18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ring rodzinny: Pomidorowa zupa mojej mamy

Anna Gronczewska
Syn Krystyny Giżowskiej uczył się gry na fortepianie. Zamierza też wziąć korepetycje z gry na gitarze
Syn Krystyny Giżowskiej uczył się gry na fortepianie. Zamierza też wziąć korepetycje z gry na gitarze fot. Krzysztof Szymczak
W łódzkim domu muzyków panuje cisza. Nie ma wspólnego śpiewania przy stole, bo na co dzień jest śpiewanie na estradzie. O tym, czy muzyka jest w stanie połączyć dwa pokolenia, z łódzką piosenkarką Krystyną Giżowską i jej synem Marcinem Olejnikiem, rozmawia Anna Gronczewska

Czy fajnie jest być dzieckiem znanej artystki?

Syn: Myślę, że tak samo jak bycie dzieckiem każdej innej matki. Nie podlegałem z tego powodu jakiejś dyskryminacji czy też szczególnemu traktowaniu. Wszyscy moi znajomi poznali mamę i bardzo ją lubią. Traktują ją jak każdą inną kobietę.

Mama: Myśmy nigdy nie izolowali Marcina od kolegów. Przebywał w różnym towarzystwie. Bardzo cieszyliśmy się, że od małego tych kolegów sprowadzał do domu. Sami urządzaliśmy tu różnego rodzaju spotkania. Nie liczyło się z jakiego domu kto pochodził. Zabiegaliśmy, by miał jak najwięcej różnych przyjaciół. Poza tym ja sama nie izoluję się od ludzi. Chcę wśród nich żyć. Miałam z Marcinem zwyczajne problemy, tak jak każda matka.

Bywały takie momenty, że syn widział mamę tylko w telewizji?

Syn: Jeśli tak było to tylko na początku mojego życia. Ale tego nie pamiętam.

Mama: Moje pięć minut przypadało akurat na okres narodzin Marcina. Wtedy bardzo często wyjeżdżaliśmy. Zdarzało się, że gdy akurat wypadał wyjazd do Stanów Zjednoczonych, to nie było nas nawet pół roku. Moja mama przejęła wtedy moje obowiązki. Pierwszy raz zostawiłam Marcina na dłużej pod jej opieką, gdy miał dziewięć miesięcy. Wróciłam po pół roku. Bałam się, że mnie nie pozna. Mama pokazywała mnie Marcinowi na plakatach, zdjęciach.

I Marcin poznał panią po powrocie?

Syn: Ja tego nie pamiętam...

Mama: Okazuje się, że dziecko nie zapomniało matki! Na początku był bardzo zdezorientowany. Wystarczyło, że powiedziałam kilka słów...

A syn był zabierany w trasę koncertową?

Syn: Teraz ja zabieram mamę w trasę! Ma przecież od niedawna prawo jazdy, a ja je zrobiłem, gdy skończyłem osiemnaście lat. Od tego czasu jestem kierowcą mamy. Oczywiście dzieje się tak, gdy tata nie może zasiąść za kółkiem.

Mama: Rzeczywiście, syn nieraz zabiera mnie na koncerty. Ale gdy był mały, to z mężem też zabieraliśmy go w trasę koncertową. Było to jednak dla niego uciążliwe. Mieliśmy tu taką przyszywaną babcię, panią Janeczkę, która podczas naszych wyjazdów opiekowała się Marcinem. Nie miała swoich wnuków, więc całą miłość przelała na niego. Mieliśmy szczęście, że ją spotkaliśmy.
Pozostały jakieś wspomnienia zza kulis?

Syn: Pamiętam jeden z wypadów do Kołobrzegu, potem do Poznania i występ w telewizji.

Mama: W telewizji Marcin nawet śpiewał. Był to program z okazji Dnia Matki, który emitowała "Dwójka". Marcin opowiadał wtedy, że najlepiej lubi zupę pomidorową, którą ja ugotuję.

Marcin chodził do szkoły muzycznej?

Syn: Uczyłem się grać na pianinie. Teraz planuję wziąć korepetycje z gry na gitarze. Kiedyś już próbowałem, ale mi to nie wyszło. Chcę więc wrócić do gitary.

Mama: Na pianinie grał już nieźle...

Syn: No tak, ale w pewnym momencie przestałem. Wiem dziś, że był to po części mój błąd.

Mama: Przede wszystkim twój błąd! To było na zasadzie: nie, bo nie..

A rodzice nie naciskali, by uczył się Pan w szkole muzycznej?

Syn: Rodzice byli zawsze bardzo liberalni, jeśli chodzi o moje kształcenie. Nic mi nie narzucali. Z drugiej strony, nie musieli też trzymać nade mną bata, bo do złych rzeczy mnie nie ciągnęło.

Mama: Tata marzył, bym poszedł w jego ślady. Mamy studio nagrań, bardzo dobrą aparaturę nagłaśniającą. Mąż chciał, by syn to przejął. Ale Marcina to specjalnie nie interesuje. Może nie odziedziczył po nas tego zacięcia muzycznego.

Nadeszła matura, trzeba było zadecydować co dalej. To była tylko Pana decyzja?

Syn: Zupełnie moja. Zdecydowałem się studiować administrację publiczną na Uniwersytecie Łódzkim. W tym roku ją kończę, jestem już na piątym roku. Ale studiuję też na drugim kierunku, na marketingu. Jednak tam uczę się dopiero na pierwszym roku. Wiadomo, że z jednym "papierkiem" dziś wiele się nie zdziała.

Mama: Kiedy Marcin zaczynał studia mówiło się, że jest to świetny kierunek, brakuje dobrej, wykształconej kadry administracyjnej. Po trzech latach okazało się, że to niewypał. Trudno jednak było po trzecim roku zmieniać kierunek studiów.
Syn: Teraz słyszy się o zmniejszaniu zasobów ludzkich w administracji i zmierza do tego, by wszystko załatwiać przez internet. Dlatego też zdecydowałem się na drugi kierunek studiów.

Studiuje Pan marketing, więc może dzięki temu kierunkowi zwiąże się Pan tak jak rodzice z muzyką?

Syn: Chyba nie, nie mam takich ciągot.

Mama: Nie wiem czy bym tego chciała. Praca w tej branży to bardzo niepewny kawałek chleba. Poza tym trzeba bardzo dużo pieniędzy, by zainwestować w najlepszy sprzęt. A tylko najlepsi mają szansę zaistnieć i przetrwać na rynku. Zawsze lepiej mieć, jak mówił mój tata, dobrą, pewną posadę niż wolny zawód. Choć my z mężem z tego wolnego zawodu żyjemy. I dajemy sobie radę. Jednak my zaczynaliśmy o wiele wcześniej.

Śpiewaliście kiedyś razem na estradzie?

Syn: Nie!

Mama: Marcin naprawdę ma dobry słuch!

Słuchacie wspólnie w domu Pani piosenek?

Mama: Nie, zresztą nawet sama nie słucham swoich piosenek.

Syn: Przyznam się, że w samochodzie puszczam sobie jedną piosenkę mamy, "Maj", którą niedawno nagrała.

Mama: Pochodzi ona z programu telewizyjnego "Muzyka łączy pokolenia". Wystąpiłam w nim z Varius Manx. Ja śpiewałam piosenkę ich, a oni moją. Ja wybrałam właśnie "Maj".

A syn nuci czasem Pani największy przebój "Przeżyłam z tobą tyle lat"?

Syn: Znam tę piosenkę na pamięć. Przyznam jednak, że wolę inny rodzaj muzyki niż ten, który wykonuje mama. Choć na biwaku, przy ognisku śpiewałem "Kosmiczną deskorolkę". Ja lubię wszystko, co wpada w ucho.

Mama: Słuchałeś Grechuty, Raya Charlesa...
Przy rodzinnych spotkaniach śpiewa się u państwa?

Syn: Raczej nie ma takiej tradycji.

Mama: Spotykamy się często w grupie przyjaciół, którzy są też muzykami. A muzycy nie lubią śpiewać przy stole. Robimy to przecież na scenie. W domu muzyków jest dużo ciszy, przy stole opowiadamy sobie, śmiejemy się. Choć raz na urodzinach męża zrobiliśmy sobie takie jazz session na dole, w studiu. Zaczęło się tam wspólne śpiewanie. Takie sytuacje to rzadkość.

W szkole z dumą mówił Pan, że mama jest piosenkarką?

Syn: Starałem się tym nie chwalić. Noszę inne nazwisko. A i tak koledzy mówili na mnie Giżowski. Mój pseudonim to "Giża".

Mama: Ja chodziłam na każdą wywiadówkę. Znałam mamy kolegów, zaprzyjaźniałyśmy się, spotykałyśmy. Należałam do komitetów organizacyjnych różnych szkolnych imprez. Raz nawet, gdy Marcin chodził do liceum, to zaśpiewałam w szkole.

Gdy macie wolną chwilę, to spędzacie ją razem?

Syn: Każde z nas idzie swoimi drogami. Choć czasem razem z mamą wybiorę się na narty. To nasza wspólna pasja.

Mama: Marcin ma swoją dziewczynę, więc woli z nią spędzać czas. Mamy domek nad jeziorem. Syn jeździ już do niego albo z dziewczyną, albo z kolegami. Gdy jesteśmy w domu, to staramy się spędzić sporo czasu ze sobą. Jemy razem posiłki. Ja cały tydzień jestem w domu, a na koncerty wyjeżdżam w weekendy. Jesteśmy naprawdę bardzo normalną rodziną.

Mama dobrze gotuje?

Syn: Rewelacyjnie, choć teraz do gotowania zaczął brać się też tata.

Mama: Marcin już też nieźle radzi sobie w kuchni. Możemy go zostawić samego w domu i wiemy, że nie umrze z głodu.

Kiedyś kolekcjonowała Pani buty...

Mama: Kolekcjonowała? Ja w nich chodzę! Kocham buty.
Syn: Nie wiem jak to jest, bo mama nigdy nie wpuszcza mnie do drugiej części sypialni, gdzie są buty i ubrania.

Mama: Garderoba stanowi cały pokój. Mąż i syn tam nie wchodzą!

Pan też ma takie hobby?

Syn: Butów nie zbieram! Mam na górze swojego zwierzaka, to szynszyla. Cała rodzina lubi zwierzęta. Poza tym lubię pływać, od niedawna gram w paintball.

Mama: Zwierzęta to nasze rodzinne hobby. Zawsze mieliśmy wiele kotów. Teraz tak się złożyło, że nie ma żadnego. Mamy za to psa Pupila.

Mama jest surową matką?

Syn: Nie, jest tolerancyjna.

Mama: Choć się kłócimy. W domu, w którym żyje Skorpion, Byk i Baran nie może być spokojnie. Każdy z nas ma mocny charakter.

Syn: Gdybyśmy nie wyjaśniali sobie pewnych rzeczy, to byłoby zbyt nudno.

Kto jest Skorpionem?

Mama: Ja, Marcin Bykiem, a mąż Baranem.

O czym marzycie?

Syn: Chcę skończyć studia, dostać bardzo dobrze płatną pracę. Lubię podróżować. Chciałbym pojechać do Japonii. Mama już tam była...

Mama: Byłam w Japonii, Mongolii, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, na Kubie, ale nigdy nie odwiedziłam Włoch! Bardzo chciałabym tam pojechać. Tak samo jak do Aten i zobaczyć Akropol. Historia, zwłaszcza starożytna, to mój konik. No i chciałabym jeszcze nagrać dobrą płytę. Pracuję nad tym...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki