Z powodu remontów dróg i zamkniętych ulic łodzianie długo jadą do pracy, uczelni lub szkół.
Radny Rafał Markwant (PiS) obawia się, że opady śniegu jeszcze bardziej wydłużą te podróże, a pracodawcy zaczną wyciągać konsekwencje służbowe wobec osób, które spóźniają się do pracy. Zwrócił się do prezydent Łodzi o apel do pracodawców, aby nie karali pracowników za spóźnienia. Władze Łodzi nie wykluczają takiego apelu.
"Mieszkańcy Andrzejowa, Olechowa i Widzewa na dojazd do pracy w centrum lub zachodnich dzielnicach Łodzi potrzebują godzinę - półtorej godziny. Spóźnienia do pracy mogą skutkować poważnymi nieprzyjemnościami, z dyscyplinarnymi zwolnieniami włącznie" - napisał radny Markwant w interpelacji do prezydent Hanny Zdanowskiej.
Otrzymał odpowiedź od wiceprezydenta Marka Cieślaka, że nie wyklucza wystosowania apelu do pracodawców w przypadku "ekstraordynaryjnych okoliczności". Jak to rozumieć?
- Jeśli okoliczności będą ekstraordynaryjne (huragan, śnieżyca i zasypane miasto), to wtedy taki apel nie jest wykluczony - wyjaśnia Marcin Masłowski, rzecznik prezydent Łodzi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?