18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Referendum: wrogowie są już sojusznikami

Marcin Darda
Prezydent Zdanowska i jej byli przeciwnicy
Prezydent Zdanowska i jej byli przeciwnicy Krzysztof Szymczak/archiwum
Powołanie Rady Mieszkańców Miasta Łodzi miało być szermierczym sztychem prezydent Hanny Zdanowskiej (PO), który przeciągnie przeciwników na jej stronę. Ale ów manewr genialnym okazał się tylko z pozoru, bo w konsekwencji wywołał kryzys zaufania już nie tylko do władzy, ale i tych, którzy wzięli się do społecznej kontroli prezydenta, zbierając podpisy pod jego odwołanie. Cofając się o trzy lata można zaryzykować tezę, że historia Łodzi tego okresu składa się właśnie z kryzysów.

Zaczęło się od prezydenta Jerzego Kropiwnickiego, którego druga kadencja okazała się diametralnie inna od pierwszej. We wrześniu 2009 r., na rok przed upływem kadencji łódzki SLD ogłosił, że zaczyna zbiórkę podpisów pod referendum, by Kropiwnickiego odwołać. Zarzuty? Arogancja i buta, brak chęci kontaktu z mieszkańcami, zamiana magistratu w biuro podróży zagranicznych etc., etc. To była ryzykowna zagrywka, bo nikt nie przypuszczał, że w tak dużym mieście jak Łódź ludzie najpierw się podpiszą pod listami, a potem, zimą, znajdzie się blisko 120 tys. ludzi, którzy zechcą przyjść i wrzucić głos za odwołaniem. Zwrotem akcji było wejście w referendum PO, która była krótko po koalicyjnym rozwodzie z Kropiwnickim, ale to poparcie dla skrócenia kadencji Kropiwnickiego okazało się kluczowe. Po odwołaniu Kropiwnickiego władzę w mieście przejął nominat premiera Tomasz Sadzyński. Komisarz nie jest po to, by go kochać i mu ufać, bo ma przeprowadzić miasto do czasu wyborów.

Kuriozum jednak polegało na tym, że Sadzyńskiemu nie ufała większa część formacji, która teoretycznie powinna być jego zapleczem politycznym w tamtym czasie, czyli łódzka PO. Powód był prosty i bardzo "łódzki": Sadzyński posadę zawdzięczał wpływom ówczesnego ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego, który zbierał się do wzięcia władzy w mieście po wyborach na prezydenta Łodzi. Tymczasem niekoronowanym królem i właścicielem większości w PO był (i nadal jest) Cezary Grabarczyk, na ony czas minister infrastruktury, teraz wicemarszałek Sejmu. Kryzys był zaogniony na tyle, że Grabarczyk otwartym tekstem komunikował w mediach, że "PO nie żyruje mandatu Sadzyńskiego". Komisarz i dwójka jego zastępców w pierwotnej wersji nie trafili nawet na listy wyborcze PO w wyborach samorządowych 2010 r., co było aż nazbyt jasnym komunikatem o braku zaufania bossów PO. Na listy ekipa Kwiatkowskiego powróciła dopiero po interwencji ministra sprawiedliwości w zarządzie krajowym PO. Kolejnym paradoksem jest fakt, że mało widoczny w kampanii Sadzyński dostał najlepszy wynik do Rady Miejskiej ze wszystkich kandydatów PO.

Rządy prezydent Zdanowskiej

Ekipa prezydent Hanny Zdanowskiej tego pejzażu nie zmieniła, bo wywoływanie kryzysów stało się jednym z narzędzi zarządzania. Pierwszym mocnym przykładem był zamiar likwidacji szkół, o czym Łódź dowiedziała się z gazet. To była bramka samobójcza, która ustawiła mecz. Dziś poza dyskusją jest już temat, czy ten zamiar był zasadny, czy nie, bo i tak zostało wrażenie, że to strategia rządów za plecami łodzian. Decyzje a propos oszczędzania na oświetleniu ulic, postawienia kontenerów dla dłużników miasta oraz sprzedaży części długów, owszem kontrowersje i opór wzbudziły, ale w tle i tak była refleksja, że choć podejmował je zastępca Zdanowskiej, to całe odium i tak spadało na nią. Tu znów, w relacjach prezydent-wiceprezydent pojawia się słowo "zaufanie", choć trudno zgadnąć, czy Zdanowska tak bardzo ufała Arkadiuszowi Banaszkowi, że zostawiła go samopas, czy też zwyczajnie w tych decyzjach nie widziała nic kontrowersyjnego (potem prezydent przyznała, że z gaszeniem latarni Banaszek jej "ściemniał"). Do tego doszła sprawa prywatyzacji ZWiK, która o podejściu do władzy Hanny Zdanowskiej mówi wiele. Przez całe tygodnie słuchaliśmy, że prywatyzacja jest potrzebna. Te słowa padały co chwila i to w sytuacji, gdy już było jasne, że jest 47 tys. podpisów łodzian, którzy prywatyzacji się sprzeciwiają.

Prezydent brnęła w prywatyzację nadal mówiąc, że "nie da się zastraszyć", po czym wycofała się z pomysłu, twierdząc, że po przemyśleniu doszła do wniosku, iż nie sprywatyzuje ZWiK bez przyzwolenia społecznego. No jaki był efekt? Ano taki, że prezydent znów weszła w konflikt logiczny, bo zmiana decyzji korzystnie na jej wizerunek nie wpłynęła. Pojawiły się głosy, że to tylko gra na przeczekanie sytuacji, na odwrócenie biegu spraw, na powstrzymanie tych, którzy zbierają podpisy za jej odwołaniem i tych, którzy się podpisują. A konkluzja ostateczna i tak była taka, że skoro zdanie zmieniła teraz, to potem też bez wewnętrznych oporów się z tego zdania wycofa. Sprawa ZWiK nie była sytuacją bez wyjścia, bo Zdanowska mogła nią kupić sobie poparcie i sympatię łodzian. O tym jak duży jest sprzeciw w tej sprawie było wiadomo od dawna, bo 47 tys. podpisów nie zabrano w jeden dzień. Gdyby wycofała się wtedy, być może nikt nie zgłosiłby zamiaru przeprowadzenia referendum. Posłuchać czego nie chcą ludzie to nie jest żadna porażka. A prezydent wycofała się wtedy, gdy już było jasne, że to decyzja mało wiarygodna, bo kunktatorska, bez względu nawet na to, że tłumaczyła ją tym, iż trzeba było problem przemyśleć. Ta strategia poniosła fiasko, bo dała broń do ręki opozycji i stronie referendalnej, która powiadała: "po cóż nam prezydent co zmienia zdanie pod presją". Tak samo uznali związkowcy ZWiK, którzy podpisów pod referendum nie przestali zbierać, mimo iż mogli uznać, że przyczyna ich przystąpienia do antyzdanowskiego frontu ustała. A nie zrobili tego właśnie przez brak zaufania. Z obawy o kolejną zmianę decyzji.

"Przeciwnicy" ze Stop Likwidacji Łodzi

Ale sprawa ZWiK była tylko preludium do tego, czego świadkami byli łodzianie w mijającym właśnie tygodniu. Kwestia braku zaufania przestała być problemem tylko Hanny Zdanowskiej, a przeniosła się na podwórko jej adwersarzy, czyli komitetu obywatelskiego Stop Likwidacji Łodzi", który rozpętał akcję referendalną. Część elity liderów komitetu, m.in. Piotr Jabłoński i Jakub Polewski ogłosili, że "wycofują wniosek w sprawie referendum o odwołanie Hanny Zdanowskiej". Uzasadnienie było mniej więcej takie, że prezydent "nie słuchała łodzian, a teraz zaczęła ich słuchać" . Doszło zatem do sytuacji pod względem standardów demokratycznych zatrważającej, bo kilku inicjatorów referendum (Jabłoński nim nie jest, był tylko rzecznikiem inicjatywy referendalnej - red.) zdecydowało w imieniu 60 tys. ludzi, którzy złożyli swoje podpisy za odwołaniem Zdanowskiej, że niekompetentna według nich prezydent Łodzi, jednak kompetencje do sprawowania władzy wykonawczej ma najwyższe. Elita komitetu zwyczajnie uwłaszczyła się na podpisach, które zdobyła, i uczyniła z nich legitymizację własnych starań w dojściu do jakiegoś typu miękkiego sprawowania władzy.
Dlaczego? Bo dodatkowym warunkiem, który spełnić miała prezydent Zdanowska, jest powołanie Rady Mieszkańców Miasta Łodzi w oparciu o zarządzenie, które powstało w kilkadziesiąt minut. Reasumując mamy zatem linię frontu prezydenta, który robi wszystko, by zaskarbić sobie zaufanie łodzian, ale w efekcie coraz bardziej je traci, i ekipę jej wrogów, która zyskała zaufanie 60 tys. łodzian na tym, że nie ufa Zdanowskiej, po czym to zaufanie traci jednym gestem razem ze swą wiarygodnością wstępując na dwór prezydent Łodzi. Efekt może być dla poczucia godności tych 60 tys. łodzian zabójczy, bo jeśli mieli poczucie rozczarowania polityką prezydent miasta, to teraz doszło poczucie, że ufać nie należy już nikomu, skoro po ich plecach przeciwnik władzy zaczyna ją kredytować. To jest precedens, który ściągnie na Łódź kolejny kryzys zaufania, a który dobitnie uwidoczni się przed jakimikolwiek wyborami. Już ostatnia elekcja parlamentarna pokazała jakie problemy miały partie polityczne przy zbieraniu podpisów pod rejestreację list wyborczych. Zaś to, że akcja zbierania podpisów pod referendum o odwołanie Zdanowskiej mogła liczyć na powodzenie było w dużej mierze zasługą tego, że zbierał je komitet nie związany z żadną partią polityczną. Przynajmniej do czasu, bo teraz Jakub Polewski tłumaczy, że część komitetu "Stop Likwidacji Łodzi" od początku była sterowana przez SLD. A jako, że oni, czyli grupa, która przyłączyła się do Zdanowskiej, sterowali być nie chcieli, postawili warunek powołania przez prezydent w pełni niezależnego ciała, jakim jest Rada Mieszkańców Miasta Łodzi.

Stanowiska dla przeciwników

Ta rada to jest fenomen, który wywołał burzę i skanalizował falę niechęci j braku zaufania już nie tylko w stronę Zdanowskiej, ale i jej nowych sojuszników, których uczyniła potężnymi. Dlaczego? Bo powołano tę radę zarządzeniem prezydenta, co już sugeruje, że chodzi tylko o doraźną korzyść w postaci odstąpienia od referendum, a nie potrzeby konsultowania swych decyzji. Zgodność ze sztuką prawniczą tego dokumentu przejdzie do historii Łodzi. Dlaczego? Bo jego zapisy mówią, że radę tworzy 20 mieszkańców miasta oraz, że szefem tej rady jest Piotr Jabłoński, który de facto mieszkańcem Łodzi nie jest. Co jeszcze? Skład rady powołuje prezydent, ale po wniosku Stowarzyszenia Teraz Łódź, do którego należy Jabłoński, albo na wniosek innego stowarzyszenia, które też jest zarządzeniu wymienione z nazwy, jednak dopiero po akceptacji Stowarzyszenia Teraz Łódź.

Prezydent Zdanowska oddała więc monopol dobierania członków rady jednemu stowarzyszeniu, a nie mieszkańcom Łodzi. Ani członków rady, ani jej przewodniczącego nie można odwołać w ciągu czteroletniej kadencji. Członkowie i ich szef odchodzą sami, gdy zechcą zrezygnować. Poza tym do dyspozycji rady są wszyscy miejscy urzędnicy, a gdyby potrzebne były inne konsultacje, tylko przewodniczący rady może ich zaprosić na posiedzenie. Jej obrady nie będą zatem otwarte dla mieszkańców miasta, których niby to reprezentują, a także dla mediów. Dokument przeanalizował i zinterpretował na blogu Jarosław Ogrodowski ze Stowarzyszenia "Fabrykancka". Konkluzja jest porażająca: "(...) mamy do czynienia z sytuacją bezprecedensową. Pod presją referendum, w świetle jupiterów i kamer dokonano w Łodzi legalnego zamachu stanu. Prezydent miasta skapitulowała przed kilkoma nikomu nieznanymi osobami, oddając w ich ręce ogromną władzę. Oczywiście nie jest to władza nigdzie poza zarządzeniem (specprawem?) zadekretowana, ale kierunek jest jasny - wszystko ma przejść przez ręce tych ludzi. Wszystko ma być z nimi uzgodnione i skonsultowane. Z nimi - jako samozwańczą reprezentacją mieszkańców.

Jednym ruchem ręki wyrzucono na śmieci konsultacje społeczne (oprócz tych ustawowo wymaganych), Komisje Dialogu Obywatelskiego (żadna nie zdołała się narodzić) oraz Łódzką Radę Działalności Pożytku Publicznego. Łodzianie stali się świadkami nowej rzeczywistości, w której ktoś stał się ich przedstawicielem i monopolizując w ten sposób i zbierając w jednym ręku cały dialog na linii mieszkańcy-miasto. Inne sposoby społecznej aktywności w tym kierunku stają się niepotrzebne. Inne stowarzyszenia i organizacje pozarządowe mogą się rozwiązać lub zająć kwestiami niezarezerwowanymi dla Rady - gdyż ich głos i tak nie będzie wysłuchany. To, co obserwujemy, to bezczelny i niespotykany skok na miasto - skok, na który władze tegoż miasta pozwoliły w strachu o swoje stołki. W zarządzeniu nie ma słowa o nieodpłatności posiedzeń Rady - nikt nie może zabronić Radzie przyjąć w regulaminie diet dla jej członków, tworząc kolejny precedens - bo jak ma się wtedy zachować miasto, które samo pozwoliło na stworzenie przez nikogo niezatwierdzanego regulaminu działania Rady?

W czwartek oświadczenie wydało też Fundacja Normalne Miasto Fenomen, w którym powołanie rady uznało za czyn nielegalny. "(...) Zarządzenie to przekreśla efekty współpracy z sektorem pozarządowym, którą samorząd Miasta Łodzi od lat rozwijał. Kapitał społecznego poparcia zebrany w czasie tej współpracy został utracony. Działalność takich ciał jak Łódzka Rada Działalności Pożytku Publicznego czy wpisane do Programu współpracy miasta z organizacjami pozarządowymi na 2012 r. Komisji Dialogu Obywatelskiego traci sens. (....) - czytamy m.in. w oświadczeniu Fenomenu. Widać zatem, że prezydent Zdanowska chcąc związać starych przeciwników ze sobą, otworzyła kolejny front, który stanął na przeciw niej. Co charakterystyczne na forach internetowych i portalach społecznościowych aktywność przeciwników referendum i zwolenników Zdanowskiej wytraciła impet. Co więcej interpretację Ogrodowskiego i oświadczenie Fenomenu na portalach polecają nawet niektórzy radni miejscy klubu PO, czyli zaplecza politycznego prezydent Zdanowskiej, jak choćby Bartosz Domaszewicz. Prezydent Zdanowskiej póki co broni tylko przewodniczący Rady Miejskiej Tomasz Kacprzak.Powołanie rady speczarządzeniem skrytykowali takż przedstawiciele wszystkich partii opozycyjnych, łącznie z Ruchem Palikota, który do tej pory zachowywał się wstrzemięźliwie, zaś SLD domaga się rezygnacji Zdanowskiej i przedterminowych wyborów prezydenta Łodzi.

Referendarze się nie poddają

Co interesujące najbardziej, manewr Hanny Zdanowskiej w ogóle nie wyhamował akcji referendalnej, bo podpisy zbierane są nadal. Część, szacowana na około 10 tys., którymi dysponują Piotr Jabłoński i Jakub Polewski, w piątek miała trafić do delegatury Państwowej Komisji Wyborczej w Łodzi. Wycofanie wniosku o rozpisanie referendum możliwe nie jest, bo zwyczajnie go nie było. Ów wniosek składa się z podpisami dwa miesiące po ogłoszeniu zamiaru przeprowadzenia referendum, a termin ten mija we wtorek o godz. 16.15 . Hanna Zdanowska nie jest zatem pewna, że powołanie rady odciągnie od nej groźbę referendum. Oswoiła tylko część swoich wrogów, a powołując radę mieszkańców pod dyktando Jabłońskiego i Polewskiego, ale wykreowało jej nowych przeciwników. Zaś jej nowi sojusznicy skompromitowali w Łodzi instytucję referendum ogłaszając, że są przeciw niemu, choć wcześniej zbierali podpis. Teraz paradoksalnie, w Łodzi, która doświadczenia po referendum sprzed dwóch lat ma fatalne, testem na zaufanie opinii publicznej do władz i organizacji pozarządowych będzie informacja o tym, czy zebrano wystarczającą ilość podpisów pod referendum o odwołanie prezydent miasta.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki