Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Referendum w Łodzi. Jak Hanna Zdanowska zyskiwała na wszelkich próbach odwołania jej z urzędu ANALIZA

Marcin Darda
Marcin Darda
„Referendum w sprawie odwołania przed upływem kadencji prezydent Łodzi Hanny Zdanowskiej”. Brzmi groźnie? Zła wiadomość dla organizatorów referendum jest taka, że wszelkie próby odwoływania Zdanowskiej jak dotąd ją tylko wzmacniały, mimo iż robi coraz więcej, by zniechęcić do siebie łodzian.CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNYM SLAJDZIE>>>
„Referendum w sprawie odwołania przed upływem kadencji prezydent Łodzi Hanny Zdanowskiej”. Brzmi groźnie? Zła wiadomość dla organizatorów referendum jest taka, że wszelkie próby odwoływania Zdanowskiej jak dotąd ją tylko wzmacniały, mimo iż robi coraz więcej, by zniechęcić do siebie łodzian.CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNYM SLAJDZIE>>>Fot.Szymczak Krzysztof / Polska Press
„Referendum w sprawie odwołania przed upływem kadencji prezydent Łodzi Hanny Zdanowskiej”. Brzmi groźnie? Zła wiadomość dla organizatorów referendum jest taka, że wszelkie próby odwoływania Zdanowskiej jak dotąd ją tylko wzmacniały, mimo iż robi coraz więcej, by zniechęcić do siebie łodzian.

Październik 2018 r. W Łodzi przed kamerami staje wicepremier Jacek Sasin (PiS) z bardzo prostym przekazem: jeśli Hanna Zdanowska wygra wybory prezydenta Łodzi, jej mandat zostanie wygaszony, a premier powoła komisarza. Powód też prosty: Zdanowska została już w czasie kampanii prawomocnie skazana na 20 tys. zł grzywny za poświadczenie nieprawdy, a ustawa o pracownikach samorządowych jasno mówi, że ktoś taki w urzędzie zatrudniony być nie może. Politycy PO przedstawiali interpretacje, że akurat w przypadku Zdanowskiej nadrzędnym aktem jest kodeks wyborczy, wedle którego skazany „tylko” na grzywnę nie tylko może startować, ale i objąć stanowisko w przypadku zwycięstwa. Ale wojna trwa w najlepsze. Trzy doby przed ciszą wyborczą wojewoda Zbigniew Rau apeluje do prezydent o rezygnację, bo w przypadku zwycięstwa, co jest „zdarzeniem przyszłym i niepewnym”, pozbawi ją stanowiska „zgodnie z obowiązującym prawem”. Co dalej? Zdanowska wygrywa w pierwszej turze z poparciem 70 proc. i ponad 215 tys. głosów. Starzy wyjadacze z PO oceniają, że i tak wygrałaby w pierwszej turze, ale Rau z Sasinem swymi groźbami dorzucili jej z 15 pkt. proc. centrowego elektoratu, który rozważał poparcie kandydata PiS, ale tego nie zrobił, bo Zdanowską uznał za ofiarę nachalnych gier PiS. Wojewoda Rau, dziś szef MSZ, skompromitował siebie i swój urząd dyskwalifikująco, bo nawet nie próbował wygasić mandatu Zdanowskiej.

RADA MIESZKANCÓW I REFERENDUM ODPŁYWA ZA HORYZONT

Pierwszy wniosek o referendum złożono w lutym 2012 r., trzynaście miesięcy po objęciu stanowiska przez Zdanowską. Twarzą tamtej akcji był Wojciech Bednarek, były członek PO, który także dziś rozkręca trzecie już referendum. Kluczowy zarzut był taki, że prezydent mimo obietnic, niczego z łodzianami nie konsultuje. Nerwowość, która złapała wówczas magistrat i samą prezydent aż kłuła w oczy, tym bardziej, że podpisy zbierali nie tylko „referendarze”. W Zakładzie Wodociągów i Kanalizacji wrzało, bo wiceprezydent Marek Cieślak (PO) zamówił za grube pieniądze analizę przedprywatyzacyjną ZWiK. To referendum, a raczej okoliczności w jakich do niego nie doszło, przeszły do historii ze względu na to w jaki sposób Zdanowska i jej zaplecze, rozegrała „referendarzy”. Otóż utrzymywali oni, że podpisów jest dość, by do referendum doszło, natomiast nie doszło do niego, bo w grupie inicjującej doszło do rozłamu. Prezydent powołała zarządzeniem Radę Mieszkańców z przewodniczącym, który był rzecznikiem referendum, a który wedle regulaminu był nieusuwalny, część podpisów zniknęła, bo zabrali ją ci, których prezydent przeciągnęła na swą stronę i referendum odpłynęło za horyzont. Po tygodniu prezydent radę rozwiązała, jej przewodniczący zniknął bez śladu, a gdzie są podpisy nie wiadomo do dziś. W każdym razie Zdanowska po tym doświadczeniu przestała się bać rozmawiać z ludźmi, a raczkująca wówczas i rozkręcana na potrzeby odwracania uwagi łodzian od zbierania podpisów machina propagandowa UMŁ, po latach doskonalenia i wpompowywania coraz większych pieniędzy, działa do dziś.

EFEKT? ZWYCIĘSTWO W PIERWSZEJ TURZE

Drugie referendum – z 2013 r. - jest w zasadzie bez historii. Stał za nim m.in. Zbigniew Maurer, przedsiębiorca, który miał własne porachunki z administracją Zdanowskiej, m.in. na tle opłat za użytkowanie wieczyste gruntów. Wystarczającej ilości podpisów nie zebrano, a ci którzy je złożyli byli ciągani po komisariatach, bo policja sprawdzała, czy nie sfałszowano listy poparcia używając do tego danych osób ukaranych za jazdę na gapę w łódzkim MPK . Ale postępowanie prowadzono dwa lata po akcji referendalnej i niemal rok po tym jak drugą kadencję wygrała prezydent Zdanowska już w pierwszej turze z wynikiem ponad 54 proc. Wygrała, choć w zasadzie niczego konkretnego poza zwiększeniem Budżetu Obywatelskiego i zakończenia remontów, nie obiecała. Znane są nawet przypadki wyborców, którzy do Rady Miejskiej głosowali na PiS, ale w wyborach prezydenta na Zdanowską, bo „jest znana”, albo na zasadzie „jak rozkopała miasto, to niech skończy”. Fenomen tak wysokiego poparcia w 2018 r. już znamy. Każda próba zagrożenia odebraniem mandatu Zdanowskiej na sposób inny niż wybory, kończy się polaryzacją nastrojów, które tylko ją w wzmacniają. Przy czym w łódzkiej PO nawet referendum odwoławczego nie uważają za metodę demokratyczną, bo dotyczy Zdanowskiej. Sprawiedliwe i uzasadnione jest tylko referendum, wskutek którego stanowisko stracił popierany przez PiS Jerzy Kropiwnicki. Zdanowska dorobiła się w Łodzi części elektoratu tak twardego, jak ten, który PO nazywa „moherowym” w strukturze poparcia PiS. Doskonale było to widać przed otwarciem dworca Łódź Fabryczna, kiedy poszła plotka, że notable PiS na imprezę inaugurującą nie zaproszą prezydent Łodzi. Media społecznościowe zalała wtedy fala hejtu, którego autorami wcale nie byli ludzie powiązani z PO czy KOD. Podobnie było podczas marszów „Murem za Hanką” po postawieniu Zdanowskiej prokuratorskich zarzutów, bo trudno obronić tezę, że maszerowali z nią tylko urzędnicy, KOD czy politycy PO.

KONIECZNOŚĆ CIĘŻKICH CZASÓW

Teraz za akcją referendalną stoi Agnieszka Wojciechowska Van Heukelom, działaczka specjalizująca się głównie w obronie praw lokatorów, znany już Wojciech Bednarek, a wśrod osiemnaściorga inicjatorów znajdziemy także Krzysztofa Frątczaka, szefa „Solidarności” w MPK. Zdanowska i jej administracja wraz z większością w Radzie Miejskiej robi bardzo dużo, by zniechęcić do siebie łodzian, co tłumaczone jest z jednej strony „koniecznością ciężkich czasów”, z drugiej zaś bardzo silnym mandatem, który otrzymała od łodzian. Tyle tylko, że traci poparcie już nawet wśród łódzkich elit. Doskonale było to widać po liście naukowców z Uniwersytetu Łódzkiego, którzy protestowali przeciw łączeniu domów kultury bez konsultacji, a zwolennikami PiS z tego co wiadomo, nie są. Od wiosny nawet w PO pojawiło się zaniepokojenie, bo zapowiedź zwolnienia 500 niepedagogicznych pracowników szkół spotkała się z twardym oporem dyrektorów. Niektórzy radni powtarzali, że „Zdanowska straciła już niepedagogicznych, straciła dyrektorów, a za chwilę straci nauczycieli”. Właśnie się okazało, że budżet miasta mimo pandemii w 2020 r. przyniósł rekordowe dochody w historii. Mimo to od marca podniesiono ceny za odbiór odpadów, od czerwca za parkowanie, od lipca zmienił się system rozliczani opłat za śmieci, a wśród pierwszych rachunków okazanych przez łodzian, był i taki ze wzrostem 240 proc. względem 2020 r. Oczywiście system rozliczania odpadów w powiązaniu ze zużyciem wody spowoduje, że oszczędzający ją zapłacą być może nawet mniej, ale w sytuacji rozkręcania referendum takie szczegóły będą nieistotne. W powietrzu zaś wisi jeszcze wzrost opłat za wodę i ścieki o 40 proc. w skali trzech lat, a atmosfera w załodze ZWiK zaczyna przypominać tę z 2012 r.

Związkowcy z taczkami na ulicę tylko w czerwcu wyszli dwa razy. Protestują przeciw zbyt wysokim ich zdaniem czynszowi dzierżawnemu, który ich spółka odprowadza Łódzkiej Spółki Infrastrukturalnej za korzystanie z sieci wod-kan. ZWiK po raz pierwszy przyniósł stratę, prawie 6 mln zł. Do ŁSI odprowadzono 92 mln zł. czynszu, który na podstawie kalkulacji eksperckich ustaliła prezydent Łodzi. ŁSI tylko dzięki czynszowi zanotowała 2,5 mln zł zysku, a tak się zresztą składa, że prezesem jest tam Tomasz Piotrowski, najbliższy doradca prezydent Łodzi z pensją 35 tys. brutto miesięcznie. To oczywiście zgodne z prawem, bo łapie się w widełkach, tyle, że w tych najwyższych. Do fatalnego odbioru polityki prowadzonej przez prezydent Zdanowską dochodzą jeszcze dobrze opłacani spece od PR, często wystawiający wizerunek miasta na ciężką próbę, a jednak wciąż cieszących się niesłabnącym poparciem u prezydent Zdanowskiej.

"NA URLOPY POJADĄ TYLKO LEMINGI"

Co prawda nawet wśród zwolenników referendum pojawia się wątpliwość, czy aby wakacje to dobry czas na zbieranie podpisów, bo miasto będzie puste. Kontrargumenty są takie, że na urlopy wyjadą „lemingi”, a to nie jest docelowa grupa dla inicjatorów referendum, poza tym nikt nie urlopuje dwa miesiące, przez które trzeba będzie zebrać ponad 50 tys. podpisów. Prawda jest jednak taka, że na akcję referendalną trudno znaleźć logistycznie optymalny moment. SLD które odwoływało Jerzego Kropiwnickiego ze zbieranie podpisów zainicjowało we wrześniu, a Jarmark Wojewódzki na Piotrkowskiej tylko jednego dnia dał zbierającym 10 tys. podpisów. Ale z drugiej strony samo referendum wypadło w styczniowy mróz. Mimo, że Kropiwnickiego udało się odwołać, w SLD drżeli o frekwencję do zamknięcia lokali wyborczych.

Zebranie ponad 50 tys. podpisów z bezpieczną „górką” jest nawet możliwe, zależy od ilości zbierających, ich zaangażowania i zorganizowania im pracy. Zebranie potrzebnej frekwencji to już trudniejsza sprawa. By jego wynik był wiążący, będzie musiało przyjść ponad 180 tys. ludzi, przy czym wszyscy kontrkandydaci Zdanowskiej w wyborach z 2018 r. zdobyli ledwie 90 tys., a rekomendacja, którą wyda swoim wyborcom będzie brzmieć: „nie idźcie na referendum, nie dokładajcie się do frekwencji”, tak samo, jak brzmiała rekomendacja Kropiwnickiego w 2010 r. Najbardziej zainteresowanym odwołaniem Zdanowskiej jest PiS, bo to premier wskazuje komisarza, który wchodzi w miejsce odwołanego prezydenta. Tyle tylko, że ze strzępków informacji z obozu „referendarzy” wynika, że nie bardzo są poparciem PiS zainteresowani, bo to „upolityczni” inicjatywę. UMŁ co prawda formułuje przekaz, że Wojciechowska Van Heukelom nie jest społecznikiem, a politykiem, tyle tylko w rzeczywistości ona nie ma tak dobrych relacji z lokalnym PiS, jak by chcieli tego współpracownicy Zdanowskiej. Jest tam nie lubiana m.in. ze względu na swój indywidualizm.

WARTOŚĆ DODANA, CZYLI REFERENDUM

Ale zaplecze Zdanowskiej wymierzoną w nią akcję referendalną poczytuje za wartość dodaną, której dotąd brakowało. Prezydent jest w kropce, bo wyniku 70 proc. nie powtórzy, jeśli w wyborach wystartuje. A z racji tego, że raczej wystartuje, byłaby to jej ostatnia ustawowo kadencja, ale zdobyta z wynikiem gorszym niż poprzednia, a taki cień burzy legendę. Dlatego akcja referendalna jest Platformie na rękę, bo choć odbywa się w momencie zbyt dalekim do wyborów, to parę miesięcy rozhuśtywania emocji i stanu zagrożenia, tylko jej wyborców zmobilizuje, w sytuacji gdy zmobilizowanie 180 tys. ludzi do spaceru do lokali wyborczych to political fiction.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki