Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "Zanim zasnę" [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Christine (Nicole Kidman) z przejęciem odczytuje nagrania, które zarejestrowała poprzedniego dnia. Aż do momentu, gdy zaczną się składać w przerażającą całość...
Christine (Nicole Kidman) z przejęciem odczytuje nagrania, które zarejestrowała poprzedniego dnia. Aż do momentu, gdy zaczną się składać w przerażającą całość... Monolith Films
Solidny thriller psychologiczny "Zanim zasnę" w reżyserii Rowana Joffe już jest na ekranach kin. Nicole Kidman oraz Colin Firth w ekranizacji światowego bestsellera Stevena J. Watsona.

Niejednokrotnie jesteśmy namawiani, by o wszystkim zapomnieć. Jakże przejmująco trudnym doznaniem jest zapomnieć naprawdę.

Przytrafia się to Christine, 40-letniej bohaterce filmu "Zanim zasnę" Rowana Joffe (syn Rolanda). Kobieta cierpi na amnezję, budząc się każdego ranka z wyczyszczoną pamięcią i świadomością dwudziestolatki (ładna scena z nagą Kidman w łazience, która zaraz po przebudzeniu jako 20-latka widzi w lustrze ciało 40-latki - gdybyż to jeszcze aktorka potrafiła zagrać!). Każdego też ranka budzący się z nią w łóżku mężczyzna cierpliwie tłumaczy, że jest jej mężem Benem i przy pomocy albumu ze zdjęciami przypomina najważniejsze wydarzenia z ich życia. Gdy podstawowe sprawy zostaną wyjaśnione i Christine już wydaje się, że wie, kim jest, Ben wychodzi do pracy, a w domu dzwoni telefon. Rozmówca przedstawia się kobiecie jako doktor Nash, psychiatra i neurolog, który od pewnego czasu zajmuje się jej przypadkiem. Wskazuje jej ukryte w szafie pudełko z kamerą, przy pomocy której Christine rejestruje przed zaśnięciem wspomnienia i informacje nabyte w ciągu dnia. Ten codzienny ceremoniał ma pomóc kobiecie w powrocie do zdrowia. Christine każdego ranka pod nieobecność męża spotyka się z doktorem i z przejęciem odczytuje nagrania z poprzedniej doby. Aż zaczną się one powoli składać w przerażającą całość...

Oczywiście, cała trudność polega teraz na tym, żeby ustalić, kto jest "złym". Christine żyje w ciągłym strachu, pogłębianym uczuciem nieufności wobec otaczających ją mężczyzn. Doktor Nash zdaje się wykazywać dużą troskę, ale spotyka się z kobietą w ustronnych miejscach i zabrania jej mówić mężowi o terapii. Bena zaś opiekuńczość posunięta jest aż za daleko, a poza tym jego wyjaśnienia zaczynają się rozmijać z tym, co udaje się ustalić i przypomnieć jego żonie. Pojawiają się jeszcze dawno nie widziana przyjaciółka z grzeszną tajemnicą i rodzinna trauma, której wyjawienie może być dla Christine zabójcze. Reżyser jest przekonany o takim zawikłaniu przedstawianej sytuacji, że finał będzie być dla widza totalnym zaskoczeniem. Niestety, tak nie jest.

Joffe ma kłopoty z budowaniem napięcia, próbuje je wywołać dość oczywistymi środkami (muzyka, zbliżenia, trzeszczące schody itp.), ale ich namiastkę udaje mu się wyzwolić dopiero w końcówce filmu. Nawet ciekawe motywy - np. samotność i izolację ludzi w obojętnych miastach, kiedy to snuty pod naszymi nosami teatr skutecznie zakrywa prawdę- osłabia licznymi lukami w logice. Zupełnie też nie wychodzi twórcom filmu penetrowanie mrocznych zakamarków ludzkiej duszy - mamy tu proste przyczyny i oczywiste skutki (ach, co by mógł z tego tematu zrobić np. Polański...).

Co najwyżej przeciętnie wybrzmiewa też być może najważniejsza myśl filmu, czyli dwoistość kłamstwa, niebezpieczna niejednoznaczność, trudność z jego wyraźnym odsłonięciem. Christine nie mając bazy we własnej pamięci i własnych doświadczenia bardzo pragnie uwierzyć, ale każda nabyta na chwilę pewność okazuje się zaciemnieniem prawdy i szybko obraca się w gruzy. Nie mając punktów odniesienia, Christine balansuje na pograniczu szaleństwa, gdy odkrywa nowe elementy swojego zapomnianego życia i umiejętne wciągnięcie widza w jej sytuację mogłoby być dla tegoż fascynującą emocjonalną i intelektualną przygodą. Jednak reżyserowi udało się zrealizować jedynie zwiastun tej możliwości.

Rozwiązań zaproponowanych przez Joffe nie uniosła na wyższy poziom Nicole Kidman, aktorka bardzo nierówna. Tutaj ograniczyła się do zestawu grymasów, rozszerzania oczu i puszczania łez. Mam wątpliwości, czy udało jej się "poczuć" i zrozumieć postać, w którą się wciela; wygląda na to, że porzuciła zagłębienie się w jej stan na rzecz paru sztuczek "rzuconych" w obiektyw kamery. Więcej wiary w projekt wykazuje Colin Firth, którego- jak sądzę - mogła zafrapować szansa zagrania postaci odmiennej od tych, w których wykorzystuje go kino popularne. I jemu jednak Joffe nie stworzył zbyt wielu ewentualności dokonania czegoś więcej, niż przemknięcia się po "wierzchu" osobowości swojego bohatera.

"Zanim zasnę" to kino solidne, ale mało oryginalne i bezpieczne. Nie spełnia przy tym tego, co zapowiada. Duszna atmosfera, która dobrze by mu zrobiła, ma tu gęstość sterylnie przewietrzonego domu. Groza gardło zaledwie podrapuje, a zwroty akcji widać daleko przed zakrętem. Seans nie zostawia w żalu, ale też nie niesie satysfakcji. W efekcie nie tylko z powodu amnezji robota Joffe nie zagości w pamięci.

I tylko jeden sygnał z całego filmu warto wziąć do siebie: mając rodzinę uważajcie na kochanków. I najlepsi mogą się okazać szaleńcami. I nie dadzą o sobie zapomnieć.

OCENA: 3/6

Zanim zasnę
Wlk. Brytania/USA, thriller
Reż. Rowan Joffe,
Wyst. Nicole Kidman, Colin Firth, Mark Strong

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki