Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Repatrianci mieszkający w Łodzi otwierają kolejne restauracje

Matylda Witkowska
Repatrianci prowadzą już restauracje przy ul. Piramowicza 11/13 i przy Piotrkowskiej. Kolejny biznes ruszył przy Nowomiejskiej
Repatrianci prowadzą już restauracje przy ul. Piramowicza 11/13 i przy Piotrkowskiej. Kolejny biznes ruszył przy Nowomiejskiej Krzysztof Szymczak/archiwum
Jurij Wodopjanow, doradca biznesowy pochodzący z Kazachstanu, przyjechał do Łodzi pięć lat temu jako repatriant. Cały majątek zmieścił w walizce. W Łodzi odniósł sukces otwierając restauracje Teremok. Teraz przeprowadza eksperyment, który ma pomóc innym repatriantom. Działa w tajemnicy, tak że beneficjenci nic o tym nie wiedzą.

Oksana i Jurij Wodopjanow mają polskie korzenie. Ich rodziny na początku XX w. zostały przesiedlone do Kazachstanu. - Do Polski wróciłem, bo było to wielkie marzenie moich dziadków - mówi Jurij.

Jednak początki w kraju przodków nie były łatwe. - Są dwa typy repatriantów: jedni przyjeżdżają na zaproszenie, mają zapewnione mieszkanie i pracę - mówi Jurij. - My przyjechaliśmy na podstawie Karty Polaka. Byliśmy zdani na własne siły - tłumaczy.

Rozkręcenie biznesu nie było łatwe. - Próbowałem uzyskać kredyt, ale nie miałem wystarczających środków ani poręczycieli. Byłem w urzędzie miasta, inkubatorze biznesu, izbie handlowej. Nikt nie potrafił mi pomóc - dodaje.

W końcu zdobył środki w urzędzie pracy. Trzy lata temu z żoną zaczął produkować i sprzedawać pierogi. Najpierw w małym pomieszczeniu przy ul. Piramowicza, potem tuż obok w nieco większym, a niedawno otworzył filię przy ul. Piotrkowskiej 36. - Udało mi się, ale zauważyłem, że wielu repatriantów ma podobne problemy - mówi.

Postanowił im pomagać. W Kazachstanie pracował jako doradca biznesowy, prowadził m.in. inkubator przedsiębiorczości. W Łodzi stworzył własny, autorski program wzbudzania przedsiębiorczości. - Inkubator biznesu osłabia przedsiębiorczość. Ludziom się wydaje, że pracownicy wszystko załatwią i ludzie tracą inicjatywę - wyjaśnia Jurij Wodopjanow.

Na pierwszy ogień eksperymentu poszła pracująca u nich w restauracji repatriantka z Kazachstanu, pani Wiktoria Bujalska. - Gdy pytała o prowadzenie biznesu czy możliwości otrzymania dotacji w Polsce, dyskretnie podsuwaliśmy jej informacje. Ale otwarcie do niczego nie zachęcaliśmy - mówi Jurij Wodopjanow.

Wkrótce Wiktoria zrezygnowała z pracy w Teremoku otworzyła własny biznes. Choć nigdy nie prowadziła nic własnego (w Kazachstanie długo pracowała w wojsku w dziale kadr) w lipcu przy ul. Nowomiejskiej 4 utworzyła jadłodajnię Aniuta z domowymi obiadami. - Przepraszała, że robi nam konkurencję. A my się ucieszyliśmy. O to właśnie nam chodziło - mówi Wodopjanow.

O tym, że pracodawcy przeprowadzili na niej eksperyment biznesowy pani Wiktoria dowiedziała się niedawno. - Niczego się nie domyśliłam. Ale cieszę się, że mam własną jadłodajnię - mówi.

Jurij pracuje już nad kolejnym repatriantem. Ma nadzieję, że też otworzy biznes. Jego zdaniem przedsiębiorczy repatrianci mogą Łodzi pomóc. - Wielu ludzi wyjechało do pracy za granicę. Powstała luka, którą mogliby zapełnić repatrianci - mówi. Jego marzeniem jest założenie stowarzyszenia, które będzie pomagało repatriantom w całej Polsce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki