekranizacji komiksów. Drudzy mogą zaś poddać się rzetelnie skonstruowanej rozrywce i świetnej realizacji, idealnie trzymającej się ram gatunku. Umiejętność poruszania się Singera w tej konwencji sprawia, że bez oporów przymykamy oczy na wszelkie niedoskonałości.

Co dalej? Singer zapowiada już "X-Men: Apocalypse". Pojawić się mają Gambit i Nightcrawler, a także tytułowy pierwszy mutant, który narodził się trzy tysiące lat p.n.e. jako En Sabah Nur i jest obdarzony nieśmiertelnością. Premiera w maju 2016 roku, a na rok 2017 szykowany jest "Wolverine 2". Fani będą czekać.

OCENA: 4/6

X-MEN: PRZESZŁOŚĆ, KTÓRA NADEJDZIE
sci-fi, USA/Wlk. Brytania
reż. Bryan Singer
wyst. Hugh Jackman

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki